Brygada Bombowa w walce z XVI Korpusem Armijnym. Część 2. Pierwsza interwencja
Arkadiusz Godzwon
VI dywizjon bombowy pochodził z 6. pułku lotniczego ze Lwowa. W jego skład wchodziło dowództwo oraz 4. i 5. eskadry bombowe wyposażone w samoloty PZL.23 Karaś. Jednostką dowodził mjr obs. Alfred Peszke. W momencie wybuchu wojny dywizjon przebywał na tajnym lotnisku polowym w rejonie miejscowości Nosów, ok. 15 km na pn.-zach. od Białej Podlaskiej. Pierwszego dnia wojny lotów bojowych nie wykonywano. Około godziny 11.00 dowódca Brygady Bombowej wydał jedynie rozkaz podwieszenia bomb i postawienia dywizjonu w stan alarmu.
Przygotowania i start
Od ranka 2 września dywizjon stał w pogotowiu. Atmosferę na lotnisku w tym czasie dowodzący dywizjonem oficerowie określili jako nastrój nerwowego wyczekiwania, ale bardzo dobry. Lotnicy mieli już informacje o bombardowaniach Luftwaffe i każdy chciał jak najszybciej zrewanżować się Niemcom. Około godziny 10.10 przelatujący klucz niemieckich samolotów zrzucił nad lotniskiem kilka bomb. W relacjach najczęściej wspomina się o trzech bombach, które spadły w pobliżu składu amunicji oraz postoju samolotów, uszkadzając przy tym nieznacznie jeden z nich. Ranny został co najmniej jeden z podoficerów a uszkodzeniu uległ także jeden z pojazdów. Nalot wprowadził pewną nerwowość w szeregi żołnierzy dywizjonu. Oficer taktyczny 5. eskadry bombowej – por. obs. Kazimierz Werbowski napisał nawet, że nalot wywołał „częściowy popłoch”. Uznano, że lotnisko zostało odkryte przez Luftwaffe i w niedługim czasie można się spodziewać poważniejszego ataku. W związku z tym zarządzono przygotowania do zmiany lotniska, wydając w tym celu m.in. rozkaz rozbrojenia i zdjęcia z samolotów podwieszonych uprzednio bomb. Mjr Peszke wspominał, że dzwonił w tej sprawie do dowództwa Brygady Bombowej, ale kilka minut później otrzymał rozkaz wykonania wyprawy bombowej. Rozmowę tą wspominał także dowódca brygady – płk dypl. obs. Władysław Heller, który w swej relacji napisał: (...) nakazuję (telefonicznie) uderzyć VI dyonowi, który jest w pogotowiu (...).
Nieco inaczej te kilka nerwowych minut opisał później Melchior Wańkowicz. Wg niego dzwonił płk Heller a telefon odebrał oficer taktyczny dywizjonu – kpt. pil. Jan Gaździk: Drugiego dnia kapitan Gaździk odbiera telefon; dzwoni dowódca brygady lotniczej pułkownik Heller. W chwili, gdy ma się zacząć rozmowa, kapitan Gaździk słyszy nalot motorów i głuche trzy eksplozje bomb w stronie lotniska. Meldując pośpiesznie, przerywa rozmowę, biegnie sprawdzić, okazuje się że to lecące na Białą bombowce spostrzegły widać coś podejrzanego i rzuciły trzy bomby tytułem próby. (...) Kapitan Gaździk biegnie do przerwanego telefonu i otrzymuje pierwsze zadanie bojowe.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 3/2022