Trzynasty raz w Mieście Grzechu

 


Leszek Erenfeicht, Jarosław Lewandowski


 

 

 

Trzynasty raz w Mieście Grzechu

 

Amerykański SHOT Show to największa na świecie, doroczna impreza wystawienniczo-targowa, poświęcona broni, amunicji, optyce oraz akcesoriom strzeleckim. Nazwa jest akronimem od słów „Shooting, Hunting and Outdoor Trade”, co najlepiej oddaje charakter targów. Pierwszy SHOT Show zorganizowano w 1979 roku w St. Louis, Missouri, a potem targi krążyły z miasta do miasta: były organizowane w San Francisco, Nowym Orleanie, Atlancie, Dallas, Houston, Orlando i Las Vegas. Od kilku lat osiadły w Las Vegas – w tym roku już po raz 13. stolica hazardu i wszelakiej rozpusty gościła SHOT Show, i nie była to bynajmniej trzynastka pechowa. Przynajmniej jeśli chodzi o pogodę, która rok temu płatała nieprzyjemne figle. Tegoroczna zima na pustyni była taka, jak należy: mocne słońce przez większość dni, temperatury po kilkanaście °C na plusie za dnia, i po kilka stopni (do zera) wieczorem. Jeśli chodzi o nowości, a – to tu już znacznie gorzej, ale przecież nie można mieć wszystkiego na raz, prawda? Poza tym podobno mamy kryzys... Żeby nie popaść w powielanie rutynowych „obrazków z wystawy”, w tym roku zdecydowaliśmy się zupełnie pominąć Czarny Karabin, czyli najliczniej prezentowane w praktycznie każdym zakątku targów niezliczone klony AR15 (oraz akcesoria do nich). Czy po tym zostało jeszcze coś ciekawego do oglądania? Oceńcie Państwo sami – zapraszamy do lektury!



 

 


Polska, gola!
Z polskiego punktu widzenia targi były o tyle interesujące, że po raz pierwszy w historii wystawiały się na nich polskie firmy – na stoisku Bumaru, krajowego potentata branży zbrojeniowej, pokazano broń z Fabryki Broni Łucznik w Radomiu oraz amunicję z Zakładów Metalowych Mesko w Skarżysku-Kamiennej. Wszystkie produkty eksponowane na stoisku wzbudziły żywe zainteresowanie zwiedzających, co dobrze rokuje planowanej przyszłej ekspansji polskiego przemysłu na cywilny rynek broni i amunicji – na razie tylko w USA. Szczególnie podobały się Beryle z adapterem magazynkowym oraz w wersji na nabój .22 LR, ale też reaktywowany VIS i amunicja – a z niej zwłaszcza szeroka gama nabojów .50 BMG (12,7 mm x 99). Oby prezesom Bumaru starczyło zapału na trochę dłużej, niż rok czy dwa, bo patrząc na dzieje wchodzenia na najbardziej wymagający (ale też największy) rynek cywilny świata firm czeskich czy bułgarskich, widać że aby zaistnieć na nim skutecznie i trwale trzeba zainwestować – i to nie tylko pieniądze, ale także czas i cierpliwość. Ale potem nakłady zwracają się w trójnasób, o ile zdobędzie się przedstawiciela z prawdziwego zdarzenia, albo założy się amerykański oddział firmy. Broń z Radomia można było zobaczyć na stoiskach trzech firm, które starają się o pozycję głównego przedstawiciela: Long Mountain Outfitters (zajmującej się głównie bronią w wersjach wojskowych), Century Arms (zajmującej się głównie sprowadzaniem do USA broni z nadwyżek magazynowych) oraz IO (ostatnio znanej najbardziej z doprowadzenia do niewypłacalności niemieckiej firmy Sport Systeme Dittrich, produkującej repliki MP 38, FG 42 i MP 44). Z zaciekawieniem będziemy obserwować dalszy rozwój wypadków, jednocześnie trzymając kciuki za powodzenie całej operacji, która ma szansę wydatnie pomóc w uzdrowieniu polskiego przemysłu broni i amunicji. No i z pewnością skorzysta na takim uzdrowieniu także nasz krajowy klient „cywilno-prywatny”, do tej pory nie będący – delikatnie to ujmując – główną grupą docelową działań marketingowych i handlowych polskich fabryk. Na zakończenie ciekawostka: Archer, czyli Beryl żeby trafić na rynek amerykański, musi być przerobiony według wskazówek ATF (samopowtarzalny, bez tłumika płomienia, z jednorzędowym magazynkiem, kolbą bez chwytu pistoletowego itp.) – ale klient nigdy (poza targami) nawet by nie zobaczył takiego koszmarka, bo importer z miejsca zmienia kolbę, gniazdo magazynka i generalnie doprowadza karabin do stanu używalności. Dopiero wówczas karabin jest „proudly made in USA” i mo że być sprzedany... A my narzekamy, że nasze prawo jest pokręcone?!

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 3-4/2011

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter