Gorzki sukces


Wojciech Holicki


 

 

 

 

Zdarzyło się 70 lat temu (42)

 

 

 Gorzki sukces

 

 

 

Choć dobiegające z zewnątrz odgłosy świadczyły niezbicie o tym, że cel idzie na dno, kpt. mar. Robert Ward, dowódca USS Sailfish, rozkazał ponownie podnieść peryskop. Ocean był bardzo rozkołysany, więc tylko momentami wizjera nie zalewała woda, jednak tam gdzie powinien znajdować się storpedowany okręt, nie zobaczył niczego na falach. Miał więc pełne powody do zadowolenia – dobił właśnie japoński lotniskowiec należący do większej formacji, którą mimo szalejącego wokół tajfunu przechwycił i zaatakował w pobliżu wyspy Hachijo-jima, położonej około 155 Mm na południe od Tokio. Nie mógł wiedzieć, że trzecia salwa do niego, wystrzelona 4 grudnia 1943 r. o 09.40, przesądziła także o losie grupki jeńców z bliźniaczego Sculpina. Sailfish, noszący wcześniej nazwę Squalus, związany był z nim w sposób niezwykły, poprzez dramatyczne wydarzenie, które wiosną 1939 znalazło się na czołowych stronach gazet.

 

5

 

Sculpin (SS 191) i Squalus (SS 192) należały do liczącego 10 okrętów typu Sargo i zostały zbudowane przez Portsmouth Navy Yard, najstarszą spośród stoczni państwowych w USA (powstała w 1800 r.), mieszczącą się na kilku wysepkach, które leżą w granicach miasta Kittery (stan Maine, samo Portsmouth leży tuż za jego granicą, już w stanie New Hampshire). Stępki pod nie położono w 1937 r., wodowania nastąpiły rok później w odstępie niecałych dwóch miesięcy, odpowiednio 27 lipca i 19 września. Uroczyste wcielenie Squalusa do służby nastąpiło 1 marca 1939 r., półtora miesiąca po tym, jak podniesiono gwiaździsto-pasiastą banderę na Sculpinie. Oba okręty odbywały próby morskie w rejonie na południe od pobliskich Isles of Shoals i 22 maja, mając za sobą 18 krótszych lub dłuższych zanurzeń, starszy z bliźniaków otrzymał rozkaz wyjścia nazajutrz w rejs „otrzęsinowy”, z Pearl Harbor jako portem przeznaczenia.


Feralne zanurzenie
Rano 23 maja dowodzony przez por. mar. Olivera F. Naquina Squalus wyruszył po raz kolejny we wspomniany rejon; miał na pokładzie 59 ludzi, w tym trzech cywilów ze stoczni. Krótko po 08.40 wykonał zanurzenie nr 19, zaplanowane na godzinę. Wszystko szło gładko, ale gdy znalazł się na głębokości około 20 m z przedziału maszynowego nadszedł meldunek, że wdziera się tam woda. Szasowanie zbiorników balastowych nie dało pożądanego skutku, okręt nabrał 45-stopniowego przegłębienia na rufę i wkrótce opadł na dno, odległe w tym miejscu od lustra wody o 74 m. Ponieważ system łączności wewnętrznej działał, Naquin dowiedział się wkrótce, że w niemal suchych przedziałach dziobowych i centrali znajduje się 33 ludzi. Nie było żadnego odzewu z przedziałów w tylnej części kadłuba, potem znaleziono tam 26 ciał.

Dowódca stoczni Portsmouth NY zaniepokoił się już o 09.40, gdy nie nadszedł meldunek o wynurzeniu, a o 11.00 rozkazał, by Sculpin wyszedł natychmiast w morze na poszukiwanie bliźniaka. Trochę wcześniej zawiadomił o sytuacji dowództwo naczelne i będący w New London (stan Connecticut) okręt ratowniczy Falcon (ASR 2, ex-trałowiec typu Lapwing o oznaczeniu AM 28) został postawiony w stan gotowości. Miał on na pokładzie m.in. komorę ratunkową McCanna, jedną z pięciu będących wówczas na stanie i rozmieszczonych w kluczowych bazach US Navy.

Błąd w odczytaniu meldunku o pozycji zanurzenia Squalusa (różnica wynosiła 5 mil) sprawił, że Sculpin szukał go w niewłaściwym miejscu. Jeden z oficerów na pomoście kiosku patrzył jednak przypadkiem przez lornetkę w dobrą stronę i zobaczył dym szóstej rakiety wystrzelonej z dna. Krótko przed 13.00 Sculpin rzucił kotwicę przy boi telefonicznej, ale rozmowa dowódców zakończyła się po paru słowach, bo kabel uległ zerwaniu. Ruszyła natychmiast akcja ratownicza, nawiązany został kontakt z uwięzionymi (posłużył do tego sonar Sculpina), a o 19.30 holownik Penacook (YT 6) zahaczył o Squalusa cięższą kotwicą pożyczoną z jego bliźniaka. O 21.45 na Sculpina dotarli najstarsi rangą specjaliści ratownictwa podwodnego i, wobec niemożności szybkiego podniesienia okrętu, zapadła decyzja o użyciu komory.

Falcon dopłynął na miejsce 24 maja o 06.50. Pogoda od rana była idealna. Nurek, który zszedł na dół wzdłuż liny z Penacooka, wylądował na pokładzie dziobowym Squalusa, niecałe 2 m od włazu. Krótko po południu komora bez najmniejszego problemu (okręt spoczywał na dnie niemal w optymalnej pozycji) osiadła nad nim, zabierając siedmiu ludzi. O 16.00 na górze było dziewięciu kolejnych (nurek z „załogi” komory, bojąc się pogorszenia pogody, zdecydował samodzielnie, że można zabrać więcej ludzi), trzeci kurs, z tą samą liczbą „pasażerów”, zakończył się o 18.50. Ostatni, rozpoczęty o 20.14, obfitował w emocje, bo komora utknęła po drodze. Opuszczona potem na dno, nie została wyciągnięta (próby założenia liny przyniosły tylko dramatyczne przygody nurków), lecz wynurzyła się dzięki szasowaniu zbiorników balastowych. Nastąpiło to 25 maja o 00.38.

14 lipca, gdy nagrodzona mnóstwem odznaczeń akcja dawno przestała być tematem nr 1 w amerykańskich mediach, Squalus wrócił na czołówki gazet – stało się to za sprawą nieudanej próby podniesienia okrętu, przeprowadzonej poprzedniego dnia. Dokładnie 3 miesiące później znalazł się on w doku w Portsmouth i 15 września, po usunięciu ciał i przemyciu wnętrza kadłuba, przystąpiono do oględzin. Okazało się wówczas, że otwarty jest wlot czerpni powietrza do przedziału maszynowego – masywny zawór grzybkowy, poruszany przez mechanizm hydrauliczny, pozostawał w górnym położeniu. Gdy przywrócone zostało ciśnienie, nie zareagował na ruchy dźwigni, jednak lekkie nasmarowanie sprawiło, że podnosił się i opadał jak gdyby nigdy nic. To, dlaczego uniósł się po zejściu okrętu pod wodę, na zawsze pozostanie zagadką.

W raporcie komisji dochodzeniowej uznano za błąd, że mechanicy Squalusa nie zamykali wylotów czerpni (dzieliła się ona na dwie rury mniejszej średnicy). Ponieważ jednak wyszło na jaw, iż czyniono tak powszechnie (pokrętła zaworów dolnych stawiały spory opór, a potrzeba było wielu obrotów), nie stało się to zarzutem. Gremium zarekomendowało zmiany w konstrukcji okrętów, w tym podzielenie maszynowni grodzią wodoszczelną na 2 przedziały i zastosowanie zaworów zamykanych jednym ruchem dźwigni, odpowiednio oddalonej od wylotów. Modyfikacje te zostały wprowadzone.

Remont okrętu trwał do maja 1940 r. i kosztował 1,4 mln dolarów (prawie 1 wydatków na budowę). W trakcie prac podjęta została decyzja o zmianie jego nazwy na Sailfish5, za sprawą sugestii prezydenta Roosevelta – był on zapalonym wędkarzem i zdjęcie z 13 lipca 1939 r., gdy nad wodę wyskoczył na krótko dziób Squalusa, skojarzyło mu się z tą rybą. Nowym dowódcą został kpt. mar. Morton C. Mumma, sztywny służbista. Wykonując polecenie przełożonych o „wymazaniu przeszłości” przyjął on tylko paru marynarzy ze Squalusa i, ćwicząc załogę bezlitośnie, karał za wymienienie pierwotnej nazwy okrętu czy jakiekolwiek nawiązywanie do jego historii, posuwając się nawet do wydania „zakazu pokładowego” dla Naquina.

Sailfish wszedł oficjalnie do służby 15 maja, ale ponownie zanurzył się dopiero we wrześniu. Wszystkie testy przeszedł idealnie, w marcu 1941 r. dotarł na Hawaje, gdzie Mummie polecono przycumować do… Sculpina. Pod koniec października, wobec coraz bardziej pewnego wybuchu wojny z Japonią, obie jednostki znalazły się w grupie mającej wzmocnić Flotę Azjatycką i 8 listopada dotarły do Manili.

 

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 12/2013

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter