Ardeny ostatni blitzkrieg Wehrmachtu?

Ardeny ostatni blitzkrieg Wehrmachtu?

Robert Michulec

 

Wszelkie rozważania o bitwie ardeńskiej, która na Zachodzie wciąż cieszy się dużą popularnością, należy zacząć od tego, że w grudniu 1944 roku Niemcy nie przeprowadzili tam żadnego blitzkriegu, ani w pojęciu potocznym, ani w jako tako rzeczowym. Sam fakt oparcia ofensywy – w aspekcie zarówno planistycznym, jak i realnym, wykonawczym – na klasycznym, miażdżącym uderzeniu potężnego zgrupowania pancernego nie stanowi podstawy do powielania potocznych ocen. W gruncie rzeczy jedno z drugim nie ma nic wspólnego. Połączenie propagandowego oblicza wojny z poszczególnymi aspektami realnego zagadnienia w postaci ofensywy – założenie operacyjne (szybkie natarcie nastawione na przenikanie) i narzędzie do jego przeprowadzenia (zgrupowanie Panzerów) – nie może zadziałać z powodu nieprzystawalności obu kwestii.

Jeśli przyglądniemy się planowaniu operacyjnemu i organizacyjnemu do tzw. blitzkriegów w apogeum niemieckich sukcesów, a więc w latach 1941–1942, to zauważymy bardzo dobre powiązanie ze sobą wielu aspektów działań, objawiające się m.in. różnorodnością zastosowanych narzędzi technicznych. Wydaje się nam wprawdzie, że głównym narzędziem zapewniającym wówczas Niemcom zwycięstwa były czołgi, ale to w dużym stopniu powierzchowne mniemanie zbudowane przez wczesną literaturę historyczną po wojnie. Nawet niemieccy pancerniacy piszący swoje rozprawy opierali się na opisach pancernych walk zawartych w raportach, w których – z racji ich syntetycznego charakteru czy narzuconej specjalizacji branżowej – zazwyczaj nie było miejsca choćby dla formacji wsparcia. Tymczasem sztuka używania Kampfgruppen i później Panzerkampfgruppen ewoluowała w oparciu o już wiekową doktrynę działań broni połączonych, dla której pancerz, silnik i benzyna były jedynie nowymi uwarunkowaniami technicznymi. Gdy w 1944 roku wojenny system III Rzeszy załamał się, cały nowoczesny aspekt szybkich operacji stracił na swej świeżości. Ofensywę, jak zawsze, można było wygrać lepszą organizacją sił czy elastycznością ich użycia, a nie całkowitym „upancernieniem” wydzielonej grupy uderzeniowej, jak to bywało na początku wojny. W efekcie, mimo że w swym zmechanizowanym charakterze ugrupowanie uderzeniowe HGr. B w Ardenach było niezwykle nowoczesne jak na standardy Wehrmachtu, szczególnie w porównaniu do początkowego okresu wojny, to pod względem ogólnowojskowej wydolności znajdowało się w schyłkowej fazie jesieni średniowiecza. To dlatego we wcześniejszym okresie wojny – a więc umownie: w czasach Kampfgruppen – widzimy duże ilości sprzętu wsparcia dla Panzerów, a w końcowym – analogicznie: w czasach Panzerkampfgruppen – wyraźnie mniejsze. Jeśli w pierwszym przypadku czołgom w przestrzeni operacyjnej towarzyszyło dużo pancernych, opancerzonych i nieopancerzonych pojazdów, bojowych czy wsparcia, przez co można mówić o formacji zmotoryzowanej wedle założeń sprzed wojny, to w drugim przypadku Niemcom udawało się tworzyć na małą skalę pancerną formację zmechanizowaną z jedynie skromnym ogonkiem wsparcia. Ta pierwsza służyła do rozbijania nieprzyjaciela w głębi jego obrony, głównie manewrem i szybkością, a niekiedy – chciałoby się powiedzieć – samym pojawieniem się na zapleczu nieprzyjaciela. Tymczasem ta druga formacja służyła do wywalczania sobie sukcesu w bezpośredniej walce ze zorganizowanym przeciwnikiem na linii frontu i płytko za nią, po jej przebiciu. W Ardenach w 1944 roku, w przeciwieństwie do roku 1940, siłą rzeczy musiało chodzić wyłącznie o tę drugą opcję. Wymuszały to chociażby same uwarunkowania techniczne wojsk, nie tylko niemieckich, lecz także amerykańskich. Wojsko USA doktrynalnie było podobne do francuskiego w 1940 roku, ale o wiele bardziej zaawansowane technicznie i unowocześnione. Stanowiło przez to wyraźnie odmienną przeszkodę dla strony atakującej. W 1940 roku niemieckie wielkie korpusy pancerne mogły z powodzeniem wchodzić we francuskie armie ogólnowojskowe, ale w 1944 roku byłoby to już niemożliwe, chociażby z powodu nasycenia korpusów amerykańskich ciężką techniką gotową do natychmiastowych walk czy panowania USAAF nad frontem. W planowaniu w 1940 roku Niemcy mogli więc uwzględniać duże ilości jednostek zmotoryzowanych, a więc „lżejszych” od zmechanizowanego wzorca z 1944 roku, mimo wszystko jakoś nadających się do działań w terenie ardeńskim. W tym czasie uwarunkowania dyktowały im już oddziały czołgów (Panzery), czołgów (StuG-i), czołgów (Jagdpanzerów itp.) i jeszcze raz czołgów (ciężkie SPW wszelkiego autoramentu). Przykładowo w 1940 roku drużyna piechoty przemieszczała się w dwóch lekkich ciężarówkach, które dawało się wykorzystać do innych celów, a w razie czego łatwo zepchnąć do rowu w celu udrożnienia drogi, a później z niego wyciągnąć. W 1944 roku okrojona drużyna mieściła się w transporterze pancernym 251, który świetnie nadawał się do walki, ale nie do transportowania beczek z benzyną z płytkiego zaplecza. Na dodatek wymagał ciężkiego sprzętu w przypadku uszkodzenia czy awarii systemu przenoszenia mocy blokującej napęd. Dojazd do niego ciężarówką, tak jak w 1940 roku, w ogóle był trudniejszy, ponieważ niemiecki przemysł zbrojeniowy od 1943 roku produkował coraz więcej takich SPW do walki, a coraz mniej ciężarówek do jej karmienia. Jednym słowem niemieckim uwarunkowaniom technicznym z 1944 roku teren w Ardenach nie sprzyjał o wiele bardziej niż tym z 1940 roku.

Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 1/2025

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter