Esmeralda

 


Tadeusz Klimczyk


 

 

 

Esmeralda

 

Pierwszy w świecie krążownik pancernopokładowy

 

 

Historia okrętów wojennych drugiej połowy XIX w. obfituje w konstrukcje wymykające się późniejszym klasyfikacjom. Postępy w metalurgii, produkcji maszyn parowych i kotłów oraz coraz to większych dział dawały wyobraźni projektantów szerokie pole do popisu. Szybkie zmiany w okrętownictwie spowodowały, że we flotach w tym samym czasie współistniały jednostki drewniane i żelazne, a potem stalowe, napędzane żaglami lub parą i uzbrojone od odprzodowych dział ustawionych w bateriach burtowych do ponad 100-tonowych gigantów ulokowanych w obracających się wieżach. Nic więc dziwnego, że same dowództwa flot były całkowicie pogubione co do wizji jednostek, jakie są im potrzebne.

 



Sytuacji nie ułatwiał panujący w latach 1860-1904 względny pokój między mocarstwami, a co za tym idzie, brak prawie jakichkolwiek doświadczeń z wojennej eksploatacji okrętów, może poza tymi z bitwy pod Lissą (1866 r.). Trudno się wobec tego dziwić, że wiodącą rolę w określaniu wizji nowo budowanych jednostek zaczęli odgrywać wybitni konstruktorzy i pionierzy techniki. To ich myśli i koncepcje często wpływały na charakterystyki okrętów, jakie marynarki wojenne dawały im do zaprojektowania. Krążownik Esmeralda, będący bohaterem tego artykułu, jest jednak wart uwagi nie tylko z tego powodu, że powstał jako produkt myśli wielkiego magnata brytyjskiego przemysłu zbrojeniowego Sir Williama Armstronga (1810-1900). Jego projekt, kupiony przez Chile, skierowany był tak naprawdę do macierzystej Royal Navy, która nie chciała korzystać z nowej oferty koncernu Armstronga – budowy nowoczesnych okrętów, uzbrojonych w najnowocześniejsze działa.

Monopol Armstronga
William Armstrong (1810-1900) był początkowo właścicielem dobrze prosperującej firmy produkującej dźwigi i inne urządzenia hydrauliczne1. Kontakty jego przyjaciela – Jamesa Rendela (1799-1856) pozwoliły mu na uzyskanie zamówień Admiralicji na dźwigi w stoczniach królewskich. Dostanie się na listę kontrahentów Royal Navy było zadaniem niemalże niemożliwym do spełnienia, a bycie na niej służyło za najlepszy znak jakości. Po wybuchu wojny krymskiej w 1854 r. rząd brytyjski szukał nowych patentów na artylerię polową, ogłaszając publiczne zainteresowanie wszelkimi nowościami w tej materii. Wobec setek napływających zewsząd propozycji przetestowania różnorakich „cudownych broni”, tylko dotychczasowe kontakty pozwoliły Armstrongowi na wzbudzenie zainteresowania swoją propozycją armaty ładowanej odtylcowo, której lufa była wyprodukowana z nasadzanych na siebie na gorąco płaszczy, dodatkowo wzmacnianych zwojami stalowego drutu. Niewielkie to działo zostało wdrożone do produkcji i stało się ważnym produktem firmy Armstronga, który w latach 1859-1863 uzyskał monopol na jego dostawy dla armii brytyjskiej, mając nawet przez ten czas częściową kontrolę nad rządowym arsenałem w Woolwich. Większe wersje armat Armstronga zostały zamówione na uzbrojenie Warriora – pierwszego żelaznokadłubowego pancernika. Były to 68- i 110-funtówki, a potem działa kal. 178 mm. Mimo że kontrakt z rządem został w końcu zerwany, zarobione pieniądze pozwoliły Armstrongowi na zainwestowanie w nowe technologie i nowe zakłady przemysłowe, a także w najlepsze talenty inżynierskie. Dzięki temu przez kolejne kilkanaście lat spółka Sir William G. Armstrong & Co. prawie całkowicie wyeliminowała wszystkie mniejsze prywatne zakłady zbrojeniowe w Wielkiej Brytanii, stając się praktycznie monopolistą na rynku dział ładowanych odtylcowo. Jej pozycja była jednak ugruntowana wyłącznie przez eksport uzbrojenia – Royal Navy po krótkim flircie z armatami odtylcowymi od 1865 r. uparcie korzystała tylko z ładowanych od przodu. Zakłady Armstronga dokonywały prób swoich dział na plażach Whitley Sands u ujścia rzeki Tyne. Liczne protesty mieszkańców pobliskiego Wallasey spowodowały, że firma zainstalowała działo na barce, na której wywożono je w morze dla ich przestrzeliwania. Pierwsza taka operacja odbyła się 21 października 1865 r. Ten pierwszy „okręt wojenny” koncernu zafermentował podobno w wyobraźni jego zarządu. William Armstrong zawsze uważał okręt jedynie za platformę dla artylerii, stanowiącej o jego sile i wartości. Stąd niedaleko do konstatacji, że mając w ręku produkcję artylerii wystarczy dobudować sobie do niej okręt. I rzeczywiście – wkrótce Armstrong zadebiutował projektem kanonierki Staunch, która nie była niczym innym niż pływającym działem. Szeroki, płaskodenny kadłub o wyporności 200 ts miał w części dziobowej gigantyczną – jak na tamte czasy – 12,5-tonową armatę kal. 229 mm. Projektant jednostki – George Rendel (1833-1902) wykorzystał panikę inwazyjną, na jaką chorowała Wielka Brytania lat 60. XIX w. Wedle ogólnego przekonania Royal Navy nie była już w stanie ochronić kraju przed ewentualną inwazją, zwrócono się więc ku nadbrzeżnym fortyfikacjom i koncepcji „stu kanonierek”, które miały tworzyć coś na kształt mobilnej artylerii nadbrzeżnej. Wliczając Stauncha Armstrong wybudował dla Royal Navy trzy takie jednostki plus dwie testowe; kolejnych dwadzieścia kilka (typy Ant i Gadfly) brytyjska flota zamówiła w innych stoczniach. „Wybudował” nie było jednak właściwym słowem – z braku stoczni zakłady korzystały z usług Low Walker, należącej do panów Mitchella i Swana. Od 1882 r. stocznia ta weszła w skład koncernu Armstronga.

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 3/2012

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter