Działania lotnicze nad Ardenami 1944. Cz. I

Działania lotnicze nad Ardenami 1944. Cz. I

Robert Michulec
współpraca Szymon Tetera

 

Działania powietrze podczas stoczonej 80 lat temu bitwy ardeńskiej zaliczają się do jednych z najbardziej zmasowanych w czasie drugiej wojny światowej. Bitwa wyróżniała się wielką skalą zaangażowanych sił, zasięgiem terytorialnym, bardzo intensywnym i permanentnym przebiegiem, a co za tym idzie wysokimi stratami. Specyfika towarzyszących im zmagań w powietrzu uniemożliwia zestawienie ich z innymi bataliami o zbliżonej skali. Jednym z najciekawszych aspektów zimowych działań na Zachodzie jest starcie dwóch różnych doktryn lotniczych – anglo-amerykańskiej i ówczesnej niemieckiej. Ich przestudiowanie łatwo mogłoby doprowadzić specjalistów współczesnej wojny powietrznej do wniosku o tkwiących w niej korzeniach doktryny powietrznej NATO przewidującej wyizolowanie pola bitwy w celu łatwiejszego, pośredniego zniszczenia na nim nieprzyjaciela, zgodnie z modelem nazywanym air interdiction battle jako część lub przedłużenie air-land battle.

Bitwa powietrzna nad Ardenami zaczęła się dosyć niespodziewanie. Zgrupowanie alianckie, dominujące w powietrzu i dzierżące inicjatywę, było w niej stroną pasywną. Partią inicjującą batalię była III Rzesza, a więc strona słabsza, pogrążona w defensywie. Dlatego Niemcy specjalnie przygotowywali się do niej, co nawet niekoniecznie absorbowało uwagę Amerykanów. Mimo że niemieckie dowództwo wkładało wiele wysiłku w skoncentrowanie potężnego zgrupowania myśliwskiego nad Renem do przygotowywanej bitwy, alianci śledzący poczynania nieprzyjaciela zrezygnowali – warto to podkreślić – z wyprzedzającego ataku powietrznego na bazy stopniowo zapychane samolotami Luftwaffe. Tymczasem założenia doktrynalne wręcz nakazywały takie posunięcie jako najbardziej korzystne i racjonalne.

Dawało to Niemcom duże fory, ponieważ po letniej katastrofie w 1944 roku, szczególnie na Zachodzie, Luftwaffe była wręcz znokautowana. Jeśli wojska lądowe dawało się szybko odtworzyć, pomimo niemożliwości ich odbudowania, to w przypadku Luftwaffe takiej opcji już właściwie nie było. Wyszło to na jaw od razu, gdy w połowie września OKW zaczęło roztrząsać koncepcje przejścia do ofensywy na froncie zachodnim w celu przejęcia inicjatywy. Podczas jej planowania od początku wszystko kręciło się wokół Luftwaffe. Kwestię wątłości niemieckiego lotnictwa, a przez to jego względnej wartości bojowej, poruszano bodaj na każdej konferencji dowódczej od września 1944 roku poczynając, a kończąc na ostatnich, odbytych 11 i 12 grudnia. Rozumiano, że odbudowanie Luftwaffe do działań na dużą skalę, choćby w krótkim czasie, było warunkiem absolutnie podstawowym. Generałowie Heer znali jej ograniczone możliwości i wytykali je Hitlerowi oraz sztabowcom OKW przygotowującym ofensywę. Dosyć bezczelnie warunkowali wręcz własne osiągnięcia sukcesami Luftwaffe w powietrzu nad Ardenami. Hitler za każdym razem zapewniał ich o reorganizacji i odbudowywaniu Luftwaffe do niezbędnych rozmiarów. Wskazał na możliwość stworzenia ugrupowania Luftwaffe do osłony ofensywy w sile 1500 najnowocześniejszych samolotów, wliczając w to nowo organizowane i doszkalane jednostki odrzutowców. Przykładowo, na naradzie 28 października Hitler uspokajał swoich generałów informacjami o już odtworzonych rezerwach Luftwaffe do poziomu 4000 myśliwców najnowszych modeli, z których część zostanie wyznaczona do wsparcia ofensywy. W jej trakcie każdy samolot miał wykonywać po dwa loty w celu osiągnięcia przewagi nad polem bitwy, choć zarazem intensywność planowano na poziomie jedynie minimum 800 lotów dziennie. Poszczególne uwagi Hitlera wskazują, że on również nie wierzył w jakąś specjalną skuteczność Luftwaffe. W naczelnym dowództwie raczej nie przewidywano pokonania RAF i USAAF, zwłaszcza w dłuższym okresie czasu. Stąd tak duże przykładanie wagi przez Niemców do kiepskiej pogody w momencie rozpoczynania ofensywy.

Październikowe dane na temat Luftwaffe, którymi posługiwał się Hitler, oczywiście nie były wyssane z palca. Oficjalnie potwierdził je na naradzie dwa tygodnie później inspektor Jagdwaffe gen. Adolf Galland, meldujący osiągnięcie stanu 3700 myśliwców i 1200 myśliwców nocnych. Przemysł lotniczy III Rzeszy faktycznie wspinał się wówczas na wyżyny swoich możliwości. Dysponując dobrze zorganizowanym systemem rozproszonych montowni, Niemcy mogli sobie zapewnić proporcjonalnie ogromną liczbę myśliwców dla jednostek liniowych. We wrześniu 1944 roku wytwórnie wyprodukowały aż 4100 samolotów, z czego 3000 stanowiły myśliwce jednosilnikowe, 225 dwusilnikowe Messerschmitty Bf 110 i Me 410, a także 300 Junkersów Ju 88 do zadań nocnych. Produkcja była tak duża, że tylko część z nich wykorzystano od razu w akcji. Nie przez przypadek. Decyzją OKW sprzęt bowiem chomikowano, aby utworzyć z niego dużą rezerwę strategiczną. W praktyce niewiele to jednak znaczyło. Wprawdzie wzrastająca produkcja pod względem materialnym czyniła Luftwaffe zdolną do ciągłych wielkich zmagań z aliantami, lecz za montowniami Messerschmitta, Focke-Wulfa i Junkersa nic więcej nie postępowało. W III Rzeszy niewiele już sprawnie funkcjonowało, a Luftwaffe po ponad półrocznej nawale USAAF była pokonana i sprowadzona do stanu kompletnego wraku. Stąd jednostki odbierając setki myśliwców jednocześnie stopniowo obumierały. Przykładowo, gdyby przyjąć, że wszystkie nowo wyprodukowane samoloty jednorazowo zatankowano by do pełna na jeden lot do zmasowanej akcji, to pochłonęłoby to ponad trzy tysiące ton benzyny, a więc jakieś 30 proc. całej wrześniowej produkcji. Paradoksalnie więc zamiary OKW, wzmożona produkcja, okresy kiepskiej pogody jesienią i totalna zapaść w produkcji paliw współgrały ze sobą i wszystko zbiegło się z decyzją o notorycznym oszczędzaniu sił myśliwskich do „Herbstnebel” poprzez unikanie zaangażowania w wojnę powietrzną na Zachodzie.

Po dwóch miesiącach polityka OKW przyniosła owoce. Nagromadzone rezerwy umożliwiały utworzenie dużego zgrupowania uderzeniowego Luftwaffe do wsparcia ofensywy na Zachodzie. Zaowocowało to rozkazem do odtworzenia i rozbudowy wraku Luftwaffenkommando „West” do poziomu 2500 samolotów. Starania w tym zakresie podtrzymywano i 20 grudnia Lw.Kdo „West” miało 2360 samolotów, w tym 1770 myśliwców, 140 ciężkich/nocnych myśliwców, 135 nocnych bombowców i szturmowców, 155 szturmowców, 55 bombowców, 40 odrzutowców i 65 maszyn rozpoznawczych. Z tej liczby w wydzielonym z Lw.Kdo „West” do operacji zaczepnej II Jagdkorps z przybudówkami 16 grudnia skoncentrowano 1492 myśliwce, które wspierało 91 szturmowców i 40 samolotów rozpoznawczych, a także 171 bombowców (wszelkiego autoramentu). Wydaje się, że liczby te obejmują samoloty gotowe operacyjnie i obsadzone pilotami zdolnymi do akcji, przez co dane są niższe od ogólnych stanów Lw.Kdo „West”, mimo że pochodzą z tego samego okresu.

Wspomniane przybudówki niższego szczebla związano z II Jagdkorps operacyjnie, choć ich podporządkowanie zmieniało się zarówno w ostatnim miesiącu przed ofensywą, jak i w jej początkowej fazie. Niższe dowództwa formalnie stworzono do zabezpieczenia flanek II Korpusu Myśliwskiego podczas jego działań ofensywnych bezpośrednio nad Ardenami, a więc ich charakter w zasadzie był defensywny, podczas gdy II Jagdkorps – ofensywny. W praktyce przybudówki partycypowały w ofensywie częściowo lub okresowo, wedle potrzeb sztabu II Korpusu. Późną jesienią 1944 roku do dyspozycji jego lub Lw.Kdo. „West” stały trzy przybudówki, przed rozpoczęciem operacji mające raczej charakter administracyjny – 3. Jagddivision (w pewnym momencie wykazywano w niej JG 1, JG 6, JG 26, JG 301, a także SG 4) i 2. Jagddivision wraz z JgFlFü Mittelrhein (JG 2, JG 3, JG 4, JG 11, JG 27, JG 53, JG 77). Oddzielną przybudówkę stanowiła bombowa 3. Fliegerdivision (LG 1 i I./KG 6 uzbrojone w Ju 88, KG 51 z myśliwsko-bombowymi Me 262 i KG 76 z Ar 234, a także NSGr. 1 i 2 z nocnymi Ju 87 oraz NSGr. 20 z oddziałem „Einhorn” wyposażonym w specjalne Fw 190G przeznaczone do przenoszenia ciężkich bomb o wagomiarze 1000–1800 kg), na bazie której utworzono tymczasową jednostkę Gefechtsverband „Hallensleben”. Dywizja bombowa była powołana do nadzorowania jednostek uzbrojonych w inne samoloty i podporządkowana Lw.Kdo „West”. Jej wsparcie II Jagdkorps w ofensywie było pośrednie i częściowe. Planowano również wykorzystać III./KG 66, powiązaną z KG 200, uzbrojoną w pierwsze Mistele, czy inne podobne zabawki ostatniej szansy, lecz pomysł zarzucono.

Pośrednie wsparcie zgrupowaniu uderzeniowemu zapewniały drugorzutowe siły wydzielane z Luftflotte „Reich” czy nawet z zaplecza Luftwaffe dyslokowanego w ramach Luftgau na terenie Niemiec. Chodziło głównie o oddziały nocnych myśliwców do działań nad Ardenami czy o transportowce (głównie TG 3) wyznaczone do przeprowadzenia desantu i interwencyjnego zaopatrzenia wojsk wysuniętych na polu bitwy. Jakkolwiek Niemcy skoncentrowali do tego aż 136 egz. Ju 52, to jednorazowo potrafili wykorzystać tylko mniejszą część z nich. Na przykład, do desantu spadochronowego Kampfgruppe Hedte wyznaczono jedynie dwie Gruppen (II./TG 4 i II./TG 3) w sile 67 samolotów, z których do pierwszej akcji wyselekcjonowano mniej więcej połowę. Zmusiło to jednostkę spadochronową do akcji na raty.

Bojowa potęga Luftwaffe zebrana do akcji nad Ardenami, licząca sumarycznie około 1800 samolotów, stanowiła autentycznie mocny atut na ówczesnym etapie wojny. Ale znowu tylko na pozór. Jeśli II Jagdkorps z przybudówkami był faktycznie liczebnie rozbudowany bardziej niż Luftflotte 3 do bitwy normandzkiej, to jego siła uderzeniowa była nikła – na wzór sowiecki. Prawie wszystkie samoloty zgromadzone do operacji dziennych były jednosilnikowymi myśliwcami, co najwyżej przystosowanymi do przenoszenia pojedynczych bomb o wagomiarze 250 kg, choć nie w przypadku każdej jednostki. Klasycznych lekkich bombowców z udźwigiem 1000–2000 kg bomb, aczkolwiek tylko do działań nocnych, było poniżej 100. W przypadku jednostek myśliwskich największym problemem była jakość pilotów, którzy po przetrzebieniu oddziałów w trzymiesięcznej kampanii nad Normandią napłynęli w ramach uzupełnień. Piloci ci, po skróconym programie szkoleniowym, nie stanowili bowiem zagrożenia dla przeciwnika, a ich rola sprowadzała się do generowania tłoku w powietrzu, który mógł być wykorzystany przez coraz mniej licznych pilotów z większym doświadczeniem bojowym.

Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo 12/2024

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter