AEK: Kowrowska Nemezis AK
Leszek Erenfeicht
Jesienią ubiegłego roku przez media specjalizujące się w tematyce obronnej przetoczyła się zapowiedź rychłej rewolucji w dziedzinie indywidualnego oporządzenia i uzbrojenia żołnierza rosyjskiego – wprowadzenia systemu Ratnik. Jak zapowiadał przedstawiciel Rady Przemysłu Wojskowego Oleg Martianow, miało do tego dojść już w 2015 roku. Ratnik (czyli Wojownik) to rosyjska mutacja „żołnierza przyszłości”: nowoczesny system wyposażenia i uzbrojenia, kompleksowo łączący środki walki i łączności indywidualnej z uzbrojeniem ochronnym nowego typu. Wygląda na to, że Rosja po latach przyglądania się najróżniejszym Land Warriorom, Infanteristom der Zukunft, że naszego nieszczęsnego ISW Tytana nie wspomnieć, przeszła od słów do czynów.
Jednym z elementów Ratnika miał być nowy „podsystem uzbrojenia indywidualnego”, czyli po ludzku mówiąc – karabin. Podobnie jak na Zachodzie, Rosjanie postanowili prochu na nowo nie wymyślać i zachować dotychczas stosowany klasyczny nabój łuskowy 5,45 mm x 39, uzupełniając go miejscami wariantem na jeszcze bardziej klasyczny nabój kałachowy – 7,62 mm x 39. Doświadczenia wojen regionalnych przełomu XX i XXI wieku dowiodły bowiem, że pocisk 5,45 mm bywa czasem nie do końca skuteczny, zwłaszcza przy rozpowszechnieniu indywidualnych osłon balistycznych – a jednak co 7,62 mm nabój pośredni, to nie jakieś tam szydło z worka. To oznaczało zaś, że być może era Kałasznikowa w dziejach Armii RF dobiegnie końca, bo AK-12 nie miał wersji na nabój 7,62 mm x 39. Nadzieje takie wynikały bezpośrednio z zapowiedzi Martianowa, który poinformował, że do prób Ratnika zgłoszono dwa odmienne modele karabinów – i że oba zakończyły badania z powodzeniem, zostały przyjęte do uzbrojenia, po czym zamówiono partie próbne, a wybór będzie zależał jedynie od wyników testów wojskowych. Tymi karabinami były A-545 kowrowskich zakładów im. Diegtiarowa (części koncernu NPO Wysokotocznyje Kompleksy) oraz zgłoszony rzutem na taśmę i do tego kuchennymi drzwiami iżewski AK-12 (STRZAŁ 9/12) Koncernu Kałasznikow.
W rzeczywistości jednak, jak to w Rosji bywa, wygląda na to, że to wszystko od początku do końca było jedną wielką pokazuchą, a o tym, że wygra „zmodernizowany” AK-12 wróble ćwierkały jeszcze zanim zaczęło się podejmowanie decyzji. A-545 może sobie być nowocześniejszym i lepszym karabinem, ale jego producent związał się z nie tymi ludźmi co trzeba, więc od początku nie miał szans. Nie to co Koncern Kałasznikow, część holdingu Rostechnika cieszącego się pełnym poparciem Władymira Władymirowicza.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 5/2015