Amerykańskie niszczyciele typu Farragut (1)
Grzegorz Nowak
Po zakończeniu pierwszej wojny światowej, US Navy posiadała ogromną ilość niszczycieli zbudowanych przed i w trakcie jej trwania. Po przystąpieniu Stanów Zjednoczonych do wojny w 1917 r., niszczyciele budowano wręcz systemem taśmowym, zapotrzebowanie bowiem na okręty tej klasy w wojnie morskiej na Atlantyku było wtedy ogromne. Kiedy jednak działania wojenne zostały zakończone i nie było już konieczności eskortowania konwojów atlantyckich, okręty te stały się z dnia na dzień zbędne. Nic też dziwnego, że w następnych latach nikt z kierownictwa US Navy poważnie nie myślał o tym, by rozpoczynać kosztowne prace projektowe i zamawiać nowe niszczyciele.
Podczas gdy inne mocarstwa morskie już w pierwszej połowie lat dwudziestych XX wieku zaczynały poszukiwania nowych rozwiązań dla uzbrojenia, napędu i technologii budowy okrętów swoich lekkich sił nawodnych, US Navy pozostawała w stanie uśpienia. Nieliczne głosy nawołujące do podjęcia wstępnych chociażby prac projektowych były skutecznie tłumione żelaznymi argumentami: brakiem funduszy oraz ilością ponad 250 niszczycieli zbudowanych tak niedawno, że większość z nich liczyła sobie zaledwie kilka lat służby!
Niszczyciele typów Wickes czy Clemson, potocznie zwane „czterofajkowcami” z racji charakterystycznych, czterokominowych sylwetek, a bardziej oficjalnie „gładkopokła- dowcami” (ang. Flush-Deck) już w kilka lat po wojnie stały się okrętami przestarzałymi. Z początkiem lat dwudziestych XX wieku wszystkie mocarstwa morskie poza US Navy z mniejszym lub większym natężeniem prowadziły studia projektowe, a co najważniejsze – budowały i wprowadzały do służby różne jednostki nawodnych sił lekkich. Pierwsza wojna światowa sprawiła, że zaczęto bardziej doceniać rolę sił lekkich w działaniach morskich, dlatego też perspektywy rozwoju klas okrętów torpedowych wydawały się jak najbardziej obiecujące. Japonia postawiła na okręty o silnym uzbrojeniu zarówno artyleryjskim jak i torpedowym i konsekwentnie realizowała kolejne swoje projekty. Początkowo dość mocno opierając się na wzorcach niemieckich, z czasem konstruktorzy japońscy stworzyli swój własny kierunek rozwoju, którego efektem stał się rewelacyjny (na owe czasy) niszczyciel Fubuki zbudowany w 1927 r. Wielka Brytania tymczasem stawiała na uniwersalne niszczyciele, dość silnie uzbrojone, jednak o średniej prędkości i optymalnym dla jej potrzeb zasięgu. Włochom potrzebne były silne i szybkie niszczyciele, przy czym o zasięg niespecjalnie się martwiono, okręty włoskie bowiem miały operować w zamkniętym basenie Morza Śródziemnego. Francuzi postawili przede wszystkim na silne uzbrojenie artyleryjskie oraz prędkość, w imię czego nie zgodzili się na podpisanie Traktatu Londyńskiego ograniczającego zarówno tonaż jak i uzbrojenie dla nowych niszczycieli. Zmieniające się wciąż warunki potencjalnej wojny morskiej, a także różne koncepcje jej prowadzenia, jakie rodziły się w głowie sztabowców poszczególnych flot, doprowadzały do sporego zróżnicowania projektów.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia Spec.4/2015