Ciężkie i średnie ciężarówki na Eurosatory 2010
Jarosław Brach
Ciężkie i średnie ciężarówki
na Eurosatory 2010
(cz. 1)
Największe salony uzbrojenia i wyposażenia wojskowego, takie jak paryskie Eurosatory, są ciekawe z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze dają możliwość zapoznania się z najnowszymi konstrukcjami opracowanymi nie tylko pod kątem przetargów i zakupów realizowanych w kraju goszczącym imprezę, ale i innymi, powstałymi z myślą o odbiorcach z szeroko pojętego rynku międzynarodowego. Po drugie, mają one zdecydowanie ponadnarodowy wymiar, a de facto ogólnoświatowe znaczenie, pod tym względem wyraźnie różniąc się od wystaw o lokalnym charakterze, jak nasze MSPO czy czeski IDET.

Poza tym dowodzą siły poszczególnych uczestników – dostawców i wytwórców, w tym i dużych korporacji operujących na skalę globalną, obsługujących dziesiątki rynków oraz notujących wielomiliardowe obroty, i firm małych, czasami niszowych, nieraz dopiero poszukujących swej szansy, próbujących zaistnieć i szukających poważniejszych, zagranicznych odbiorców. Świadczą też o chwilowej kondycji finansowej i technologicznej uczestników, gdyż fakt wystawiania się lub nie oraz jakość i rozmach przygotowanego stoiska stwarzają doskonałą okazję do ekonomicznej i inżynierskiej oceny danego podmiotu i/lub realizowanych przez niego prac czy strategii w odniesieniu do danych grup klientów z określonych obszarów. I wreszcie dają doskonałą szansę do zaobserwowania obecnie zachodzących tendencji w budowie i sprzedaży różnego sprzętu, zaspokajającego szeroko pojęte, zróżnicowane potrzeby sił zbrojnych i współczesnego pola walki. Rozpatrując przez pryzmat wymienionych wyżej czynników obecność w Paryżu przedsiębiorstw związanych z przemysłem motoryzacyjnym, a dokładnie z sektorem pojazdów użytkowych klas średniej i ciężkiej, można było zauważyć kilka ciekawych zjawisk. Przede wszystkim tzw. biznes militarny, ze względu na trwające wojny, nabiera coraz większego znaczenia. Jeszcze 10-15 lat temu jego udział w całości obrotów, w porównaniu z okresem zimnej wojny, był nieraz marginalny. Biznes ten część wytwórców utrzymywała więc głównie ze względów prestiżowych. Sytuacja w tym zakresie zaczęła się diametralnie zmieniać w obecnej dekadzie. W efekcie coraz bardziej jest to działalność przynosząca spore obroty i zyski, choć w dalszym ciągu obciążona dużym ryzykiem zmienności, wynikającym z możliwości otrzymania bądź nie intratnych zamówień. Poza tym zaznacza się, nieco wstrzymany przez kryzys, powrót do fuzji i przejęć. Przykładowo, 12 stycznia br. MAN Nutzfahrzeuge oraz Rheinmetall AG z Düsseldorfu podpisały umowę o utworzeniu wspólnego przedsiębiorstwa zajmującego się pojazdami dla wojska. W przedsięwzięciu tym Rheinmetall ma 51% udziałów, MAN 49%, a nowa firma, występująca pod nazwą Rheinmetall MAN Military Vehicles GmbH (RMMV), będzie oferować kompletną gamę środków transportu, w tym z MAN-owskich militarnych serii SX i HX z przeznaczeniem na rynek międzynarodowy. Zgodnie z pierwotnym planem, integracja ma przebiegać w dwóch etapach. W pierwszym dojdzie do połączenia struktur odpowiedzialnych za sprzedaż i opracowywanie kołowych pojazdów militarnych, w drugim, do końca 2011 roku, zakłady Rheinmetall w Kassel oraz MAN w Wiedniu zostaną zintegrowane w ramach jednego, wspólnego podmiotu. Tej integracji towarzyszyć ma wzrost zatrudnienia z około 350 osób w pierwszej fazie do 1300 w drugiej. Do ponad 1 mld euro w fazie drugiej wzrosnąć też winny obroty RMMV. Tej postępującej koncentracji towarzyszy szereg umów o kooperacji i współpracy – współdziałanie staje się konieczne, gdyż niepomiernie rosną koszty badań i rozwoju, z kolei na coraz bardziej zatłoczonym rynku nie ma miejsca dla „amatorów”, zdolnych może zmontować prototyp, lecz mogących już mieć poważne problemy z wielkoseryjną produkcją oraz osiągnięciem satysfakcjonujących wyników sprzedaży. Dlatego ta grupa musi albo szybko przedstawić w pełni konkurencyjne wyroby, albo jej luka technologiczna i opóźnienie naśladowcze będą rosły. Szczególnie dobrze powyższe widać w obszarze systemów opancerzenia, gdzie poziom drugi czy nawet trzeci dla ochrony balistycznej i przeciwminowej stają się powoli obowiązującą normą.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 8/2010