Salon Eurosatory 2010
Tomasz Szulc
Salon Eurosatory 2010
Ze względu na trwający od kilku lat kryzys gospodarczy i coraz powszechniejsze ograniczenie wydatków na obronność, nawet w najbogatszych krajach, należało się spodziewać, że tegoroczny salon przemysłu obronnego Eurosatory w Paryżu będzie mniej atrakcyjny, niż jego edycje z minionych lat. Tymczasem nie dość, że ilość wystawców zwiększyła się w porównaniu z Eurosatory 2008 o prawie 10%, to wśród zaprezentowanego sprzętu było zaskakująco dużo nowości i to nierzadko „dużego kalibru”.
Trwająca od kilkunastu lat „epoka konfliktów asymetrycznych” wywierała do niedawna przemożny wpływ, tak na kupujących, jak i sprzedających. Gorączkowo poszukiwano nowych rozwiązań, które miałyby lepiej pasować do nowych realiów, niż doskonalone przez wiele dziesięcioleci uzbrojenie, optymalizowane pod kątem wielkiej wojny z przeciwnikami dysponującymi równie licznym i nowoczesnym sprzętem. Nierzadko nieco przypadkowe rozwiązania uznawano za wzór do naśladowania i wysnuwano zbyt daleko idące wnioski. Tegoroczna wystawa Eurosatory udowodniła, że w sektorze zbrojeniowym powoli powraca zdrowy rozsądek, a nowe doświadczenia ułatwiają podejmowanie prawidłowych długofalowych decyzji. Nie jest to jeszcze fakt dokonany i ciągle jest oferowanych wiele rozwiązań, które niedługo odejdą do lamusa, a potem zostaną zapomniane. Przyjrzyjmy się zatem nowym i starym tendencjom.
Czołgi
Po paroletniej przerwie pojawiły się w Paryżu nowe czołgi, które pokazują, że doświadczeni producenci nie zostali wyprzedzeni w tym zakresie przez państwa azjatyckie. Najbardziej znaczącym debiutantem była izraelska Merkawa Mk 4 – reklamowana jako najnowocześniejszy, sprawdzony w działaniach bojowych czołg na świecie. Wóz zachował swoje charakterystyczne cechy – ma jednostkę napędową z przodu kadłuba, a przedział bojowy jest dostępny także przez tylne drzwi, itd. W porównaniu z Merkawą Mk 3 Baz wzrosła nieco masa – z 68 do ok. 70 ton, a to za sprawą dalszego wzmocnienia opancerzenia oraz zainstalowania na wieży systemu aktywnej samoobrony Rafael Trophy, o masie ok. 800 kg. Składa się on z czterech radarowych czujników, wykrywających zbliżające się pociski przeciwpancerne, komputera analizującego zagrożenie i wypracowującego dane do przeciwdziałania oraz dwóch wyrzutni, które obracają się w kierunku celu i odpalają salwę formowanych wybuchowo rdzeni, które powodują przedwczesną detonację ładunków kumulacyjnych. Izrael oferuje również wersję Trophy-II o masie 450 kg dla lżejszych pojazdów opancerzonych. Razem z Merkawą do Paryża przyjechała grupa dziewcząt-instruktorów z izraelskiej szkoły wojsk pancernych. Podobno służy ich tam ok. 60 i sprawdzają się znakomicie. Mają jednak zakaz udziału w działaniach bojowych (który pewnie przestałby obowiązywać jedynie w przypadku kolejnej „wielkiej wojny”, jak ta z 1973 r.). Według jednej z nich Merkawa Mk 4 pod względem eksploatacji nie różni się istotnie od wersji poprzednich, choć jest nieco mniej dynamiczna. Znacznie większe jest natomiast poczucie bezpieczeństwa załogi, co jest ogromnie istotne wobec kryzysu zaufania do tych czołgów po serii przypadków zniszczenia ich przez palestyńskich fundamentalistów. Po raz pierwszy Merkawę, i to w najbardziej zaawansowanej konfiguracji, zaoferowano na eksport. Oczywiście, liczne komponenty produkcji amerykańskiej, np. silnik MTU o mocy 1104 kW/1500 KM (produkowany dla Izraela w USA na podstawie niemieckiej licencji!) powodują, że sprzedaż będzie możliwa tylko za zgodą władz amerykańskich.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 7/2010