Atak na Redzie Baskijskiej
Krzysztof Gerlach
Atak na Redzie Baskijskiej
Bitwa zawiedzionych nadziei
i zwichniętych karier
Bywają starcia morskie, z których wyniku nie jest zadowolona żadna ze stron. U pokonanych takie odczucie jest jakby naturalne, lecz także zwycięzcy mogą być rozczarowani zbyt małą skalą sukcesu w stosunku do oczekiwań, brakiem odpowiednich następstw operacyjnych, strategicznych lub politycznych czy choćby niedostatecznym uznaniem ze strony współobywateli. W epoce żaglowej trudno o bardziej jaskrawą ilustrację takich przypadków niż udany atak Brytyjczyków w kwietniu 1809 r. na zakotwiczoną u wyspy Aix eskadrę francuską, który mógł być dla kilku oficerów Royal Navy apogeum ich błyskotliwych karier, a stał się – mimo osiągniętego zwycięstwa – początkiem niesławnego końca.

Na początku 1809 r. miała miejsce kolejna próba realizacji jednej z tych zawiłych koncepcji morskich Napoleona, w której eskadry z wielu odległych od siebie portów, działające w rozmaitym czasie i przy różnej pogodzie, miały osiągnąć wspólny cel nie bacząc na kierunek i siłę wiatrów, przeciwdziałanie Brytyjczyków, poważne niedostatki w sprzęcie, zaopatrzeniu i wytrenowaniu załóg, priorytet celów lądowych, bezwzględny zakaz toczenia bitew z równymi siłami przeciwnika oraz oczywisty brak możliwości wyprzedzania ruchów samych okrętów przez wysyłane morzem informacje i rozkazy. Owe plany, określane zwykle jako wytwory geniuszu cesarza, grzeszyły kompletnym brakiem zrozumienia wojny na morzu w epoce żaglowców i kończyły się najczęściej żałosnym fiaskiem – nie inaczej było i tym razem. W lutym francuska flota Brestu pod dowództwem kontradm. Jeana Baptiste’a Willaumeza, wspomaganego przez kontradm. Adriena Louisa Gourdona, licząca osiem liniowców, dwie lub trzy fregaty, bryg i szkuner, wyszła niepostrzeżenie z portu korzystając z faktu, że ciągłe zachodnie sztormy zmusiły brytyjskie siły blokadowe adm. Jamesa Gambiera do ustąpienia ze swojej zwykłej pozycji u wyspy Ouessant. Rozkazy otrzymane przez Willaumeza mówiły o potrzebie przegonienia angielskiej eskadry blokującej Lorient, połączeniu się ze stacjonującymi tam trzema liniowcami i pięcioma fregatami komodora Aimable’a Gillesa Troude’a, zawinięciu na redę wyspy Aix i wcieleniu kolejnej eskadry – złożonej z trzech liniowców i kilku mniejszych żaglowców – której bazą był Rochefort. Po dokonaniu tej koncentracji Francuzi mieli podjąć ekspedycję do Indii Zachodnich, dla pomocy Martynice, broniącej się przed atakiem Brytyjczyków. W tym celu zamierzano też zaokrętować spore oddziały lądowe. Wszystko poszło jednak inaczej niż zakładali napoleońscy stratedzy. Małe brytyjskie eskadry cofały się wprawdzie szybko przed silnym zespołem Willaumeza, ale utrzymywały kontakt wzrokowy, komunikowały ze sobą oraz z Gambierem. Do Troude’a francuski kontradmirał wysłał tylko z depeszami, a sam – nie czekając – pośpieszył dalej na południe, ku cieśninie d’Antioche między wyspami Ré i Oléron. Ciężkie liniowce nie zdołały na czas wyjść z Lorient z powodu przeciwnego pływu, ale przedarły się trzy duże fregaty – Italienne, Calypso i Cybele. Willaumez nie zamierzał zwolnić, a jednostki te nie były w stanie go dogonić, co skończyło się smutno. Dowodzący fregatami komodor Pierre Roch Jurien-Lagraviere został odcięty przez rozproszone siły brytyjskie i zmuszony do przyjęcia walki na kotwicach i szpryngach pod osłoną baterii w Sables d’Olonne. Wszystkie jednostki francuskie rozgromiono, jedna z nich poszła na dno, wraki dwóch pozostałych do końca wojen napoleońskich nie opuściły tej miejscowości. Na tytułową bitwę starcie to nie miało bezpośrednio żadnego wpływu, ale zachowanie Willaumeza podczas tej kampanii – chociaż racjonalne – pogorszyło nastroje w jego eskadrze. Połączenie z siłami stacjonującymi w Rochefort też nie przebiegło w planowany sposób. Wobec choroby kontradm. Jeana Lhermitte dowództwo przejął tam komandor Jacques Bergeret, bezpośrednio kapitan liniowca Ville de Varsovie. Odmówił on wyjścia w morze, uzasadniając to złym stanem technicznym swoich jednostek i słabością załóg przerzedzonych przez epidemię. Willaumez – stojący od 24.02. na akwenie zwanym Redą Baskijską, położonym na północ od Aix – wpadł we wściekłość, ale nie mając wyjścia wycofał się dwa dni później na redę samej wysepki (między nią a południowym krańcem płycizny Boyard), gdzie jego okręty zakotwiczyły w dobrze chronionym miejscu, osłanianym przez mielizny i działa baterii nadbrzeżnych, zwłaszcza cytadeli na południowym krańcu Ile d’Aix. Podczas tego manewru stracił jednak 74-działowiec Jean Bart, który ugrzązł na mieliźnie Palles i musiał zostać porzucony jako wrak.
Względna pasywność obu stron
Tymczasem dowódcy brytyjscy stopniowo zacisnęli sznur worka, w którym znalazły się francuskie jednostki. Eskadra kontradm. Roberta Stopforda, po potyczce pod Sables d’Olonne, powróciła 24.02 na kotwicowisko w pobliżu północnego krańca wyspy Oléron, gdzie następnego dnia dołączył do niej zespół komodora Johna Poo Beresforda, poprzednio blokujący Francuzów w Lorient. Siódmego marca pojawiły się koło Oléron główne siły adm. Gambiera. Ostatecznie 17.03. brytyjska flota zakotwiczyła na Redzie Baskijskiej i popadła w stan względnej bezczynności. Brytyjski admirał popierał opinię Willaumeza i Napoleona na temat rzekomej bezsensowności jakiejkolwiek próby ataku na redę Aix. Cesarz już w czerwcu 1805 r. pisał do ministra marynarki: „Możesz porzucić swoje obawy, że nieprzyjaciel spróbuje coś zrobić przeciwko wyspie Aix... Nic nie może być bardziej szalonego od pomysłu zaatakowania francuskiej eskadry przy wyspie Aix. Jestem zirytowany widząc ciebie z takimi myślami... Wyobrażasz sobie, czego u licha mogłaby się obawiać eskadra pięciu okrętów liniowych, z obfitością prochu i zapasów, dobrze chroniona i gotowa do walki, stojąc przy Aix?” Wkrótce zobaczymy, co warta była przenikliwość Napoleona w kwestiach morskich. Natomiast Gambier interesował się przede wszystkim bezpieczeństwem własnej floty i niemrawa blokada całkowicie go zadowalała, pozwalając na unikanie ryzyka i zachowanie świętego spokoju. Świętego zresztą w sensie dosłownym, gdyż admirał wyróżniał się jako praktykujący ewangelik, obnoszący się ze swoją pobożnością – jego podwładni byli ciągle niepokojeni zbiorami pieśni religijnych i traktatami na ten sam temat, musieli pomagać przy rozprowadzaniu Biblii wśród prostych marynarzy, często analfabetów. Zarzucano mu, że awansuje niższych stopniem głównie z powodów wyznaniowych, a nie za zasługi dla służby. Przestrzeganie nakazów religii na okrętach jego floty stało się ważniejsze od efektywności. W sposób typowy dla każdego fanatyka religijnego wyznawał absolutną i bezdyskusyjną wyższość swoich poglądów nad cudzymi i nie dopuszczał myśli, że mógłby się mylić. Wykształciło to w nim osobliwe poczucie podziału środków zabijania na miłe Bogu i inne, niewystarczająco pobożne. Chociaż sam ostrożnie zasugerował Admiralicji 11 marca, że aktualna pozycja eskadry francuskiej czyni ją podatną na atak przy pomocy branderów, to równocześnie wyolbrzymiał trudności, przypominał dawne nieudane próby podobnych ataków, wzdragał się przed użyciem tak wyjątkowo niehumanitarnego – w jego przekonaniu – środka walki i kończył konkluzją, że ostatecznie zrobi wszystko, co mu każą, ale nie zamierza ponosić odpowiedzialności za skutki. Wśród podlegających mu, aktywnych oficerów narastało poczucie zniecierpliwienia.
Nie lepiej działo się w eskadrze francuskiej, chociaż na brak zajęć marynarze nie mogli narzekać. Było tu wiele do zrobienia dla zabezpieczenia się przed atakiem – ostatecznie wzniesiono przed frontem zespołu potężną, trójgraniastą zaporę z bardzo grubych lin (o większej średnicy niż najgrubsze kotwiczne), wspieranych na beczkach pełniących rolę boi i utrzymywanych przez kotwice o masie każda ponad 5 ton. Najsilniejsze okręty zakotwiczono w dwóch liniach niczym manipuły w rzymskim legionie, z pokryciem przerw w linii pierwszej przez jednostki drugiego rzutu. Trzecią linię utworzyła większość fregat. Obronność pozycji wzmagały świetne warunki naturalne – reda była ochraniana od północy przez wyspę Aix, prawie ze wszystkich pozostałych stron rozciągały się mielizny i mniejsze wysepki. W wielu punktach wzniesiono silne baterie nadbrzeżne. Jednak sam fakt „okopywania” się na tej redzie przez Willaumeza był sprzeczny z rozkazami Napoleona, który w razie ewentualnego braku możliwości przedostania się na Antyle nakazywał mu rejs na Morze Śródziemne. W nerwowej atmosferze spory między francuskimi dowódcami uległy zaostrzeniu. Kulminacją kłótni kontradmirała z Bergeretem było wysłanie przez tego ostatniego listu do ministra marynarki, w którym podobno krytykował Willaumeza za jego postawę podczas konfrontacji z dużo słabszymi siłami brytyjskimi koło Lorient, wyrażał też poważne wątpliwości co do defensywnych walorów pozycji na redzie Aix. W odpowiedzi przyszedł rozkaz opuszczenia flagi przez niezadowolonego komodora (17.03.1809), który do końca cesarstwa pozostał w niełasce i dopiero za restauracji wrócił do służby. Jednak odwołano także Willaumeza, i na 120-działowym okręcie Océan flagę podniósł wiceadmirał Zacharie Allemand6. Wydał on bardzo drobiazgowe zarządzenia dotyczące specjalnej straży z 73 łodzi, pilnującej w dzień i noc zapory, gotowej do abordażowania i odholowywania branderów oraz przeczesującej wody zatoki, zacieśnił nieco szyki okrętów, wzmocnił garnizon na wyspie Aix, kazał opuścić stengi na liniowcach i pochować żagle7, podczas gdy fregaty miały zachować pełną sprawność ruchową.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 11/2011