Anatomia pancerza – czołgi T-64 cz. I

Jarosław Wolski
Rodzina czołgów T-64 doczekała się bodaj najbardziej sprzecznych opracowań opisujących broń pancerną byłego Związku Radzieckiego. Dla jednych jest to pojazd rewolucyjny na miarę co najmniej Renault FT-17 czy T-34. Argumentują oni, że właśnie w T-64 po raz pierwszy seryjnie zastosowano jednocześnie skuteczny wielowarstwowy pancerz, gładkolufową armatę dużego kalibru, automat ładowania oraz niewielki i wydajny zespół napędowy. Dla innych jest to przykład megalomanii Morozowa i forsowania maszyny drogiej i niedojrzałej technicznie, której dopracowywanie od momentu wejścia do służby trwało bez mała dekadę, dla układu napędowego prawie dwie. Nie mniej interesujące i kontrowersyjne są losy ewolucji osłony czołgów rodziny T-64, której powstanie w finalnym kształcie okupione zostało szeregiem ryzykowanych, ale i awangardowych rozwiązań technicznych.
Falstart – Obiekt 432 (T-64)
Mimo że historia opracowywania T-64 sięga połowy lat 50., prace nad samym Obiekt 432 rozpoczęły się na podstawie uchowały KC KPZR z dnia 17 lutego 1961 roku. Wtedy też GRAU wydało wymagania taktyczno-techniczne dla nowego czołgu zatwierdzone przez ówczesnego szefa wojsk pancernych. Zgodnie z nowymi ZTT podstawą stało się wyposażenie czołgu w gładkolufową 115 mm armatę D-68 (2A21) wraz z automatem ładowania oraz poprawa odporności pojazdu na oddziaływanie broni jądrowej i przeciwpancernej kumulacyjnej. Załoga miała liczyć trzy osoby, manewrowość i ogólny układ konstrukcyjny pozostać zbliżony do starszego Obiekt 430. Pierwsze małoseryjne T-64 opuściły fabrykę już w październiku 1963 roku, do grudnia 1965 roku wyprodukowano 218 maszyn. Pierwsze czołgi trafiły do 41. Gwardyjskiej Dywizji Pancernej stacjonującej w pobliżu Charkowa. Oficjalnie Obiekt 432 pomyślnie przeszedł badania i został przyjęty do uzbrojenia 2 stycznia 1967 roku na podstawie rozkazu MO ZSRR pod mianem „czołg średni T-64”. Mimo że w dokumentach Obiekt 432 wyglądał na najpotężniejszy seryjny czołg świata oraz pojazd nowej generacji, prawda była bardziej skomplikowana. Nowy T-64 był technicznym sukcesem, ale technologiczną porażką. Pod względem projektowym Obiekt 432 był faktycznie pojazdem nowej generacji, bardzo dobrze przemyślanym i stanowiącym ”nową jakość”. Jego poszczególne podzespoły stanowiły awangardowe rozwiązania na ówczesnych technicznych wyżynach. Niestety wizjonerstwo Morozowa oraz techniczne zaawansowanie T-64 zderzyły się z technologiczną niemożnością osiągnięcia zakładanej żywotności i niezawodności podzespołów. Efektem powyższego stał się koszmar użytkownika. Silniki 5TDF rzadko kiedy osiągały niezawodność ponad 100 motogodzin pomimo wdrożenia pracochłonnej i starannej obsługi, ponadto silnik wymagał wysokiej jakości paliwa oraz utrzymywania minimalnej temperatury. Konieczność stałego podgrzewania podawanego paliwa przy temperaturze powietrza poniżej 10 stopni Celsjusza powodowała poważne komplikacje na czele z 45-minutową procedurą rozruchu przy temperaturach zimowych rzędu -25 stopni. Budziło to poważne obawy o możliwość szybkiego alarmowego wyprowadzania jednostek z miejsc stałej dyslokacji w warunkach zimowych. Dodatkowo dwie 7-biegowe skrzynie i przekładnie planetarne posiadały również bardzo niską trwałość, ich dodatkowym problemem było zamarzanie oleju podczas długotrwałego postoju czołgu w niskich temperaturach. Skutkowało to licznymi wypadkami podczas uruchamiania pojazdów, ponieważ zamarznięty olej w przekładniach dawał efekt jak wrzucony bieg i powodował nagły ruch czołgu do przodu połączony z uszkodzeniem przekładni i często silnika. Równie poważne problemy trapiły układ ładowania armaty oraz nową dzieloną amunicję. Problemy sprawiały stabilizatory armaty oraz układ celowniczy. Często spotykano się ze spadaniem gąsienic.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 6/2017
