„Białe słonie” francuskiej Młodej Szkoły
Michał Glock
W historii okrętów wojennych mianem „białych słoni” określa się jednostki drogie, zbudowane najczęściej w jednym celu, dla których w późniejszym okresie nie było sensownego zajęcia. We flocie brytyjskiej za pierwsze takie okręty uchodzą wielkie krążowniki pancernopokładowe Powerful i Terrible, tymczasem Francuzi pod koniec XIX w. zbudowali co najmniej 3 takie okręty – Châteaurenault, Guichen i Jurien de la Gravičre. Różniły się one znacznie między sobą, szczególnie ten ostatni. Wspólne były jednak duże koszty budowy, względnie słabe uzbrojenie oraz brak spójnej koncepcji ich wykorzystania. W końcu, pod koniec ich istnienia z okrętów wojennych pierwsze dwa przekształcono je w szybkie transportowce wojska o zredukowanym uzbrojeniu.
Podstawowym elementem wojny morskiej jakiej spodziewano się we Francji były działania przeciwko żegludze handlowej przeciwnika oraz obrona własnego wybrzeża (a konkretnie baz morskich, skąd miały operować rajdery). Francuzi rezygnowali z budowy pancerników (a przynajmniej mocno przyhamowali ich budowę) na korzyść krążowników wszelkiego rodzaju oraz torpedowców, a potem okrętów podwodnych. Efektem istnienia koncepcji wojny na liniach komunikacyjnych były budowane 2 linie krążowników. Z jednej strony zaprojektowano krążowniki pancerne w typie Dupuy de Lôme’a, z drugiej wielkie rajdery (którymi będziemy się tu zajmowali). Miały one być na tyle wielkie, aby zabierać duży zapas węgla i móc swobodnie operować na oceanie; mieć maszyny sporej mocy, aby uciec w razie napotkania okrętu wojennego z prawdziwego zdarzenia. Mniej uwagi poświęcono opancerzeniu, w końcu atakowane statki rzadko kiedy bywały solidnie uzbrojone. Dodatkowo zakładano, że nowe jednostki będą zewnętrznie podobne do zwykłych liniowców pasażerskich. Późniejszy Guichen, mając kominy rozstawione parami, wyglądał z daleka niczym statki niemieckie (choć te miały kominy nieco pochyłe), zaś Châteaurenault – mając 4 pochylone kominy rozstawione równomiernie i nawisającą rufę – przypominał do złudzenia liniowce brytyjskie (ot taka mimikra). Sama idea budowy okrętów w typie wielkich rajderów nie była niczym nowym. Francuzi wzorowali się w tej materii na wielkich amerykańskich krążownikach pancernopokładowych Columbia i Minneapolis (oba ukończone w 1894 r.), choć nie było to dosłowne skopiowanie projektu zza oceanu, jak się często pisze. Okręty amerykańskie dosyć imponowały Francuzom, którzy przywiązani byli do idei wojny korsarskiej. Problemem było jednak to, że ich opis jaki sporządzili oficerowie Marine Nationale był niekoniecznie prawdziwy. Szczególnie przypisywana im nadzwyczajnie duża prędkość nie miała wiele wspólnego z rzeczywistością. Potem zresztą tłumaczono, że Francuzi źle zinterpretowali dane jakie otrzymali, ale paryska prasa była krytyczna względem nowych krążowników (choć akurat Młoda Szkoła była lubiana przez postępowe tytuły). Nowe francuskie okręty były dwukrotnie powiększoną wersją krążowników I, potem II klasy typu Alger), zachowując zbliżone uzbrojenie, tj. 2 armaty kal. 164 mm i 6 kal. 138 mm. Dwukrotnie wzrosła moc maszyn napędowych, co miało zapewnić wzrost prędkości z 19 do 23 w. Aby okręty mogły w miarę swobodnie operować na oceanie potrzebny był duży zapas węgla. Zwiększono go ponad dwukrotnie – z 800 do 1900 t.
Rajdery zamierzano uzbroić w 2 armaty kal. 164 mm (na dziobie i rufie w płaszczyźnie symetrii kadłuba) oraz 6 kal. 138 mm, z czego dwie na śródokręciu miano posadowić na stanowiskach pokładowych, tak aby mogły strzelać w kierunku dziobu i rufy. Pozostałe działa miały trafić do kazamat. W ostatecznym projekcie zastosowano dośrodkowe pochylenie burt, zaś wszystkie armaty kal. 138 mm trafiły do kazamat. Teoretycznie mogły one prowadzić ogień wzdłuż burt, ale nie praktykowanego tego, gdyż ciśnienie gazów prochowych powodowało uszkodzenia konstrukcji kadłuba (a także iluminatorów). Co ciekawe, od początku nie przewidywano uzbrojenia krążowników w wyrzutnie torpedowe. Uznano bowiem, że torpedy są zbyt drogie i niepraktyczne do niszczenia żeglugi handlowej. Pociski artyleryjskie były dużo tańsze i skuteczniejsze.
Głosy krytyczne w odniesieniu do nowego rodzaju krążownika pojawiły się także ze strony admiralicji. Według części członków Rady Roboczej Marynarki (Conseil des Travaux de la Marine, zajmującej się budownictwem okrętowym) oraz członków francuskiej admiralicji, tego rodzaju krążowniki mogły tak naprawdę tylko uciekać, w przeciwieństwie do konstruowanych krążowników pancernych, które postrzegano jako okręty mogące wykonywać każde zadanie. Oczywiście nie bez znaczenie były też duże koszty budowy oraz ekonomika użytkowania. Francuskie rajdery ze względu na gabaryty nie nadawały się też do operowania z własnymi siłami torpedowymi, a w miarę postępu technicznego szybko straciły swój jedyny atut, tj. prędkość. Ostatecznie duże krążowniki pancernopokładowe trafiły na Daleki Wschód, konkretnie do Indochin i dalej, na wybrzeża Chin, gdyż tylko tam miałyby szanse na aktywne działania. Dotyczyło to w praktyce większości francuskich krążowników pancernopokładowych (z których do celów służby kolonialnej pierwotnie budowano tylko te najmniejsze)...
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO Nr Specjalny 4/2015