Enterprise w bitwie pod Santa Cruz

 


Krzysztof Zalewski


 

 

 

Cudem ocalony

 

– Enterprise w bitwie pod Santa Cruz

 

 

Bitwa powietrzno-morska pod Santa Cruz mogła przesądzić o losach Guadalcanal, a tym samym przedłużyć zmagania na Pacyfiku. Wymiana lotniczych ciosów, mimo że zwycięska dla Japończyków, nie doprowadziła jednak do panowania w powietrzu i na morzu. US Navy utraciła lotniskowiec Hornet, natomiast kolejny Enterprise został poważnie uszkodzony. Straty przeciwnika były mniejsze (uszkodzone lotniskowce Shokaku i Zuiho), lecz równie dotkliwe. W efekcie Cesarska Marynarka Wojenna wycofała swe lotniskowce z rejonu walk, co było czynnikiem rozstrzygającym. Lotnictwo amerykańskie na Guadalcanal ocalało, nadal zapewniając sprzymierzonym panowanie w powietrzu i na morzu. Dalsza seria przewlekłych walk doprowadziła w efekcie do wyczerpania Japonii i w konsekwencji krachu imperium. W numerze TWH NS 1/12 przedstawiliśmy zatopienie Horneta, natomiast teraz prezentujemy skuteczną obronę – USS Enterprise.

 



Przed wielką bitwą
26 października 1942 r., przeciwko japońskiej flocie stanęły trzy zespoły operacyjne (TF.16, TF.17 i TF.64), a w składzie dwóch z nich znajdowały się lotniskowce. Zespół Operacyjny TF.16 kontradm. Thomasa C. Kinkaida do którego należał lotniskowiec Enterprise, składał się także z pancernika South Dacota, krążowników Portland i San Juan oraz niszczycieli: Preston, Cushing, Lamson, Smith, Mahan, Shaw, Porter,  Maury i Conyngham. Na pokładzie lotniskowca bazowała grupa powietrzna CAG-10 dysponująca 78 samolotami.

W dniu bitwy okrętem dyżurnym był Enterprise. Znaczyło to, że to on poza rutynowymi myśliwskimi patrolami powietrznymi i przeciwpodwodnymi, od samego rana prowadził rozpoznanie powietrzne na rzecz obu zespołów operacyjnych (TF.16 i TF.17). O godzinie 6.12 z pokładu Enterprise wystartowało siedem F4F-4 na pierwszy bojowy patrol powietrzny. Sześć minut później w powietrze zaczęło się wzbijać 16 SBD-3 z VS-10. Ich zadaniem było rozpoznanie na głębokość 200 Mm zachodnich sektorów (od 235° do 000°), z których spodziewano się nieprzyjaciela. Dauntlessy działały parami i każdy z nich był uzbrojony w 227 kg bombę. Już po wysłaniu samolotów rozpoznawczych, do sztabu kontradm. Kinkaida dotarł meldunek o wykryciu zespołu japońskich okrętów. W nocy patrolowe PBY-5 Cataliny z VP-11 wykorzystując pokładowe radiolokatory wykryły zbliżającego się przeciwnika, wykonując nieskuteczne ataki. Gdyby informacja na Enterprise’a dotarła nieco wcześniej, najprawdopodobniej zawężono by obszar poszukiwań i prawdopodobnie wykrytoby Japończyków znacznie wcześniej. Można było również ograniczyć ilość SBD uczestniczących w rozpoznaniu, tym samym zachowując większą siłę uderzeniową. Po starcie zespołu rozpoznawczego, o 6.21 pokład lotniskowca opuściły trzy SBD wyznaczone do wewnętrznego patrolu ZOP. Krótko po godzinie 9.00 wysłano w powietrze druga turę bojowego patrolu powietrznego składającego się z 12 F4F-4, a w chwilę później wystartowała pierwsza grupa uderzeniowa. Ze względu na zaangażowanie w poranne rozpoznanie nie była ona liczna: 8 F4F-4, 3 SBD-3 oraz 8 TBF-1. Formacji towarzyszył wyposażony w sprzęt fotograficzny TBF-1 dowódcy grupy kmdr. por. R. Gainesa mający ocenić skuteczność ataku.

Niemal w tym samym czasie Japończycy przeciw amerykańskim zespołom wysłali swoje samoloty. Łącznie z Shokaku, Zuikaku, Zuiho i Junyo w kilku formacjach wystartowało 138 samolotów (42 A6M2, 57 D3A1 i 39 B5N2). Pierwszą grupę wrogich samolotów radiolokator Enterprise’a wykrył już w odległości 60 Mm od zespołu, lecz kontakt szybko został zerwany. O 9.40 odebrano meldunek od własnych samolotów wysłanych z misją uderzeniową o zbliżaniu się wroga. Zaobserwowano 24 bombowce nurkujące zmierzające kursem 280°. Wieści o zbliżaniu się przeciwnika wywołały natychmiastową reakcję. Na okrętach rozpoczęto przygotowania do odparcia ataku, a TF.16 zmienił kurs z 330° na 110°. O 9.57 w powietrze wysłano 11 myśliwców z trzeciego w tym dniu bojowego patrolu powietrznego. Jednak   pierwsze formacje bombowców nurkujących i samolotów torpedowych skoncentrowały się na TF.17 uszkadzając lotniskowiec Hornet.  W tym czasie łącznie 22 myśliwce F4F-4 z VF-10 znajdowały się w powietrzu. Połowa z nich zajmowała pozycję na wysokości 3000 m, oczekując na rozkazy. Jeden z myśliwców por. James Billo z Reaper 5 przypadkowo dołączył do myśliwców patrolujących nad Hornetem. Tego dnia oficerem odpowiedzialnym za koordynację działań obu zespołów był kmdr ppor. Griffin. Wydał on rozkaz, aby  klucze Reaper 2 i 5 z VF-10 (6 F4F-4) pozostały nad TF-16, natomiast Reaper 4 kmdr. ppor. Kane’a (4 F4F-4) wysłał na południe przed oba zespoły operacyjne, tak aby zajął on pozycje pomiędzy nim. Był to kierunek, z którego spodziewano się samolotów wroga. Jednocześnie na wysokość 3000 m rozpoczęli wznoszenie piloci z kluczy Reaper 7 kpt. Swede Vejtasa oraz Reaper 8 kpt. Fritza Faulknera. Ich siłę w stosunku do porannego patrolu wzmocnił jeden dodatkowy Wildcat, co podniosło ilość F4F-4 do 8. Jako że spodziewano się samolotów wroga, w trybie alarmowym poza planowaną kolejnością przygotowano jeszcze trzy kolejne Wildcaty, w których wystartowali kpt. Ruehlow i kpt. Kilpatrick oraz ppor. Jerry Davis i zostali dołączenie do obu kluczy. Wszystkie wymienione myśliwce (16 F4F-4) kmdr ppor. Griffin zatrzymał nad TF.16. Wkrótce nad zespół odwołał klucz Reaper 4 kmdr. ppor. Kane’a, który nie mając precyzyjnych danych nie zdołał przechwycić samolotów wroga. Działania Griffina nie były dobrze oceniane. Wysłanie do przodu jednego z kluczy na nieskuteczne przechwycenie, brak informacji dotyczących odległości i kursu japońskich samolotów, oraz ich typu nadszarpnęło zaufanie do kontrolera powietrznego. Amerykańscy myśliwcy nie wiedzieli, czy mają wypatrywać na małej wysokości samolotów torpedowych, czy też na dużej wysokości zbliżających się bombowców nurkujących. Wybór wysokości patrolowania 3000 m, zbyt dużej do przechwycenia w przypadku B5N2 i zbyt małej dla D3A1 pogłębiał chaos. W tej sytuacji myśliwcy doszli do wniosku, że są zdani sami na siebie. Wynikało to jednak z faktu, iż kmdr ppor. Griffin nie miał wiedzy na temat zbliżającego się wroga. Radary TF.16 jak i TF.17 nadal nie wykryły przeciwnika. Zwykle nie zawodziły i wykrywały wroga na dalekich przedpolach, lecz tego dnia było inaczej. Nieufność co do skuteczności naprowadzania wynikała także z faktu, że Griffin był nowy na tym stanowisku i mniej doświadczony od swego odpowiednika na lotniskowcu Hornet, a na dodatek po raz pierwszy w US Navy zdecydowano się na wspólne zarządzanie myśliwcami osłony obu zespołów, a nie jak do tej pory osobno dla każdego z zespołów.   

Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia Spec 2/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter