Antares


Waldemar Zwierzchlejski


 

 

 

 

Antares

 

 

– nowa amerykańska rakieta nośna

 

 

 

21 kwietnia miał miejsce debiut nowej amerykańskiej komercyjnej rakiety nośnej Antares. Ściślej mówiąc, rakieta nie jest całkowicie amerykańska, można nawet rzec, że w większości powstała za granicą, a konkretnie na Ukrainie. Największego jednak smaczku dodaje fakt, że najważniejsze jej elementy, czyli silniki pierwszego stopnia, są wyciągniętym z lamusa demobilem, pochodzącym z nieudanej radzieckiej rakiety-giganta N-1, która miała wiele lat temu zapewnić Sowietom prymat na Księżycu. Przez najbliższe lata Antares będzie miał za zadanie zaopatrywać Międzynarodową Stację Kosmiczną w materiały rozchodowe. Czy sprawdzi się w tej roli?

 

 

Czego trzeba ISS?
Człowiek do swej egzystencji potrzebuje określonych ilości żywności, wody, tlenu, ubiorów, środków higieny itp. W warunkach całkowitej izolacji od naturalnego środowiska, jakim jest okołoziemska stacja kosmiczna, do uzdatniania atmosfery czy też wody, niezbędne są wkłady pochłaniające CO2 i inne toksyczne substancje, wymienne filtry i wkłady do systemów generowania tlenu z wody odpadowej, czy urządzeń do recyklingu wody. Ponieważ życie na orbicie to nie tylko sam pobyt, lecz głównie praca, należy dostarczać na nią również części zapasowe do wszelkich urządzeń, którymi stacja jest nasycona, różnorodne materiały rozchodowe, nowe wyposażenie i wiele innych rzeczy. W chwili obecnej, gdy na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) prawie stale pracuje sześcioosobowa załoga, roczny strumień towarów, które należy dowieźć na orbitę przekracza 30 ton. Wliczone jest w to również paliwo, niezbędne do podtrzymywania wysokości orbity.

Po wycofaniu przed dwoma laty z eksploatacji wahadłowców (a wraz z nimi kontenerów transportowych MPLM), zdolność połączonej floty transportowej przedstawia się następująco: sześć rosyjskich Progressów rocznie pozwala przewieźć na stację 14 ton, jeden europejski ATV co półtora roku daje średnio 5 ton rocznie, startujący zaś raz do roku japoński HTV dorzuca 6 ton. Łączna masa ładunków dostarczanych w ciągu roku sięga zatem 25 ton. Jak łatwo zauważyć, powstaje deficyt rzędu co najmniej 5 ton rocznie.

By nie dopuścić do powstania sytuacji, w której na ISS dla Amerykanów po prostu nie będzie miejsca, gdyż, upraszczając sprawę ad absurdum, nie będą mieli czego jeść i pić, a nawet czym oddychać, NASA rozpisała w 2008 r. konkurs na zaprojektowanie, zbudowanie, przetestowanie i wprowadzenie do eksploatacji automatycznego statku transportowego. Program ten znany jest pod nazwą Commercial Ressuply Services (CRS) i jest częścią pochodzącego z 2006 r. większego programu COTS (Commercial Orbital Transportation Services). 23 grudnia 2008 r. NASA oznajmiła, że dokonała wyboru firm i ich projektów, a jednocześnie przyznała im kontrakty i to wyższe o około 30% od zakładanych.

Jak się powszechnie spodziewano, zwycięzcami zostały dwie stosunkowo niewielkie, lecz prężnie rozwijające się firmy – Orbital Sciences Corporation (OSC) oraz Space Exploration Technologies (SpaceX). Kontrakt z OSC, opiewający na 1,9 mld USD, przewidywał dostarczenie na ISS w latach 2010-2015 minimum 20 ton ładunku w ośmiu lotach. SpaceX dostało nieco mniej – 1,6 mld USD za przetransportowanie na ISS w tym samym czasie identycznej ilości towarów, jednak nie w ośmiu, lecz w dwunastu lotach. Oba kontrakty posiadały opcje dalszego ich poszerzenia, aż do kwoty 3,1 mld USD każdy.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo 7/2013

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter