Cel: Ambasada

 


Piotr Taras


 

 

 

Cel: Ambasada

 


Atak na amerykańską ambasadę w Sajgonie w nocy z 30 na 31 stycznia 1968 roku, w pierwszym dniu słynnej ofensywy „Tet”, stał się – zupełnie niezamierzenie – jednym z najważniejszych punktów wojny wietnamskiej. Częściowo dzięki panującemu w tych dniach chaosowi, po części dzięki manipulacji niechętnych wojnie dziennikarzy, wydarzenie to stało się punktem zwrotnym w widzeniu wojny przez Amerykanów i w znaczącym stopniu przyczyniło się do ogromnego wzrostu ruchów antywojennych.

 
 
 

Zamachy na placówki dyplomatyczne są w dzisiejszych czasach zjawiskiem powszechnym. Ale w latach 60. XX wieku, przed nastanie ery terrorystów palestyńskich czy lewackich, stanowiło to raczej kuriozum. Wszak ostatni atak na amerykańską placówkę dyplomatyczną miał miejsce na przełomie XIX i XX wieku, w 1900 roku, podczas powstania „Bokserów” w Chinach. W Wietnamie Południowym wojna początkowo toczyła się wyłącznie na terenach „wiejskich”. Duże miasta jak Sajgon, Da Nang czy szczególnie Hue, pozostawały niejako oazami spokoju, targanymi jedynie przez antyrządowe demonstracje. W związku z tym i amerykańskie instalacje w tych miastach były stosunkowo bezpieczne. Poza ambasadą w Sajgonie utrzymywano liczne budynki, w których mieściły się biura licznych organizacji, hotele i kwatery dla oficerów i żołnierzy. Ponadto Amerykanie zajmowali liczne bary, restauracje czy kina. Ale gdy na początku 1964 roku ilość amerykańskich żołnierzy w Wietnamie Południowym wzrosła do 25 000 i coraz częściej angażowali się oni w bezpośrednich walkach z partyzantami Viet Congu, szybko stali się celami bezpośrednich działań z ich strony. Ponieważ w planach Narodowego Frontu Wyzwolenia działania polityczne były równie ważne co militarne, akcje wymierzone bezpośrednio przeciwko „imperialistycznemu najeźdźcy”, na poły terrorystyczne, stanowiły istotny element strategii. Z jednej strony pozytywnie oddziaływało to na morale walczących na terenie Wietnamu Południowego partyzantów, pokazywało ich siłę. Z drugiej strony miało przekonywać, że nawet w centrach dużych miast Amerykanie nie mogą czuć się bezpiecznie. A ludność miast, ta mniej „rewolucyjna”, miała uświadomić sobie słabość „marionetkowego” rządu i kierować się w stronę „jedynie słusznej” władzy. Głównym miejscem ataków stała się stolica Wietnamu Południowego – Sajgon.


Akcje przed generalną ofensywą Pierwszy z serii ataków na amerykańskie instalacje w stolicy miał miejsce 16 lutego 1964 roku. Dużej siły bomba wybuchła w kinie przeznaczonym dla amerykańskiego personelu wojskowego. W wyniku eksplozji zginęło trzech Amerykanów, a 50 zostało rannych. Dwa miesiące później partyzanci Viet Congu obrzucili granatami amerykański autobus, raniąc dwóch ludzi. Natomiast 19 maja 1964 roku południowowietnamskiej służbie bezpieczeństwa udało się złapać partyzanta w momencie zakładania miny pod jednym z mostów, po którym trzy dni później miał przejeżdżać amerykański Sekretarz Obrony Robert McNamara. W czerwcu Viet Congowi udało się nawet podłożyć bombę w hangarze bazy lotniczej Tan Son Nhut. Eksplodowała w momencie, gdy tuż obok przemawiał dowódca amerykańskich sił w Wietnamie, gen. William Westmoreland. W okresie, kiedy w Waszyngtonie ważyły się losy bezpośredniej interwencji militarnej, szturmowcy Viet Congu raz za razem atakowali amerykańskie bary, kina i kwatery. Kulminacyjnym punktem był zamach na hotel Brinks, w którym przebywali amerykańscy oficerowie. Dwóch szturmowców Viet Congu ubranych w mundury żołnierzy południowowietnamskich, przez nikogo nie zatrzymywanych, wjechało wypełnionym 170 kg materiałów wybuchowych samochodem do podziemnego garażu. Po czym także przez nikogo nie zatrzymywani opuścili hotel, a po chwili wstrząsnęła nim potężna eksplozja. Wybuch doszczętnie zniszczył budynek, pod gruzami którego zginęło dwóch Amerykanów, a 65 Amerykanów i Wietnamczyków zostało rannych. Po tym nastąpiły kolejne zamachy, i to nie tylko w Sajgonie. 10 lutego 1965 roku potężna bomba zmiotła amerykańskie koszary w portowym mieście Qui Nhon. Tym razem zginęło już 23 amerykańskich żołnierzy oraz dwóch zamachowców. Ponad 100 Amerykanów zostało rannych. Atak ten stał się Bitwy i Kampanie 43 bezpośrednim powodem rozpoczęcia amerykańskich nalotów na Wietnam Północny. Od 2 marca 1965 roku naloty na Demokratyczną Republikę Wietnamu przybrały charakter masowy w postaci operacji „Rolling Thunder”. Viet Cong nie dawał za wygraną i starał się jak najbardziej pokazać swoją obecność w stołecznym mieście, gdzie roiło się od wietnamskich policjantów (z racji białych mundurów nazywanych „Myszkami Miki”) coraz bardziej wspieranych przez amerykańską Military Police. Już 30 marca, a więc niecały miesiąc po rozpoczęciu operacji „Rolling Thunder”, celem ataku partyzantów stał się kluczowy obiekt w mieście – amerykańska ambasada, zlokalizowana w centrum miasta, nad rzeką Sajgon. Tym razem wypełniony materiałami wybuchowymi samochód został zaparkowany przed budynkiem. Tak jak poprzednio, akcję wykonało dwóch szturmowców Viet Congu przebranych za sajgońskich policjantów. Wybuch był potężny, bardzo poważnie uszkodził budynek. Znacznie wyższe były też straty ludzkie. Zginęło 19 Wietnamczyków, dwóch Amerykanów i Filipińczyk, a 183 osoby zostały ranne. Duma USA została poważnie urażona, więc bardzo szybko Kongres wyasygnował 2 500 000 dolarów na nowy budynek ambasady. Zamachy w Sajgonie trwały nadal, a najbardziej krwawym okazał się zamach na zakotwiczoną na rzece Sajgon popularną restaurację, wieczorem 25 czerwca 1965 roku. W wyniku zamachu zginęły 33 osoby, w tym dziewięciu Amerykanów. Ostatni z dużych zamachów miał miejsce 4 grudnia 1965 roku, gdy bomba wybuchła w jednym zajmowanych przez żołnierzy hoteli. Zginął jeden amerykański Marine, jeden żołnierz nowozelandzki, a 137 innych zostało rannych. W związku z tym w dniu 19 grudnia w Sajgonie wprowadzono godzinę policyjną dla Amerykanów.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 3/2010

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter