Będzie Negev made in Radom?
Jarosław Lewandowski
Będzie Negev made in Radom?
W przededniu święta Wojska Polskiego na podwarszawskiej myśliwskiej strzelnicy miała miejsce prasowa prezentacja izraelskiego karabinu maszynowego, zorganizowana przez... radomską Fabrykę Broni wespół z warszawskim Bumarem. Co może zwiastować jedną z najważniejszych od wielu, wielu lat zmianę w uzbrojeniu polskich Sił Zbrojnych.
HaNegew (w językach europejskich nazwa przeważnie jest skracana i po zbawiana przedrostka) to wyżynna pustynia o powierzchni ponad 13 tys. km2, leżąca w południowej części Izra - ela i zajmująca prawie 40% powierzchni tego państwa. To tu leżą znane skądinąd miasta Beer Szewa i Dimona, tu działają słynne Instytuty Rozwoju Pustyni, opracowujące metody nawadniania i rekultywacji gleby, które następnie wdrażają licznie pobudowane na pustyni kibuce, zmieniające jałowe piaski i skały w urodzajne obszary rolnicze. Na południowym krańcu pustynia dochodzi do Zatoki Akaba, nad którą zbudowano morski kurort Ejlat, znany coraz szerszym rzeszom turystów i miłośników podwodnych sportów. Ale nazwa ta ma także swoje konotacje bronioznawcze. Otóż w drugiej połowie lat 80. w Izraelu zakupiono małą liczbę ręcznych karabinów maszynowych Minimi i rozpoczęto próbną eksploatację w jednostkach wojskowych. Rów nolegle prowadzono własne prace projektowe nad erkaemem kalibru 5,56 mm – pracom tym przewodził konstruktor Adi Flashkes z ówczesnego IMI. Karabin opatentowano w USA w roku 1992, choć prace konstrukcyjne trwały jeszcze przez kilka lat. Ostatecznie broń przyjęto do uzbrojenia armii izraelskiej, Cahalu, w roku 1997, pod nazwą Negev. Dość szybko zaprezentowano też wersję skróconą, Negev Commando, przeznaczoną dla wojsk specjalnych. Poza Izraelem erkaem wszedł do uzbrojenia armii Estonii, Gruzji i Tajlandii, a w mniejszych ilościach sprzedano go także Kolumbii i Kostaryce.
Erkaem a Wojsko Polskie
Problem ten już poruszaliśmy kilkakrotnie (STRZAŁ 9/10, 1/11), więc tylko przypomnę go w największym skrócie: najbardziej palącym brakiem w wyposażeniu strzeleckim współczesnego polskiego wojska jest brak ręcznego karabinu maszynowego – według obecnie stosowanej w MON nomenklatury zwanego „lekkim karabinem maszynowym” lub „karabinkiem maszynowym”, obie nazwy zupełnie bez sensu w kontekście polskiej bronioznawczej tradycji językowej, o czym też już wielokrotnie pisaliśmy. Mam nadzieję że Czytelnicy mi to wybaczą (o ile sami tego nie akceptują), ale zgodnie z redakcyjną linią będę się konsekwentnie trzymał terminologii tradycyjnej, gdzie erkaem jest erkaemem, a elkaem oznacza cekaem na dwójnogu (np. Maxim 08/15), zaś karabinek jest skróconym karabinem. Pozostawiając nazewnicze dywagacje na boku warto raz jeszcze podkreślić, że obecnie oddziały piechoty armii innych krajów NATO z reguły używają erkaemów na nabój 5,56 mm x 45 jako broni maszynowej na poziomie taktycznym drużyny (lub częściej jej sekcji, zależnie zależnie od sposobu organizacji), pozostawiając broń maszynową na nabój mocniejszy (7,62 mm x 51) jako wyposażenie wozów bojowych, ewentualnie jako broń drużyny wsparcia – o ile schemaorganizacyjny taki twór przewiduje. Pomysł wydania żołnierzowi, który ma wyjść z pojazdu i przez kilka lub kilkanaście kilometrów biegać po krzakach i górkach z całym oporządzeniem na grzbiecie, ciężkiego (w sensie masy, nie nazwy) kaemu z jeszcze cięższą skrzynką nabojów jest generalnie marny. Mógł taki pomysł zrodzić się w głowie kogoś, kto sam niewiele po krzakach biegał, a już na pewno nie z kaemem. W efekcie oddział żołnierzy ma owszem, dalekonośny karabin maszynowy, tylko z nabojami innymi, niż do reszty karabinów, a przede wszystkim tych nabojów ma mało. Bo jedna skrzynka z amunicją 7,62 mm waży mniej więcej tyle, ile dwie skrzynki z amunicją 5,56 mm – a zdolności transportowe człowieka są ograniczone. Z pakunkiem 40 czy 50 kg na plecach długo nie pociągnie.
Erkaem a Wojsko Polskie
Problem ten już poruszaliśmy kilkakrotnie (STRZAŁ 9/10, 1/11), więc tylko przypomnę go w największym skrócie: najbardziej palącym brakiem w wyposażeniu strzeleckim współczesnego polskiego wojska jest brak ręcznego karabinu maszynowego – według obecnie stosowanej w MON nomenklatury zwanego „lekkim karabinem maszynowym” lub „karabinkiem maszynowym”, obie nazwy zupełnie bez sensu w kontekście polskiej bronioznawczej tradycji językowej, o czym też już wielokrotnie pisaliśmy. Mam nadzieję że Czytelnicy mi to wybaczą (o ile sami tego nie akceptują), ale zgodnie z redakcyjną linią będę się konsekwentnie trzymał terminologii tradycyjnej, gdzie erkaem jest erkaemem, a elkaem oznacza cekaem na dwójnogu (np. Maxim 08/15), zaś karabinek jest skróconym karabinem. Pozostawiając nazewnicze dywagacje na boku warto raz jeszcze podkreślić, że obecnie oddziały piechoty armii innych krajów NATO z reguły używają erkaemów na nabój 5,56 mm x 45 jako broni maszynowej na poziomie taktycznym drużyny (lub częściej jej sekcji, zależnie zależnie od sposobu organizacji), pozostawiając broń maszynową na nabój mocniejszy (7,62 mm x 51) jako wyposażenie wozów bojowych, ewentualnie jako broń drużyny wsparcia – o ile schemaorganizacyjny taki twór przewiduje. Pomysł wydania żołnierzowi, który ma wyjść z pojazdu i przez kilka lub kilkanaście kilometrów biegać po krzakach i górkach z całym oporządzeniem na grzbiecie, ciężkiego (w sensie masy, nie nazwy) kaemu z jeszcze cięższą skrzynką nabojów jest generalnie marny. Mógł taki pomysł zrodzić się w głowie kogoś, kto sam niewiele po krzakach biegał, a już na pewno nie z kaemem. W efekcie oddział żołnierzy ma owszem, dalekonośny karabin maszynowy, tylko z nabojami innymi, niż do reszty karabinów, a przede wszystkim tych nabojów ma mało. Bo jedna skrzynka z amunicją 7,62 mm waży mniej więcej tyle, ile dwie skrzynki z amunicją 5,56 mm – a zdolności transportowe człowieka są ograniczone. Z pakunkiem 40 czy 50 kg na plecach długo nie pociągnie.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 9/2011