Droga ku 10TP. Część 2
Jędrzej Korbal
Lata 30. XX wieku to okres dynamicznego rozwoju broni pancernej. Wśród debiutujących w tym czasie projektów dużym zainteresowaniem cieszył się czołg szybkobieżny pomysłu J.W. Christiego. Próby zakupu tych maszyn zakończyły się niepowodzeniem, dlatego w Polsce przystąpiono do samodzielnych prac nad czołgiem szybkobieżnym, mogącym dorównać odpowiednikom zza wschodniej granicy.
Omówione w pierwszej części tekstu próby zakupu kompletnych czołgów lub chociażby podwozi pionierskich pojazdów kołowo-gąsienicowych pomysłu Waltera J. Christiego zakończyły się fiaskiem. Pomimo kilku odsłon nigdy nie udało się zgrać i pogodzić zapotrzebowania zamawiającego z interesami chwiejnego w nastrojach konstruktora. Mające być rozwinięciem pomysłu amerykańskiego wynalazcy prace nad przygotowaniem krajowego projektu a`la Christie, realizowane w latach 1930-1932, przerwano nagle, niszcząc nawet część wytworzonych w tym okresie dokumentów. Trudno się dziwić, Christie nie cieszył się dobrą opinią nad Wisłą, głównie z powodu niewywiązania się z zawartej umowy oraz podjęcia równoległej współpracy z lepiej płacącymi Sowietami. W oczach polskich wojskowych było to postępowanie całkowicie deklasujące amerykańskiego wynalazcę. Zamorskie zakupowe fiasko w połączeniu z udanym, choć niepozbawionym dramaturgii i przykrych niespodzianek nabyciem Vickersów Mark E sprawiły, że wątek koło-gąsienicowy zszedł na drugi, jeśli nie na trzeci plan. Dodatkowym przyczynkiem do odstąpienia od rewolucyjnej koncepcji czołgu była rozpoczynająca się produkcja wozów serii TK. Jeśli mowa była o czołgach pościgowych, niszczycielskich lub myśliwskich, to wspominano o nich raczej jako o kolejnym etapie rozwoju polskich sił pancernych, który dopiero miał nastąpić po usystematyzowaniu kwestii czołgów rozpoznawczych i lekkich. Przykładem może być opracowanie z 30 marca 1933 roku (L.dz.907/III/Broń.33) pod nazwą „Czołgi – nowe konstrukcje”, w którym Oddział III SG opiniował wcześniejsze pismo Szefa DepZaopInż. MSWojsk. W interesującej nas części dokumentu na temat nowych konstrukcji pisani: Czołg niszczycielski. Powinien należeć do kategorii czołgów lekkich, a więc jego waga nie powinna różnić się znacznie od wagi tych czołgów. Szybkość czoła niszczycielskiego powinna być bardzo znaczna, aby mógł on dopędzać szybkobieżne czołgi nieprzyjacielskie oraz aby zwiększyć przez to jego obronność przed bronią przeciwpancerną. Wynikałaby z tego potrzeba zapewnienia temu czołgowi około dwukrotnie większej szybkości w terenie, od szybkości terenowej zwalczanych czołgów nowoczesnych. Uzbrojenie tego czołga powinno dać możność skutecznego zwalczania czołgów średnich nieprzyjaciela, t.j. przebicia z odległości około 600 m pancerza stalowego o grubości 15 mm. Prócz działka, uzbrojenie powinno obejmować c.k.m. dla zwalczania innych celów i obrony własnej. Duży zapas amunicji (przede wszystkim działowej) przewożony zewnątrz czołga niszczycielskiego, powinien być obliczony na 2 dni walki (około 15 pocisków). Pancerz powinien zabezpieczać przed pociskami zwykłymi i przeciwpancernymi broni małokalibrowej. Sylwetka czołga, jak najmniejsza. Użycie czołgów niszczycielskich będzie miało miejsce przede wszystkim do zwalczania tych jednostek broni pancernych nieprzyjaciela, którym uda się wedrzeć wgłęb własnego obszaru. Niemniej jednak może się okazać korzystnym przeprowadzenie czołgami niszczycielskimi wypadów w głąb trenu przeciwnika, np. w samodzielnych działaniach zagonowych, albo w składzie związku pancerno-motorowego. Wynika z tego postulat, aby czołgi niszczycielskie posiadały zdolność pokonywania przeszkód, podobną do posiadanej przez czołgi lekkie (rowy do 2 m szerokości). Zwróćmy uwagę, że już wiosną 1933 roku poważnie brano pod uwagę posiadanie narzędzia umożliwiającego walkę z sowieckimi czołgami szybkobieżnymi, których masowa produkcja dopiero rozpoczynała się na przełomie 1932 i 1933 roku. Drugi mogący budzić obawy typ uzbrojenia formacji pancernych ze wschodu, czyli szybkobieżny czołg lekki typu T-26, powstawał w Związku Sowieckim dopiero od dwóch lat, choć w budzących niepokój Warszawy ilościach.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia nr specjalny 5/2018