Derrindżer dla dżentelmena


HUBERT GIERNAKOWSKI


 

 

 

 

Derrindżer dla dżentelmena

 

 

 

Mieliśmy przyjemność testować nowy polski pistolet, przeznaczony do samoobrony – opracowany i wykonany w Polsce, choć wyraźnie inspirowany konstrukcjami zza Oceanu. 

 

Pod ogólną nazwą „derringerów” rozumie się zazwyczaj rodzinę małych pistoletów kieszonkowych, przeważnie wielolufowych, przeznaczonych do samoobrony na bardzo bliskie odległości. Ich najbardziej charakterystyczną cechą są odchylane do ładowania lufy i z reguły uproszczone mechanizmy odpalające, typu SA albo DAO. Broń tego rodzaju była produkowana masowo w XIX wieku w Ameryce, przy czym w dalszym ciągu kilka firm kontynuuje ich wytwarzanie – niewielkie wymiary, skrajna prostota konstrukcji i możliwość stosowania wymiennych zestawów luf, strzelających bardzo różnymi typami amunicji, czyni je dobrą alternatywą klasycznej broni dla pewnej, dość wąskiej grupy użytkowników. Na przykład dla wędkarzy, potrzebujących skutecznego środka do zwalczania węży wodnych: śrutowe naboje małej mocy, w łuskach rewolwerowych nabojów popularnych kalibrów funkcjonują niezawodnie właśnie głównie w derringerach, w których nic się nie rusza i nie zacina. Nazwa powstała z przekręcenia nazwiska Henry’ego Deringera, słynnego XIX-wiecznego rusznikarza, twórcy m.in. jednolufowego pistoletu Philadelphia Deringer.

Ciekawym przedstawicielem tej rodziny jest strzelający silnym nabojem .357 Magnum czterolufowy derringer COP 357, zbudowany w 1983 roku przez amerykańskiego konstruktora i wizjonera broni, Roberta Hillberga. Pistolet ten był pomyślany jako zapasowa broń dla funkcjonariuszy policji, stąd nazwa: akronim COP brzmi jak slangowe określenie amerykańskiego policjanta, a rozwija się jako Compact Off-duty Police. Owo znane z filmów słowo określające amerykańskiego policjanta pochodzi od staro-angielskiego czasownika cop oznaczającego łapanie (i aresztowanie – w domyśle przestępców), stąd wyraz copper oznaczający osobę wykonującą tę czynność, z czasem wtórnie skrócony do trzech liter. Czasami próbowano wyciągać etymologię „kopa” od miedzianych odznak XIX-wiecznej policji nowojorskiej (miedź to po ang. copper), ale jest on znacznie starszy. Warto pamiętać, że jeszcze niedawno używanie tego określenia wobec policjanta było uważane za obraźliwe, tak mówili tylko ulicznicy i gangsterzy. Obecnie wyraz się upowszechnił, ale nadal jest to określenie o niezbyt pozytywnej konotacji. Derringer Hillberga był tylko niewiele większy od małych pistoletów samopowtarzalnych na nabój .25 ACP lub .32 ACP, a oferował znacznie większą siłę ognia (choć mógł oddać bez przeładowania tylko 4 strzały).

COP 357 był bardzo solidnie wykonany ze stali nierdzewnej, a umieszczony wewnątrz szkieletu mechanizm spustowy typu DAO zaopatrzony był w obrotową płytkę z iglicą, która po każdym ściągnięciu spustu przeskakiwała o jedną czwartą obrotu i ustawiała iglicę przez kolejną komorą nabojową. Idea mechanizmu była poniekąd zaczerpnięta z konstrukcji derringera marki Sharps, pochodzącego z 1850 roku, ale w 1983 Hillberg uzyskał na swoje rozwiązanie stosowny patent.

Derringer Hillberga stał się inspiracją dla firmy Kolter, która opracowała i wdrożyła do produkcji pistolet Guard-4, będący pod względem ogólnego wyglądu oraz zasady działania mechanizmu odpalającego dość wierną kopią COP 357. Różnice kryją się w lufach, a szerzej w bloku luf. Otóż pomysłodawcy polskiego pistoletu postawili sobie za cel opracowanie konstrukcji, która mogłaby skutecznie ominąć rafy krajowych przepisów dotyczących posiadania broni. Chodziło o to, żeby pistolet wystrzeliwał drażniącą substancję, najlepiej wraz z błyskiem i hukiem, ale żeby jego posiadanie nie było obwarowane koniecznością uzyskania pozwolenia na broń.

 

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 7-8/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter