Charków 1942 rok. Majowa ofensywa Armii Czerwonej
Krzysztof Cieślak
Optymistyczny nastrój panujący wiosną 1942 roku na szczytach sowieckich władz partyjnych i wojskowych nijak nie przekładał się na realne możliwości wojsk znajdujących się na froncie. Bez zwracania uwagi na słabe wyposażenie i jeszcze gorsze wyszkolenie przewidzianych do użycia oddziałów zapadła jednak decyzja o ofensywie mającej przynieść szybkie zwycięstwo. Nie brano pod uwagę możliwości, że przeciwnik dokładnie poznał plan działań i jest gotów do odparcia ataku.
12 maja. Początek ofensywy. Działania grupy północnej
O 6.30 wojska Frontu Południowo-Zachodniego rozpoczęły trwające godzinę artyleryjskie przygotowanie ofensywy. Celem był pas obrony o szerokości 50 i głębokości 5 km. W końcowej fazie ostrzeliwania pozycji przeciwnika do akcji weszło sowieckie lotnictwo bombowe, które przez kilkanaście minut atakowało pozycje artylerii i punkty oporu na głównym kierunku niemieckiej obrony. O 7.30 rozpoczął się atak piechoty wspieranej przez czołgi. Chociaż do południa oddziały piechoty z pierwszych rzutów 21., 28. i 38. Armii zdołały wejść od 1 do 3 km w głąb obrony, za te niewielkie sukcesy zapłacono wysoką cenę. Okazało się, że dobrze przygotowana i głęboko zorganizowana obrona tylko nieznacznie ucierpiała od ognia artyleryjskiego. Większość środków ogniowych zachowała pełną sprawność i spowodowała znaczne straty wśród atakujących. W pasie natarcia 28. Armii, do której przydzielono znaczną ilość czołgów bezpośredniego wsparcia piechoty, postęp był paradoksalnie najmniejszy. Możliwe, że zabrakło współdziałania między słabo wyszkolonymi piechurami i nie lepiej przygotowanymi czołgistami.
Lepiej wyglądała sytuacja na odcinku działania 21. i 38. Armii, gdzie natarcie było lepiej zorganizowane. Jeszcze w nocy poprzedzającej 12 maja oddziały 76. Dywizji Strzeleckiej z 21. Armii przeprawiły się przez rzekę Siewierskij Doniec i utworzyły na jej zachodnim brzegu kilka niewielkich przyczółków. Były one jednak na tyle duże, że pomieściły znaczną część dywizji i zapewniły podstawę do rozpoczęcia rankiem natarcia na zbieżnych kierunkach. Do wieczora dywizji udało się utworzyć jeden duży przyczółek o szerokości 5 km i głębokości 4 km. Sukces tej wykorzystały kolejne dwie dywizje 21. Armii. Były to 293. i 227. Dywizja Strzelecka, które po przerwaniu głównej pozycji obronnej zaczęły posuwać się w głąb terytorium przeciwnika. Wieczorem, po zdobyciu kilku osad, przyczółek zajęty przez te dywizje na kierunku północnym przesunął linię frontu o 10 km, a na kierunku północno-zachodnim o 6–8 km. Nie udało się jednak 293. Dywizji Strzeleckiej nawiązać kontaktu z 76. Dywizją Strzelecką i połączyć obu przyczółków.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia nr specjalny 3/2022