302. batalion pancerny (radio) przeciw Powstaniu Warszawskiemu
Norbert Bączyk
302. batalion pancerny (radio)
przeciw Powstaniu Warszawskiemu
Wehrmacht zaangażował do zwalczania Powstania Warszawskiego różne swoje jednostki pancerne, ale tylko kilka walczyło w polskiej stolicy przez dłuższy czas. Szczególną rolę odegrał 302. batalion pancerny, wyposażony w specjalne pojazdy – Funklenk-Panzer. To właśnie ten oddział uzbrojony był w groźne nosiciele ładunków wybuchowych, które zadały obrońcom i ludności cywilnej tak wiele strat.
![](files/artykuly/speciale/ntw_2009_special_06/warszawa.jpg)
Dzień 13 sierpnia 1944 roku to jedna z najtragiczniejszych kart w historii Powstania Warszawskiego. Jak wspominał po latach żołnierz Armii Krajowej, Witold Piasecki pseudonim „Wiktor”: Około godziny 9 z Krakowskiego Przedmieścia rozpoczęły natarcie dwa czołgi, które strzelały w kierunku ul. Świętojańskiej, później – Podwala. Spoza tak przygotowanej osłony czołgów wysunął się trzeci, mniejszy czołg, szarżujący wprost na barykadę zamykającą wylot ul. Podwale. Mimo zmiany kierunku natarcia wysunięta obsada barykady zdążyła obrzucić atakującą maszynę butelkami z benzyną. Płonący czołg efektownie „utknął” na barykadzie. Jego klapa otworzyła się, a jedyny, jak się okazało, członek załogi błyskawicznie wyskoczył i, kryjąc się w ruinach, zbiegł w kierunku Senatorskiej. Ucieczka była tak szybka, że obrońcy barykady nie mieli czasu na zamienienie butelek zapalających na peemy. Niemca pogoniła tylko jedna nieskuteczna seria. W myśl zasad walk w mieście, natychmiast rozpoczęto gaszenie czołgu ziemią i piaskiem. Ogień opanowano. […] Żadne podejrzenia co do unieruchomionego czołgu jeszcze się nie zrodziły. Czołg był wprowadzony w walce, podpalony w akcji i opuszczony przez załogę ze względu na pożar. Powstańcom znane było działanie min samobieżnych „Goliatów”, ale tym razem mieli przed sobą średni pojazd załogowy. Okres ciszy po wycofaniu się Niemców obrońcy wykorzystali na oględziny tkwiącego na barykadzie czołgu. Podchorąży „Tur” (Witold Trzeciakowski) przeskoczył barykadę pod jego osłoną i wśliznął się do środka. Czołg nie był uzbrojony! W tylnej części wmontowane było urządzenie przypominające radiostację. Wedle innych relacji akcja niemiecka miała rozpocząć się o 10:00 atakiem trzech dział szturmowych, które przez godzinę ostrzeliwały pozycje powstańcze. Następnie do barykady przegradzającej ulicę Podwale podjechał od strony ulicy Krakowskie Przedmieście pojazd pancerny, który najwyraźniej asekurował mniejszy wóz, nazywany w relacjach „tankietką”. Akcji tej nie towarzyszyła piechota. „Tankietka” podjechała do barykady, gdzie butelkami z płynem zapalającym obrzucili ją żołnierze batalionu „Gustaw”. Pojazd zatrzymał się przed barykadą, a po chwili jego wnętrze opuścił jeden żołnierz, który szybko ukrył się w pobliskich ruinach. Powstańcy ugasili podpalony wóz. Wówczas pchor. Ludwik Wyporek „Miętus” wskoczył do środka w poszukiwaniu broni, znajdując dwa granaty. Innego uzbrojenia nie było, choć stwierdzono obecność radiostacji. Wiadomość o przechwyceniu pojazdu dotarła szybko do dowódcy odcinka. Kpt. Lucjan Gawrych „Gustaw” nakazał wycofać żołnierzy z barykady i zdecydowany był dopiero pod osłoną nocy wysłać saperów, aby sprawdzili zdobycz i ewentualnie zdecydowali o jej przeprowadzeniu na teren kontrolowany przez własne wojska. Stało się jednak inaczej. W czasie dnia młodzi żołnierze z plutonu motorowego kompanii „Orląt”, powołując się na rozkazy przełożonych, dokonali ponownych oględzin „tankietki”, szybko ją uruchamiając. Strzelcy Henryk Paczkowski „Szczawiński” oraz Zygmunt Salwa „Czymbo” około godz. 17:00 przeprowadzili wóz przez rozebraną w międzyczasie barykadę. Następnie pojazd przejechał ulicami Starówki, swą obecnością wzbudzając powszechny entuzjazm i przyciągając licznych gapiów. Na trasie jego marszu znajdowało się kilka barykad, które obniżano w celu umożliwienia mu dalszej jazdy. Ponoć transporter miał zostać odstawiony na podwórze b. Ministerstwa Sprawiedliwości przy ul. Długiej. Dlatego z ulicy Podwale skręcił w ul. Kilińskiego, gdzie forsował kolejną barykadę. Wówczas, krótko po godz. 18:00, zsunąć miał się z niego ładunek, który kilku ludzi próbowało podnieść i ponownie umieścić na pancerzu. Jak napisał Leonard Sempoliński: Nigdy nie zapomnę, gdy 13 sierpnia ok. 16 goląc się stałem przy oknie na trzecim piętrze całego jeszcze wówczas domu przy ul. Podwale 19 – usłyszałem jakiś hałas i radosne okrzyki. Na ulicy ujrzałem czołg średniej wielkości, który zatrzymał się przy barykadzie na styku z ul. Kilińskiego. Czołg, z zatkniętą polską flagą, otaczała grupa młodych ludzi, harcerzy i dzieci. Radość była wielka, bo został zapewne niedawno zdobyty. Czołg starego typu, wyglądał dość dziwnie. Bez górnej osłony a chyba i bez uzbrojenia, różnił się znacznie od znanych wszystkim bojowych czołgów niemieckich. Nagle, rozległ się potężny wybuch, znacznie silniejszy od wybuchów bomb lotniczych, ciężkich pocisków armatnich, czy tzw. „szaf”. Od okna zostałem gwałtownie odrzucony pod przeciwną ścianę. Zapanowała jakaś śmiertelna cisza i ciemność. Zdumiony i przerażony tym niecodziennym wybuchem wychyliłem się z okna, a w miarę wolnego opadania czarnego dymu dostrzegłem rozerwany częściowo czołg, dziesiątki poszarpanych zwłok i duże kłębowisko strzępów ludzkich. Wybiegłem wraz z innymi na ulicę. Porozrywane szczątki zabitych zwisały z gzymsów domów, rozbitych okien i rynien. Straty, zadane detonacją ładunku wybuchowego, były ogromne. Zginęło kilkuset ludzi, a ich szczątki pokryły część zabudowań Starego Miasta. Nic więc dziwnego, że owo zdarzenie związane z tajemniczym pojazdem, okrzykniętym nawet na wyrost „czołgiem-pułapką”, uznane zostało za jeden z najbardziej wstrząsających i traumatycznych epizodów warszawskiego powstania. Co było bezpośrednim sprawcą tej tragedii?
![](files/artykuly/speciale/ntw_2009_special_06/warszawa_color.jpg)