Czołgowa amunicja wielozadaniowa

Jarosław Wolski
Czołgi wciąż pozostają głównym środkiem walki wojsk lądowych, ich dominująca pozycja zaś wydaje się być niezagrożona w dającej się prognozować perspektywie czasowej. Jednocześnie można zaobserwować gwałtowny wzrost ich możliwości ogniowych – nie tylko wobec celów opancerzonych przeciwnika, lecz także całej reszty zagrożeń występujących na polu walki. Zwalczanie pojazdów lekko opancerzonych, umocnień polowych, siły żywej lub też broni zespołowej staje się równie ważnym, a przy tym częściej występującym na polu walki zadaniem niż niszczenie czołgów.
Zimna wojna
Podczas zimnej wojny podejście do stosowania amunicji innej niż przeciwpancerna było uzależnione od kilku czynników, można było jednak zaobserwować dwie wyraźne tendencje. W krajach NATO od lat 80. czołgi przenosiły głównie amunicję przeciwpancerną, zdolność do zwalczania innych celów była zaś traktowana drugorzędnie. Z kolei w armiach Układu Warszawskiego kładziono duży nacisk na zwalczanie umocnień oraz siły żywej przeciwnika, dlatego przeszło połowa zabieranego w czołgach zapasu amunicji była przeznaczona do takich zadań.
Dwa czołowe kraje NATO, tj. Stany Zjednoczone oraz Niemcy, wraz z wprowadzeniem czołgów trzeciej generacji powojennej, odpowiednio M1 Abrams i Leopard 2, zadecydowały o przenoszeniu przez wozy wyłącznie amunicji przeciwpancernej. Typowy zapas amunicji Leoparda 2 w latach osiemdziesiątych składał się z trzydziestu pocisków przeciwpancernych podkalibrowych (APFSDS) oraz dwunastu pocisków kumulacyjnych. Ostatnie z wymienionych spełniały funkcje nie tylko przeciwpancerne, lecz także wielozadaniowe, stąd ich niemieckie oznaczenie MZ. Mowa tutaj o naboju DM 12, który był klasycznym HEAT-MP-T (High-Explosive Anti-Tank – Multi Prupose – Traced), czyli nabojem z kumulacyjnym pociskiem przeciwpancernym o działaniu wielozadaniowym wyposażonym w smugacz. Należy przy tym podkreślić, że owa „wielozadaniowość” była bardzo umowna i wynikała z oddziaływania na cel podmuchem eksplozji oraz odłamkami powstałymi z wymuszonej fragmentacji korpusu pocisku. Podstawowym jednak zadaniem naboju DM 12 było zwalczanie celów opancerzonych. Podobnie wyglądała kwestia arsenału amerykańskich Abramsów M1A1 przewożących 27 naboi APFSDS oraz 13 HEAT (M830). Również tutaj brak było amunicji burzącej lub też naprawdę wielozadaniowej. Co ciekawe, była to istotna zmiana w porównaniu do np. M60A3, zabierającego łącznie 63 naboje do armaty 105 mm, z czego 29 było APDS, 9 HESH, 17 HEAT, 4 dymne, a 4 kartaczowe. Zmiana ta wynikała nie tylko z faktu przejścia z kalibru 105 na 120 mm i zmniejszenia zapasu amunicji w pojeździe, lecz także z przeobrażeń pola walki na przełomie lat 70. i 80. Zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i RFN postawiono na główne zadania dla czołgów w postaci zwalczania pojazdów opancerzonych przeciwnika, których wojska pancerne UW posiadały bardzo dużo. Nieco inna sytuacja występowała w Wielkiej Brytanii. Mimo że brytyjskim czołgom można było wiele zarzucić w porównaniu z Leopardem 2 i Abramsem, „wyspiarze” nie zaniedbali wyposażania swoich maszyn w amunicję przeznaczoną do zwalczania innych celów. Sytuacja taka wypływała jednak nie tyle z przezorności Brytyjczyków, ile z konserwatyzmu, pewnego zapóźnienia oraz…spuścizny Chieftaina w kwestii amunicji. FV4030/4 Challenger 1 przenosił aż 64 sztuki trójdzielnej (pocisk, ładunek miotający, zapłonnik) amunicji 120 mm dla gwintowanej armaty L11A5 lub L30. Do zwalczania celów innych niż opancerzone załoga mógł używać aż trzech różnych rodzajów amunicji. Pierwsza to oryginalnie przeciwpancerny L31A7 HESH (High Explosive Squash Head), którego pocisk składa się z cienkościennej stalowej skorupy wypełnionej 4,08 kg silnie wybuchowej mieszanki RDX/WAX-88. Posiada on zapalnik w dnie pocisku oraz cztery smugacze. L31A7 HESH był opracowany jako amunicja przeciwpancerna do rażenia pojazdów z monolitycznymi pancerzami stalowymi. W momencie uderzenia pocisk odkształcał się (kolokwialnie – spłaszczał na kształt „placka” na pancerzu), po czym następowała eksplozja. Mimo że była na zewnątrz pancerza, powodowała transfer energii poprzez monolityczny odlew wieży lub płyty kadłuba tak, że odrywały się kawałki pancerza od jego wewnętrznej (tj. od strony przedziału załogi) warstwy. Powstałe odłamki raziły załogę. Amunicja HESH straciła rację bytu jako środek przeciwpancerny wraz z wprowadzeniem wielowarstwowych pancerzy specjalnych pod koniec lat 70., co nastąpiło zarówno w krajach NATO, jak i w ZSRR. Mimo to stanowiła skuteczny oręż w zwalczaniu pojazdów, takich jak T-55, T-62 czy też T-72 Ural. Bardzo skutecznie mogła też zwalczać dowolne bwp z tego okresu. Charakter jej działania powodował, że do pewnego stopnia stanowiła odpowiednik amunicji burzącej. Drugim typem amunicji był L34A2 określany jako „dymny”. Jest to dość myląca nazwa w stosunku do naboju o budowie podobnej do HESH, jednak zawierającego 4,1 kg białego fosforu. Efekt zasłony dymnej oczywiście występował, ale na równi z porażeniem celu przez palący się fosfor, który dodatkowo wydzielał toksyczny dym. Ponieważ użycie amunicji wprost nazywanej „zapalającą” jest ograniczone przez wiele konwencji oraz porozumień w większości krajów NATO, obchodzi się owe zapisy właśnie poprzez stosowanie amunicji „dymnej” zawierającej zapalający się biały fosfor. L34A2 był bardzo skuteczny przeciw celom w budynkach lub umocnieniach polowych, zwłaszcza przeciw sile żywej wyjątkowo podatnej na porażenie palącym się (na skutek kontaktu z powietrzem) białym fosforem rozrzucanym podczas eksplozji pocisku. Ostatnim typem innej niż przeciwpancerna amunicji w arsenale Challengera 1 był specjalizowany przeciwpiechotny L35A1.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 4/2017