Fiasko Grupy Powietrznej Horneta pod Midway
Michał Kopacz
Stracona szansa
Fiasko Grupy Powietrznej Horneta pod Midway
(cz. II)
W bitwie o Midway dowódca Grupy Powietrznej lotniskowca Hornet, kpt. Stanhope C. Ring, poprowadził jedną trzecią sił amerykańskiego ataku nad pusty ocean. Przyczyny takiego stanu rzeczy stara się wyjaśnić druga część artykułu. Poprzednio opisano przygotowania do bitwy, różnice zdań pomiędzy dowódcą dywizjonu VT-8 Johnem C. Waldronem i dowódcą grupy, które w efekcie doprowadziły do samowolnego odłączenia się od formacji samolotów torpedowych. Tylko sobie znanym sposobem Waldron bezbłędnie odnalazł drogę do celu. Wkrótce o tym, że to on miał rację w sporze z Ringiem, miały przekonać się te załogi bombowców nurkujących, które pozostały z liderem grupy.
LOT DONIKĄD
Po odłączeniu się dywizjonu samolotów torpedowych, reszta grupy Horneta poruszała się dalej wcześniej obranym kursem. Około godziny dziewiątej, przy dość
słabej widzialności na wysokości około 1500 m, samoloty zbliżały się do punktu przechwycenia (w czasie drogi powoli zmniejszano wysokość, by uniknąć efektu skraplania wody na szkłach teleskopowych celowników bombowych podczas gwałtownego nurkowania). Ocean był jednak pusty. Sytuacja paliwowa stała się szczególnie krytyczna dla Wildcatów, które nie dość, że startowały jako pierwsze, to musiały jeszcze wspinać się na dużą wysokość. Podporucznik John E. McInerny, skrzydłowy ppor. Johna Magdy, podleciał do dowódcy dywizjonu VF-8 i gestykulując ręką usiłował zwrócić mu uwagę na krytyczną sytuację paliwową. Ten odesłał go z powrotem na miejsce w szyku. McInerny nie dawał jednak za wygraną i po raz drugi zbliżył się do kpt. Samuela G. Mitchella. Gdy i to nie pomogło, powrócił na miejsce i po chwili wykonał zwrot przez lewe skrzydło kierując się w stronę macierzystego lotniskowca. Wraz z nim odleciał ppor. Magda (podczas drogi powrotnej obaj piloci zobaczyli dymy na południowym wschodzie, które wzięli za poszukiwany zespół japońskich lotniskowców). O godzinie 09.15 również Mitchell zdał sobie sprawę, że dalsze poszukiwania są bezcelowe. Nawet gdyby odnaleziono wroga, to i tak nie byłoby paliwa na walkę nad celem. Wykonał zwrot w prawo i wraz z resztą swojego dywizjonu myśliwskiego VF-8, podążył w ślad za dwoma Wildcatami. Mitchell usiłował namierzyć sygnał z radiolatarni Horneta, lecz nie zdołał odebrać żadnej z transmitowanych przez okrętowy nadajnik liter lub też nie potrafił dostroić własnego odbiornika. Gestykulując, nakazał przejąć prowadzenie pilotowi, który zdoła namierzyć lotniskowiec. Na czoło formacji wysunął się por. Stanley E. Ruehlow, ale jak się miało okazać i on nie do końca potrafił się posługiwać systemem namierzania. W tym czasie bombowce Ringa ciągle leciały pierwotnym kursem. O godzinie 09.20 niektórzy piloci odebrali strzępki rozmów Waldrona z własnymi pilotami (każdy dywizjon posługiwał się inną częstotliwością, aczkolwiek pewna część radiotelegrafistów przestrajała się, podsłuchując inne fale). Kapitan Robert R. Johnson, dowódca dywizjonu bombowego VB-8, usłyszał dramatyczną wymianę zdań pomiędzy pilotami VT-8 podczas ataku nieprzyjacielskich myśliwców. Szybko wykreślił nowy kurs i nie oglądając się na Ringa, wraz z całym swoim dywizjonem obrał kurs południowo-wschodni, w kierunku ostatniego namiaru japońskiego zespołu. Rozwijając 17 SBD w linię poszukiwawczą teoretycznie miał dużą szansę na odnalezienie przeciwnika. Jednak o godzinie 09.17 Kido Butai wykonał zwrot o 90° w lewo. Tym samym Johnson szybko strawersował japońską flotę i zaczął się od niej oddalać. O 10.40 po przeleceniu ponad 100 mil, zawrócił na północny wschód w kierunku Horneta. Wkrótce napotkano łódź latającą PBY-5A Catalina, z której za pomocą reflektora sygnałowego przekazano dokładny kierunek na Midway. Johnson obawiając się, iż nie starczy mu paliwa na powrót skierował się wraz z 14 bombowcami na wyspę. Jego zastępca, por. Alfred B. Tucker, wraz z dwoma skrzydłowymi, odbierając silny sygnał naprowadzający z Horneta na odbiorniku ZB, podążył w kierunku własnego lotniskowca.
Po odłączeniu się dywizjonu samolotów torpedowych, reszta grupy Horneta poruszała się dalej wcześniej obranym kursem. Około godziny dziewiątej, przy dość
słabej widzialności na wysokości około 1500 m, samoloty zbliżały się do punktu przechwycenia (w czasie drogi powoli zmniejszano wysokość, by uniknąć efektu skraplania wody na szkłach teleskopowych celowników bombowych podczas gwałtownego nurkowania). Ocean był jednak pusty. Sytuacja paliwowa stała się szczególnie krytyczna dla Wildcatów, które nie dość, że startowały jako pierwsze, to musiały jeszcze wspinać się na dużą wysokość. Podporucznik John E. McInerny, skrzydłowy ppor. Johna Magdy, podleciał do dowódcy dywizjonu VF-8 i gestykulując ręką usiłował zwrócić mu uwagę na krytyczną sytuację paliwową. Ten odesłał go z powrotem na miejsce w szyku. McInerny nie dawał jednak za wygraną i po raz drugi zbliżył się do kpt. Samuela G. Mitchella. Gdy i to nie pomogło, powrócił na miejsce i po chwili wykonał zwrot przez lewe skrzydło kierując się w stronę macierzystego lotniskowca. Wraz z nim odleciał ppor. Magda (podczas drogi powrotnej obaj piloci zobaczyli dymy na południowym wschodzie, które wzięli za poszukiwany zespół japońskich lotniskowców). O godzinie 09.15 również Mitchell zdał sobie sprawę, że dalsze poszukiwania są bezcelowe. Nawet gdyby odnaleziono wroga, to i tak nie byłoby paliwa na walkę nad celem. Wykonał zwrot w prawo i wraz z resztą swojego dywizjonu myśliwskiego VF-8, podążył w ślad za dwoma Wildcatami. Mitchell usiłował namierzyć sygnał z radiolatarni Horneta, lecz nie zdołał odebrać żadnej z transmitowanych przez okrętowy nadajnik liter lub też nie potrafił dostroić własnego odbiornika. Gestykulując, nakazał przejąć prowadzenie pilotowi, który zdoła namierzyć lotniskowiec. Na czoło formacji wysunął się por. Stanley E. Ruehlow, ale jak się miało okazać i on nie do końca potrafił się posługiwać systemem namierzania. W tym czasie bombowce Ringa ciągle leciały pierwotnym kursem. O godzinie 09.20 niektórzy piloci odebrali strzępki rozmów Waldrona z własnymi pilotami (każdy dywizjon posługiwał się inną częstotliwością, aczkolwiek pewna część radiotelegrafistów przestrajała się, podsłuchując inne fale). Kapitan Robert R. Johnson, dowódca dywizjonu bombowego VB-8, usłyszał dramatyczną wymianę zdań pomiędzy pilotami VT-8 podczas ataku nieprzyjacielskich myśliwców. Szybko wykreślił nowy kurs i nie oglądając się na Ringa, wraz z całym swoim dywizjonem obrał kurs południowo-wschodni, w kierunku ostatniego namiaru japońskiego zespołu. Rozwijając 17 SBD w linię poszukiwawczą teoretycznie miał dużą szansę na odnalezienie przeciwnika. Jednak o godzinie 09.17 Kido Butai wykonał zwrot o 90° w lewo. Tym samym Johnson szybko strawersował japońską flotę i zaczął się od niej oddalać. O 10.40 po przeleceniu ponad 100 mil, zawrócił na północny wschód w kierunku Horneta. Wkrótce napotkano łódź latającą PBY-5A Catalina, z której za pomocą reflektora sygnałowego przekazano dokładny kierunek na Midway. Johnson obawiając się, iż nie starczy mu paliwa na powrót skierował się wraz z 14 bombowcami na wyspę. Jego zastępca, por. Alfred B. Tucker, wraz z dwoma skrzydłowymi, odbierając silny sygnał naprowadzający z Horneta na odbiorniku ZB, podążył w kierunku własnego lotniskowca.
Pełna wersja artykułu w MSiO 7/2010