Batalion czołgów w Ardenach
Robert Michulec
Podstawową jednostką miary wojsk pancernych w bitwie był batalion – oddział zdolny do rozstrzygania działań na poziomie taktycznym. Batalion był największym możliwym oddziałem, a więc mogącym działać samodzielnie, nie tylko w ramach pułku czy dywizji, lecz także jako oddział pozadywizyjny. Wprawdzie Niemcy w czasie bitwy ardeńskiej używali wielu kompanii, ale te były odzwierciedleniem zapaści, a nie racjonalnego systemu organizacyjnego. Z drugiej strony wystawili również liczne brygady (Stugów), ale te były jedynie samodzielnymi batalionami z drobnym wsparciem służb i formacji poza artyleryjskich.
Jak już to odnotowano, gdy we wrześniu 1944 roku decydowano o przeprowadzeniu ofensywy na Antwerpię poprzez Ardeny III Rzesza była na dnie, niezdolna do regeneracji. Wprawdzie przyjmuje się, że zapaść przyszła dopiero w 1945 roku, i to wtedy doprowadzono Niemcy do upadku w wyniku ówczesnych klęsk na polach bitew, ale to głównie nalot ocen z II wojny światowej i wczesnych wspomnień po niej. Po części tuszowano nimi wydarzenia z ostatniego roku wojny, spowodowane m.in. nieudolnością w prowadzeniu wojny po stronie alianckiej, a także usprawiedliwienia decyzji, działań i postaw w Wehrmachcie czy pośród Niemców. W rzeczywistości jesienią 1944 roku III Rzesza była w takim stanie, że nie miała możliwości zrobienia czegokolwiek w celu choćby poprawienia swojej sytuacji; podniesienie się z parteru na kolana do pozycji pochylonej do dekapitacji po samurajsku stanowiło absolutne apogeum jej możliwości. Dobrze ilustruje to stan niemieckiego przemysłu zbrojeniowego, który właśnie wtedy osiągnął szczyt swojego rozwoju. Przez bardzo długie dekady po wojnie zestawienia liczbowe produkcji III Rzeszy wprost wykorzystywano do tłumaczenia postaw i posunięć aliantów, a w efekcie kiepskiego biegu wojny. Nie baczono przy tym na względny charakter produkcji i nieprzekładalność bezpośrednią na prowadzenie wtedy wojny w Europie, a raczej wojny przeciw otoczonemu zamkowi „Deutschland”. Bo cóż z tego, że produkcja samolotów dla Luftwaffe, pasów oficerskich dla Kriegsmarine i sprzętu pancernego dla Heer rwała do przodu z oszałamiającym impetem, skoro Niemcy sami za nią nie nadążali. Ich bezradność dobrze widać na przykładzie przemysłu pancernego, podstawowego dla niemieckiego pojmowania wojskowości, a przez to mającego specjalne znaczenie dla ofensywy „ostatniej szansy” w Ardenach. Jeśli gigantyczne inwestycje w przemysł okrętowy od 1943 roku były ślepą uliczką, to w fabryki pancerne, gwałtownie znowu rozwijane na przestrzeni pierwszej połowy 1944 roku, dały realne i obfite owoce do zbierania od mniej więcej lata tegoż roku. W tym sukcesie organizacyjnym tkwił jednak haczyk – produkcja czołgów jako takich nie bardzo chciała się rozwijać. Duży wzrost produkcji w tym sektorze daje się dostrzec jedynie w przypadku Panthery; produkcja Panzera IV właściwie stała w miejscu, a Tygrysa i Królewskiego Tygrysa podnosiła się jedynie proporcjonalnie do ogólnego rozwoju fabryk.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia nr specjalny 6/2024