Dywizjon i Grupa Okrętów Podwodnych
Andrzej S. Bartelski
Dywizjon i Grupa Okrętów Podwodnych
1932-1945
W dziejach naszej Marynarki Wojennej okręty podwodne zajmują szczególne miejsce. Wpływ na to mają między innymi legenda Orła oraz wojenne sukcesy „Strasznych Bliźniaków”. Dywizjon Okrętów Podwodnych jest jedynym oddziałem naszej floty o tak długich tradycjach. W 80. rocznicę jego istnienia przypominamy historię z nim związaną.
Bogata historia Dywizjonu Okrętów
Podwodnych (dOP) była już wielokrotnie przedmiotem rozmaitych opracowań, a szczegółowe opisanie działalności bojowej polskich okrętów podwodnych wybiega daleko poza ramy tego artykułu. Dlatego też, ze względu na jego przeglądową naturę, autor w oparciu o kwerendę przeprowadzoną w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie oraz Instytucie Polskim i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie, przedstawił jedynie subiektywnie wybrane aspekty z historii dOP, starając się tylko zasygnalizować pewne istotne wydarzenia oraz uwypuklić te formy jego działalności, które jego zdaniem nie były do tej pory naświetlane w sposób wystarczający. W szczególności nacisk położono na lata przedwojenne, gdy kształtowały się nie tylko plany rozbudowy sił podwodnych, ale przede wszystkim kształcono kadry dla okrętów podwodnych, opracowywano strategię ich wykorzystania czy też starano się wprowadzać różnego rodzaju innowacje będące dowodem rozwoju rodzimej myśli morskiej. Choć dOP faktycznie zaprzestał funkcjonowania
1 października 1939 r. wraz z upadkiem Helu, to jednak dwa jego okręty zdołały się przedrzeć do Wielkiej Brytanii i tam ich załogi kontynuowały walkę z III Rzeszą u boku Aliantów. Jednak podczas operowania z baz brytyjskich polskie okręty podwodne znajdowały się pod tamtejszym dowództwem operacyjnym i w strukturach brytyjskiej floty podwodnej. W efekcie polski wkład w rozwój taktyki i zastosowania okrętów podwodnych ograniczał się jedynie do udziału naszych załóg w patrolach bojowych. Stąd też okres II wojny światowej przedstawiono skrótowo, aby uwypuklić jedynie najważniejsze fakty.
Plany rozbudowy floty podwodnej
Przebieg I wojny światowej w sposób nie pozostawiający wątpliwości dowiódł skuteczności broni, jaką okazały się okręty podwodne. Dlatego też nie dziwi fakt, że w planach odrodzonej Polskiej Marynarki Wojennej (PMW) jednostki tej klasy zajmowały poczesne miejsce. Początki programu rozbudowy sił podwodnych sięgają połowy lat 20., gdy 20 września 1924 r. przedstawiono „Mały program rozbudowy floty na lata 1925/28”, w którym planowano pozyskanie 6 torpedowych okrętów podwodnych (a 700 t) oraz 3 minowych okrętów podwodnych (a 950 t). Ponieważ program uzyskał akceptację Ministerstwa Spraw Wojskowych (M.S.Wojsk.) rozpisano przetarg, choć z powodów o charakterze politycznym przy wyborze kontrahentów pod uwagę brano jedynie stocznie francuskie. Spośród ofert pięciu zakładów (Chantiers de la Loire, Augustin Normand, Schneider et Cie., Union de Cinq Chantiers Français de Construction Navales oraz Chantiers Navals Français) ostatecznie zamówienie miało otrzymać konsorcjum stoczni Normanda, de la Loire oraz Schneidera. Niestety, tak się nie stało. Przyczyną takiego stanu rzeczy był krach finansów publicznych. W związku z gwałtownie rosnącym deficytem budżetowym – poszukując oszczędności – rząd zdecydował o redukcji programu rozbudowy floty do ledwie 2 kontrtorpedowców oraz 3 okrętów podwodnych, uzależniając realizację nawet tak okrojonego planu od wyników operacji finansowo-kredytowych we Francji. Ze względu na zawirowania związane z przewrotem majowym ostatecznie umowę na budowę 3 minowych okrętów podwodnych podpisano z konsorcjum Normanda, de la Loire oraz CNF (które w międzyczasie zastąpiło stocznię Schneidera) dopiero 1 grudnia 1926 r. Zgodnie z zawartym kontraktem stocznie zobowiązywały się do przekazania Polsce trzech kompletnie wyposażonych podwodnych stawiaczy min o wyporności 980 t każdy. Termin dostawy dla pierwszej jednostki wynosił 29 miesięcy od podpisania umowy, 31 miesięcy dla drugiej i 33 miesiące dla ostatniej. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami oprócz stoczni w Hawrze, prace zlecono również zakładom w Nantes oraz Caen. Budowa okrętów postępowała powoli i ostatecznie do kraju Wilk, Ryś i Żbik (bo takie nazwy otrzymały) przybyły z ponad 2-letnim opóźnieniem.
Równocześnie z budową pierwszych polskich okrętów podwodnych rozpoczęto starania o zamówienie kolejnych. Zgodnie z programem rozbudowy z sierpnia 1931 r. PMW miała się powiększyć o 6 jednostek torpedowych (a 700 t), co stanowiło kontynuację małego programu z 1924 r. Jednakże we wrześniu 1933 r., gdy ogłoszono przetarg na budowę pierwszej trójki, charakterystyka zamawianych jednostek przewidywała okręty 1100-tonowe o zakładanej prędkości 20 w. Przyczyna takiego stanu rzeczy była dość prozaiczna – ówczesne stocznie nie były w stanie zaprojektować 20-węzłowych okrętów podwodnych o wyporności poniżej 1100 t. Wymóg 20 w. prędkości nawodnej stawiany przez Kierownictwo Marynarki Wojennej (Kier.Mar.Woj.) miał swoje źródła w taktyce ruchomej zagrody, jaką polscy sztabowcy planowali zastosować wobec sowieckich pancerników. Ponownie oferty skierowano jedynie do stoczni francuskich, z których projekty przesłały m.in. Chantiers de la Loire, Augustin Normand, Schneider et Cie., Chantiers de la Gironde oraz Forges et Chantiers de la Méditerranée5. Po ich szczegółowej analizie pierwszeństwo przyznano stoczni de la Loire. Wkrótce jednak, w atmosferze skandalu, jej oferta została odrzucona. Na jaw wyszło, że dążąc za wszelką cenę do wygrania przetargu, sfałszowała ona dane okrętu, tak iż projekt o danych parametrach był niewykonalny. Dodatkowo specyfikację techniczną podpisano nazwiskiem znanego konstruktora, inż. Simonota, który jak się później okazało, z projektem nie miał nic wspólnego. W tej sytuacji Kier.Mar.Woj. unieważniło przetarg. W całej aferze niechlubną rolę odegrał przewodniczący komisji przetargowej, kmdr por. inż. Aleksander Rylke, który faworyzował stocznię de la Loire.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 5/2012