Chińskie BAL

 


Tomasz Szulc


 

 

 

Chińskie rozpoznawcze i bojowe

 

bezzałogowe aparaty latające

 

 

Do elitarnej grupy producentów rozpoznawczych i bojowych bezzałogowych aparatów latających, w której niekwestionowanymi liderami są dziś Stany Zjednoczone i Izrael, najwyraźniej zamierzają dołączyć Chiny. Niewątpliwym ułatwieniem może być dla nich wieloletnia tradycja nieskrępowanego kopiowania rozwiązań zagranicznych – sposobu, który przez całe dziesięciolecia stanowił podstawę rozwoju chińskiego uzbrojenia.

 



Sądząc po dotychczasowych osiągnięciach w dziedzinie konstruowania samolotów bezzałogowych w szeregu krajów o bogatej lotniczej tradycji, takich jak: Wielka Brytania, Francja, Rosja, czy Polska nie jest to proces prosty. Pozornie stworzenie lekkiej i powolnej maszyny nie powinno stanowić problemu nawet dla średnio zaawansowanego amatora-hobbysty. Na dodatek można skorzystać z bardzo licznych gotowych rozwiązań, np. specjalnie w tym celu produkowanych miniaturowych silników spalinowych, elektrycznych, a nawet odrzutowych. Jest też do dyspozycji nowoczesna aparatura sterowania, transmisji danych oraz sprzęt rozpoznawczy w postaci dziennych i nocnych kamer, a dla użytkowników wojskowych – termowizorów, dalmierzy laserowych, detektorów promieniowania mikrofalowego, itd. Z drugiej strony wymóg uzyskania dużej długotrwałości lotu, łatwości startu i bezpieczeństwa lądowania komplikuje konstrukcję. Niebagatelnym czynnikiem, wpływającym na proces konstruowania, są wymagania użytkownika, w tym przypadku – sił zbrojnych, które wydają się często być niezbyt przemyślane – albo mało precyzyjne, albo wygórowane i niemal niemożliwe do spełnienia bądź wręcz sprzeczne ze sobą. Skutkiem tego, tylko w nielicznych krajach są konstruowane i produkowane bezzałogowce wojskowe o różnej wielkości i przeznaczeniu.

Początki
Chińscy wojskowi zetknęli się z bezzałogowymi aparatami latającymi relatywnie wcześnie, bo już w czasie rozgrywającej się tuż przy granicach ChRL wojny wietnamskiej. W owym czasie dysponowały nimi tylko dwa kraje – USA i ZSRR, ale tylko pierwszy z nich zastosował je bojowo i to na sporą skalę – właśnie w Wietnamie. Przyczyna była prosta: amerykańskie lotnictwo ponosiło nad tym krajem duże straty, a ich najpoważniejszą konsekwencją polityczną była rosnąca liczba amerykańskich lotników w wietnamskiej niewoli. Aby zmniejszyć straty w ludziach, zdecydowano się na prowadzenie rozpoznania lotniczego także za pomocą samolotów bezzałogowych, głównie Teledyne Ryan Firebee, choć te były wtedy dalekie od doskonałości. Sporo z nich zostało zestrzelonych, inne ulegały wypadkom z przyczyn technicznych, nad jeszcze innymi tracono kontrolę i ich los był dla Amerykanów nieznany. Wietnamczycy skrzętnie zbierali szczątki zestrzelonych maszyn, gdyż wiedzieli, że ich wyposażenie interesuje zarówno Rosjan, jak i Chińczyków, a bez ich pomocy Wietnam nie miałby żadnych szans w konfrontacji z supermocarstwem. Tą drogą resztki bezzałogowców trafiły za Wielki Mur. Wcześniej co najmniej kilka maszyn (wysłanych z Tajwanu?) „zabłądziło wskutek awarii” nad terytorium Chin i tam albo zostały zestrzelone, albo rozbiły się wskutek awarii. Podobno pierwszym był Teledyne Ryan 147B, zestrzelony 15 listopada 1964 r. W ostatecznym rozrachunku w ręce Chińczyków dostało się co najmniej kilka niemal całkowicie sprawnych samolotów bezzałogowych, głównie typu BQM-34H Firebee. W idealnym stanie była np. maszyna o nazwie własnej Black Beauty, która z oznaczeniami siedmiu udanych misji nad Wietnamem trafiła do Chin w 1970 r. Parę takich maszyn rozebrano i starannie skopiowano, inne poddano remontowi i z czasem wypróbowano w locie. Wyrzutnie skopiowano na podstawie dostępnych w literaturze zdjęć i rysunków – belki startowe podwieszono najpierw pod skrzydłami bombowych H-4 (Tu-4, czyli kopie B-29), potem transportowych Y-8 (kopii An-12). W oficjalnych materiałach chińskich podaje się, że skopiowano także silniki J-69 i uruchomiono ich produkcję jako WP-11. Wydaje się to mało prawdopodobne, gdyż takich bądź podobnych silników nie zastosowano później jako napędu żadnych innych statków powietrznych – ani samolotów, ani pocisków manewrujących, ponieważ na przestrzeni ponad ćwierć wieku od przejęcia BQM-34 nie powstały konkurencyjne turbiny chińskie, użycie silników konstrukcji amerykańskiej byłoby jak najbardziej zasadne. Oznacza to, że chińskie WZ-5 (WuZhen – bezzałogowy, rozpoznawczy), będące kopiami Firebee, były bardzo nieliczne, podobno wyprodukowano ich (albo złożono z części zdobycznych maszyn) tylko dziewięć. Część służyła na pewno do prób beznapędowych, a całego systemu (samolot-nosiciel, bezzałogowce, układy kierowania i przetwarzania danych) w Chinach nie doprowadzono do stanu gotowości operacyjnej. Co ciekawe, pojawiają się informacje, jakoby WZ-5 ciągle znajdowały się wśród „aktywnych rezerw sprzętowych” chińskiego lotnictwa i pod koniec lat 90. ub. wieku zostały zmodernizowane przez dodanie modułu nawigacji GPS. Mało tego, maszynę dopuszczono podobno do eksportu nadając jej oznaczenie CH-1 – Changhong-1 Ówczesny poziom chińskiego przemysłu lotniczego pozwalał na samodzielną produkcję jedynie prostych, napędzanych silnikami tłokowymi celów powietrznych, a później celów odrzutowych BA-5, stanowiących dokładną kopię radzieckich Ła-17. Według niektórych źródeł ich dokumentacja licencyjna została przekazana Chinom jeszcze w 1960 r., wcześniej z pomocą radzieckich specjalistów uruchomiono produkcję silników RD-9 dla MiG-ów-19, które były także napędem Ła-17. W ZSRR na bazie tych celów powietrznych skonstruowano taktyczny bezzałogowiec rozpoznawczy Ła-17R (TBR-1), podobnie postąpiono dwadzieścia lat później w Chinach, ale nie ma dowodów na jego przyjęcie na uzbrojenie.

Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 1/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter