Bitwa o Szwajcarię 1943-1945


Marcin Strembski


 

 

 

 

Bitwa o Szwajcarię

 

1943-1945

 

 

 

Wydarzenia z lata 1940 r. spowodowały zastój w szwajcarskim lotnictwie wojskowym. W obawie przed przekształceniem się incydentów granicznych w otwarty konflikt z potężnymi sąsiadami Fliegertruppe na kilka lat zawiesiły swoją działalność bojową. Sytuacja sprzętowa też nie przedstawiała się najlepiej, gdyż wprowadzone do uzbrojenia nowe typy maszyn odpowiadały swoimi osiągami przedwojennej generacji samolotów. Ale zmienne losy wojny i pojawienie się nowych zagrożeń spowodowały, że reaktywacja patroli bojowych była tylko kwestią czasu.

 

Stan oblężenia
W czwartym roku wojny Szwajcaria znajdowała się w okolicznościach nie do pozazdroszczenia. Najbliższym prawdy określeniem byłoby przyrównanie jej położenia do sytuacji panującej w oblężonej twierdzy niż do oazy spokoju. Otoczone ze wszystkich stron przez kraje osi państwo balansowało na cienkiej krawędzi pomiędzy neutralnością a współpracą z niezbyt życzliwymi sąsiadami. Chociaż zdecydowana większość szwajcarskiego społeczeństwa otwarcie manifestowała sympatię do aliantów, a Niemcy i jej sojuszników postrzegała w kategoriach najeźdźców, to władze w Bernie były zmuszone do trzeźwiejszego spojrzenia na sytuację. W 1943 r. praktycznie całe zapotrzebowanie na węgiel pokrywał eksport z Rzeszy. Odcięcie dostaw tego surowca zatrzymałoby cały szwajcarski przemysł i energetykę, co miałoby katastrofalne skutki. Od czasu krótkiej konfrontacji szwajcarskich myśliwców z samolotami Luftwaffe w 1940 r. stosunki na linii Berlin-Berno były dalekie od przyjaznych. Niemcy oczekiwali od Szwajcarów, że w imię neutralności nie dopuszczą do przelotów obcych samolotów nad własnym terytorium. W niemieckich planach kraj Helwetów był postrzegany więc jako powietrzny bufor strzegący południowych terenów przed alianckimi nalotami. Jednocześnie, mimo całej sympatii jaką darzyli Szwajcarzy wojska Sprzymierzonych, należące do RAF i USAAF samoloty stwarzały poważne zagrożenie. Nierzadkie były przypadki omyłkowych bombardowań szwajcarskich miast, co często łączyło się z ofiarami wśród ludności cywilnej. Spadające od czasu do czasu z nieba maszyny oraz ciągłe alarmy przeciwlotnicze również nie budziły wśród społeczeństwa przyjaznych odczuć. Należy przy tym pamiętać, że pobyt obcych żołnierzy na terytorium Szwajcarii wiązał się z poważnym obciążeniem dla gospodarki i budżetu tego państwa. Ten zaledwie pięciomilionowy kraj w ciągu całej wojny przyjął w swe granice blisko 300 tys. uchodźców, z tego jedną trzecią stanowili żołnierze obcych armii. Z powodu braku normalnej wymiany handlowej z zagranicznymi partnerami, na terenie całej Szwajcarii wprowadzono reglamentację żywności oraz innych dóbr, jak benzyna i węgiel. Tym większy problem stanowiło utrzymanie i wyżywienie tak licznej rzeszy nieproszonych gości.

Nałożony po czerwcu 1940 r. zakaz przechwytywania i atakowania obcych samolotów został zniesiony dopiero 25 października 1943 r. Ta decyzja była poprzedzona serią alianckich bombardowań, które co prawda zdarzały się już wcześniej, ale w październiku wyjątkowo przybrały na sile. Wprawdzie bombardowanie szwajcarskiego terytorium nie było umyślne, to władze w Bernie doszły w końcu do wniosku, że dotychczas stosowane środki wyczerpały swój potencjał. Dlatego było niezbędne ponowne zaangażowanie Fliegertruppe. Wielu szwajcarskich pilotów zdobyło już pierwsze doświadczenia bojowe walcząc w 1940 r. przeciwko niemieckiej Luftwaffe, jednak do tego czasu sytuacja w powietrzu uległa diametralnej zmianie. Poprzednie starcia charakteryzowały się brakiem zasadniczej przewagi technicznej lub ilościowej po którejkolwiek ze stron. Tym razem szwajcarskim siłom powietrznym przyszło się głównie mierzyć z aliancką potęgą. Potęgą, która na przełomie lat 1943 i 1944 przystąpiła do łamania kręgosłupa wciąż bardzo silnej Luftwaffe. W tej sytuacji operującym na przestarzałym sprzęcie Fliegertruppe nie pozostawało nic innego, jak tylko manifestowanie przywiązania Szwajcarów do przestrzegania zasad neutralności. Zadanie to realizowano poprzez zaznaczenie swej obecności w powietrzu przechwytując pojedyncze lub uszkodzone maszyny i zmuszając je do lądowania. Zazwyczaj intruzi pozytywnie reagowali na sygnał do lądowania, choć nie wypracowano jeszcze procedur komunikacji. Bariera językowa i niekompatybilne urządzenia radiowe czyniły wszelkie próby werbalnego porozumienia całkowicie bezcelowymi. Wprowadzało to do powietrznych spotkań element niepewności i nerwowości. Dopiero w 1944 r. placówki dyplomatyczne państw zaangażowanych w konflikt zostały poinformowane o ujednoliconym systemie sygnałów stosowanych przez szwajcarskie myśliwce. Podstawowym znakiem wzywającym do lądowania było wystrzelenie zielonej flary, które mogło, o ile pozwalała na to prędkość, być dodatkowo poparte opuszczeniem podwozia. Następnie myśliwiec prowadził intruza na miejsce lądowania, a właściwy pas wskazywał zataczając nad nim kręgi. W wielu przypadkach ułatwiło to pracę w sprowadzaniu obcych maszyn na ziemię, jednak nie wszystkie spotkania przebiegały gładko. Szwajcarzy operowali zwykle w sile dwusamolotowego patrolu. Często jednak wypuszczano w powietrze tzw. podwójny patrol złożony z czterech maszyn. Podczas gdy jeden myśliwiec leciał przodem i wskazywał drogę, pozostałe samoloty ubezpieczały całą akcję osaczając intruza od ogona lub po bokach.

Wprawdzie szwajcarska artyleria przeciwlotnicza nadal zachowywała nieograniczone prawo do zestrzelenia każdego obcego samolotu wojskowego, to w jej przypadku także ustalono pewne reguły. Gdy istniało podejrzenie, że intruz znajduje się w sytuacji awaryjnej lub zbliża się z zamiarem lądowania, należało najpierw oddać strzały ostrzegawcze. Potwierdzenie zamiaru lądowania stanowiło wysunięcie podwozia lub wystrzelenie flary.

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo 2/2013

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter