Bitwa o wzgórze 119
Norbert Bączyk, Hubert Trzepałka
W godzinach popołudniowych 8 sierpnia 1944 roku kombinowana radziecka grupa bojowa wdarła się z zaskoczenia w system niemieckich umocnień na wzgórzu 119, leżącym na południe od wsi Pohulanka i Zakręt na wschodnich przedpolach Warszawy. W krótkiej i gwałtownej walce zlikwidowała załogę i odparła późniejsze niemieckie kontrataki, mające na celu odzyskanie stanowisk obronnych. Tym samym po 10 dniach walk w ręce radzieckie dostał się kluczowy punkt terenowy, który zapewniał kontrolę ogniową nad zbiegiem szosy Lubelskiej i Siedleckiej. Punkt, na którym kilka dni wcześniej załamał się rajd radzieckich czołgów idących na Warszawę.
Pod koniec lipca 1944 roku mieszkańcy okupowanej Warszawy każdego dnia coraz intensywnej wsłuchiwali się w informacje o zbliżającej się do miasta Armii Czerwonej, zaś od 30 lipca dało się już bezpośrednio słyszeć sam front – były to odgłosy kanonady artyleryjskiej. Następnego dnia do Warszawy dotarły wieści, że radzieckie jednostki pancerne zawładnęły Wołominem i Radzyniem, podeszły też pod Zielonkę, Marki, Sulejówek i Międzylesie. Nad Pragą pojawiły się także w biały dzień myśliwce z czerwonymi gwiazdami, wcześniej – przez kilka ostatnich nocy – ta leżąca na wschodnim brzegu Wisły dzielnica miasta była również bombardowana nocą. Wydawało się zatem, że moment, gdy jednostki Armii Czerwonej wezmą szturmem Pragę, to jedynie kwestia kilku dni, może nawet godzin. Rzeczywistość wojenna była jednak zgoła inna. Na przełomie lipca i sierpnia 1944 roku na wschodnich przedpolach Warszawy stoczona została bitwa manewrowa, w wyniku której wojska niemieckiego Wehrmachtu zdołały powstrzymać natarcie na miasto ze strony jednostek Armii Czerwonej, a dokładniej 2. Armii Pancernej, idącej w awangardzie natarcia wojsk 1. Frontu Białoruskiego.
O świcie 1 sierpnia 1944 roku, generał major Aleksy Radzijewski, pełniący obowiązki dowódcy radzieckiej 2. Armii Pancernej, której korpusy od 27 lipca usiłowały zająć Warszawę, ze względu na niekorzystną sytuację taktyczną, rozkazem zatwierdzonym przez radę wojenną armii, nakazał podległym sobie wojskom przejść do obrony. Pierwsze zdanie rozkazu było jednocześnie próbą wyjaśnienia owej decyzji i brzmiało: warszawskiego rejonu ufortyfikowanego czołgami nie atakować. W rzeczywistości do takich działań dowództwo 2. Armii Pancernej zostało zmuszone głównie z powodu przeciwuderzenia jednostek pancernych przeciwnika, zwłaszcza na prawe skrzydło armii pod Radzyminem i Wołominem. Jednak samo sformułowanie mówiące o rejonie ufortyfikowanym nie było wymysłem radzieckich sztabowców. Wedle spływających meldunków, zwłaszcza z działającego na lewym skrzydle armii 16. Korpusu Pancernego, brygady tego związku już od trzech dni natrafiały na osi swego natarcia na liczne rowy przeciwpancerne, rzędy stalowych zapór przeciwko pojazdom, linie zasieków, wreszcie żelbetowe schrony bojowe. Kumulacją tego zjawiska było załamanie się natarcia czołowej 164. Brygady Pancernej, nacierającej po trakcie Lubelskim (szosa Lubelska, zwana niegdyś także szosą Lwowską), w rejonie Pohulanka – Miłosna Stara – Zakręt, gdzie ów trakt łączył się z inną strategiczną magistralą drogową, szosą Siedlecko-Brzeską. Jednostki radzieckiego 16. Korpusu Pancernego natknęły się tam na solidną obronę przeciwnika, której nie mogły ani przełamać, ani obejść. Raportowano przy tym, że obrona niemiecka opiera się na rozbudowanych transzejach, chronionych przez rowy i zapory przeciwczołgowe, pola minowe, wreszcie wzmocnionych stanowiskami broni maszynowej oraz stanowiskami obserwatorów artylerii ukrytych w żelbetowych schronach. Owe stanowiska były częścią umocnień polowych niemieckiego założenia obronnego o nazwie Brückenkopf Warschau, czyli Przedmościa Warszawa.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia nr specjalny 3/2019