Droga do Bagdadu

 


Michał Fiszer, Jerzy Gruszczyński


 

 

 

Droga do Bagdadu

 

 

Działania 3. Dywizji Piechoty

w operacji „Iraqi Freedom”

(cz.I)

 


Operacja „lraqi Freedom" była pierwszą w historii militarną operacją ery sieciocentrycznej. Błyskotliwe zwycięstwo, choć jego polityczne konsekwencje nie do końca były takie, jakich oczekiwano, z militarnego punktu widzenia pokazało, jak należy prowadzić współczesne działania w konflikcie konwencjonalnym. Działania zmechanizowanej 3. Dywizji Piechoty, jej 21-dniowy rajd do Bagdadu, były śmiałe i dość ryzykowne. Kunszt dowódców, poświęcenie i sprawność żołnierzy sprawiły, że ten trudny manewr stał się nożem wbitym w serce reżimu Saddama Husseina.

 
 
 

Nie będziemy tu rozważać kwestii politycznych. Dziś wszystko wskazuje na to, że amerykański atak na Irak nie był najszczęśliwszym posunięciem. Strach przed bronią masowego rażenia, którą wcześniej rozwijał Saddam Hussein, ale której zapasów nie gromadził, to tylko część motywów amerykańskiej administracji, choć publicznie najbardziej eksponowana. Niemniej ważna była chęć dominacji w strategicznie ważnym regionie świata, gdzie nie tylko znajdują się bogate złoża ropy naftowej, ale gdzie ma swoje źródło radykalny Islam, stanowiący siłę napędową organizacji terrorystycznych. Oczywiście, proste stwierdzenie o chęci przejęcia złóż irackiej ropy nie wydaje się uzasadnione, bowiem ropa ta była dostępna za znacznie niższą cenę przed konfliktem, nie trzeba przecież kupować sklepu spożywczego, by mieć codziennie świeże mleko. Bardziej uzasadnione wydają się oficjalnie niewyartykułowane, ale przecież istniejące obawy Izraela przed reżimem Saddama Husseina, a silne pro-izraelskie lobby amerykańskie miało z pewnością wpływ na decyzję o ataku. Kończąc na tym polityczne komentarze, zajmiemy się dalej wyłącznie aspektami militarnymi.

Operacja „Iraqi Freedom” była diametralnie różna od wcześniejszej „Desert Storm” z 1991 roku. Co natychmiast rzuca się w oczy to fakt, że używając znacznie mniejszych sił, osiągnięto znacznie bardziej daleko idące cele. W istocie bowiem był to całkowity podbój państwa średniej wielkości, z silnymi siłami zbrojnymi. Oczywiście w 1991 roku Irak był znacznie silniejszy militarnie niż w roku 2003. Dwunastoletnie embargo zrobiło swoje, posiadany sprzęt zdążył się zestarzeć, a utrzymanie jego pełnej sprawności pozostawiało wiele do życzenia. Dodatkowo okazało się, że wcześniejsze pesymistyczne oceny co do strat zadanych Irakijczykom w operacji „Desert Storm” miały charakter doniesienia medialnego, czyli z rzeczywistością wiele wspólnego nie miały. W czasie operacji „Desert Storm” doszło do poważnej redukcji irackiego potencjału militarnego, co dało się zauważyć 12 lat później. Niemniej jednak, o ile w operacji „Desert Storm” lądowe natarcie przeprowadzono według klasycznego schematu Air-Land Battle, który można uznać za kwintesencję sztuki wojennej rodem z II wojny światowej, z ciągłą linią frontu i szybkimi zgrupowaniami pancerno-zmechanizowanymi posuwającymi się szybko, ale jednocześnie tak, by wzajemnie osłaniać własne skrzydła i przy niespotykanie silnym wsparciu z powietrza, to operacja „Iraqi Freedom” była już początkiem nowej ery. U jej podstaw leżała koncepcja Force XXI – „cyfrowego pola walki”, w której zakładano złożenie z posiadanych i na bieżąco zbieranych informacji jednolitego, bardzo szczegółowego i aktualnego obrazu sytuacji taktycznej, który był następnie rozsyłany skomputeryzowaną siecią dowodzenia i łączności do wszystkich użytkowników. Dzięki temu zgrupowanie pancerne mogło działać samodzielnie, wnikając w głąb ugrupowania przeciwnika w zaskakującym dla niego tempie, błyskawicznie uchylając się od zadawanych na oślep ciosów i dążąc wprost do zadania własnego, paraliżującego uderzenia wprost w środek ciężkości przeciwnika. Nie było długotrwałego przygotowania lotniczego, bowiem tym razem paraliżujące ciosy zadały wojska lądowe, wsparte lotnictwem, a nie samo lotnictwo. Kiedy płk John Warden z USAF opracował teorię poszukiwania środków ciężkości metodą pięciu pierścieni, wojska lądowe podeszły do tego co najmniej sceptycznie. Według Wardena najczulszym elementem struktury państwowej jest przywództwo, następnie źródła witalnych źródeł zaopatrzenia (paliwa, energia elektryczna, itd.), później infrastruktura państwowa, dalej ludność, a na końcu siły zbrojne, które są odporne, żywotne i same potrafią zadawać ciosy. Dostępność tych elementów (gdzie mogą znajdować się strategiczne, operacyjne bądź taktyczne środki ciężkości) jest odwrotna od ich ważności. Atakując obce państwo najpierw natrafiamy na zewnętrzny pierścień wojsk, później na leżący bardziej w głębi pierścień ludności, itd., zaś najczulszy – przywództwo – zajmuje sam środek. Płk Warden doszedł do wniosku, że tylko siły lotnicze są w stanie przeniknąć w głąb pierścieni i zaatakować wybiórczo wnętrze dowolnego pierścienia, bez wcześniejszego przebijania się przez pierścienie zewnętrzne. Wskazanie dominacji lotnictwa zostało chłodno przyjęte w kręgach wojsk lądowych, a sam John Warden został pogardliwie okrzyknięty „władcą pierścieni”, co było złośliwym nawiązaniem do powieści Tolkiena. Kiedy jednak cyfrowe pole walki umożliwiło formacjom wojsk lądowych działania samodzielnymi, szybkimi grupami bojowymi, śmiało wnikającymi w głąb ugrupowania przeciwnika i uchylającymi się od uderzeń, to nagle operacyjny bądź nawet strategiczny środek kierowania wojsk nieprzyjacielskich znalazł się w ich zasięgu. Formacje lądowe nie musiały teraz staczać walki z głównymi zgrupowaniami sił nieprzyjaciela. Mogły je po prostu wymanewrować i ominąć, a następnie zostawić daleko z tyłu. Nawet utrzymanie szlaków zaopatrzenia stało się łatwiejsze, bowiem także konwoje z zaopatrzeniem mogły wybierać na bieżąco różnorodne trasy, a niewielkie zgrupowanie wojsk nie „zżerało” tyle zaopatrzenia, co ociężałe armie z mozołem wbijające się we wrogą obronę. Wojska lądowe przejęły więc koncepcje Wardena, choć nigdy się do tego wprost nie przyznały.

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 6/2010

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter