FA(NTO)MAS, czyli Trąbka Barbarelli
LESZEK ERENFEICHT
FA(NTO)MAS,
czyli Trąbka Barbarelli
Przez niemal trzy dekady francuski 5,56 mm FA MAS F1 był jednym z najlepiej rozpoznawalnych karabinów automatycznych świata: odlotowe wzornictwo, nietypowa zasada działania, dziesięć pięter komplikacji – czyli po prostu typowy galijski produkt techniczny z czasów Fantomasa w latającym Citroënie DS...
To Francuzi wynaleźli karabin automatyczny, czyli długą broń indywidualną strzelającą seriami lub ogniem pojedynczym. Prace nad takimi konstrukcjami rozpoczęli jeszcze w XIX wieku, ale próbowali złapać za ogon zbyt wiele srok naraz i w końcu nic z tego nie wyszło, a na Wielką Wojnę poszli z chyba najbardziej przestarzałym (choć niegdyś rewolucyjnym) nabojem i karabinem ze wszystkich jej uczestników. Po wojnie do eksperymentalnych karabinów kalibru 6,5 mm już nie powrócono. W latach 20. próbowali się raz jeszcze wyzwolić z oków naboju 8 mm x 50,5R Mle1886, ale zaczęli od falstartu. Ich nowy nabój 7,5 mm x 58 Mle1924 okazał się niedopracowany i po czterech latach zastąpił go podobny, ale w krótszej o 4 mm łusce Mle1929C, który potem produkowali aż do końca lat 70. To opóźnienie i Wielki Kryzys, który się niedługo zaczął, o mało nie zdusiły nowego naboju w zarodku. A tu jeszcze w 1930 roku minister obrony André Maginot zaczął inwestować budżet wojskowy w linię umocnień, więc nowy karabin kalibru 7,5 mm udało się przyjąć dopiero w roku 1936, gdy znów było już za późno na przezbrojenie armii. Na drugą wojnę światową w roku 1939 Francuzi poszli więc z mieszaniną broni na dwa naboje: karabiny powtarzalne MAS F Mle1936 i erkaemy Chatellerault FM Mle1924/29 strzelały nabojem 7,5 mm – a cekaemy Hotchkissa po staremu nabojem 8 mm, który korzeniami tkwił głęboko w XIX wieku. Przy okazji mobilizacji okazało się ponadto, że nowych karabinów dla całej armii jednak nie starczy, więc znów niektórzy piechurzy z jednostek drugiego rzutu musieli donaszać Lebele i Berthiery pamiętające poprzednią wojnę.
Po II wojnie światowej armia francuska miała już w tej dziedzinie kompletny ou-la-laquelle-bordelle, bo tak w kraju, jak i na wojnie kolonialnej w Indochinach posługiwała się zarówno oboma nabojami własnymi, jak amunicją do zdobycznej broni niemieckiej (7,9 mm x 57), japońskiej (6,5 mm x 50SR i 7,7 mm x 58 SR), oraz amerykańską z wojennego demobilu (.30 Carbine, .30-06 i .50 BMG).
Ta sytuacja wymagała pilnego uregulowania, ale kraj toczył jedną wojnę kolonialną po drugiej (ledwie w wyniku klęski w Đien Bien Phu skończyła się wojna wietnamska, zaczął się z kolei konflikt w Algierii) i sprawa ślimaczyła się do przełomu lat 50. i 60., gdy zdołano wreszcie wyeliminować większość wzorów obcych, standaryzować w piechocie kaliber 7,5 mm (choć z pozostawieniem karabinów maszynowych Browninga obu kalibrów) i wprowadzić nowy własny wzór karabinu samopowtarzalnego MAS 49/56. Zastąpienie w latach 60. Browningów M1919A4 i erkaemów Mle 1924/29C nowym ukaemem AA 52 wyczerpało francuski potencjał unowocześniania broni strzeleckiej na długo – aż do progu lat 80.
Karabin dla Barbarelli
Co nie znaczy, że żadnych innych prac nie prowadzono. Podobnie jak przed wojną, sztywna fasada systemu uzbrojenia armii kryła intensywną „walkę buldogów pod dywanem”, by zacytować klasyka. Już w rok po wojnie ruszył program rozwoju karabinów automatycznych na nabój pośredni, na czele którego stanął nie kto inny, jak Ludwig Vorgrimmler z Mausera, który do Hiszpanii – gdzie ostatecznie zbudował CETME A, czyli pra-G3 – trafił właśnie z Francji, z zakładów AME w alzackim Mulhouse, gdzie próbował przebudować StG 45(M) na nabój .30 Carbine. Potem Francuzi dorobili się nawet własnego naboju pośredniego – 7,65 mm x 35, którym strzelały prototypy karabinów zakładów MAS z Saint-Étienne. W roku 1952 Francuzi jako pierwszy (!) europejski członek NATO zbudowali prototyp karabinu od początku skonstruowany z myślą o nowym amerykańskim naboju .30 T65E3, czyli późniejszym 7,62 mm x 51 NATO – swoją drogą, ta broń w układzie bull-pup dziwnie przypominała polsko-brytyjskiego Enfielda EM-2/No.9. Potem jeszcze do połowy lat 60. wszystkie nowe francuskie karabiny automatyczne (a było ich z tuzin i niemal każdy miał również odmianę bezkolbową) były konstruowane na nabój 7,62 mm NATO – lecz żaden nie wszedł do uzbrojenia, ani nawet do produkcji. Demonstracyjne trzaśnięcie drzwiami de Gaulle’a, który w 1966 roku wyprowadził Francję ze struktur wojskowych NATO zdawało się konserwować na wieki separatystyczny nabój 7,5 mm x 54 jako przedmiot dumy narodowej. Lecz paradoksalnie, to właśnie wtedy dotychczasowy główny hamulcowy zmian, francuska armia, jakby na przekór generałowi przyjęła w 1967 roku nabój 7,62 mm x 51 jako „równoległy standard” i zamówiła stworzenie karabinu automatycznego nowej generacji na amerykański nabój pośredni 5,56 mm x 45!
Założenia dla nowego karabinu automatycznego przewidywały zwartą konstrukcję i niewielką masę – broń miała bowiem w wojsku zastąpić nie tylko MAS 49/56, ale i pistolet maszynowy MAT 49. Fabryka Manufacture d’armes de Saint-Étienne miała olbrzymie doświadczenie w dziedzinie produkcji karabinów dla francuskiej armii: od czasów Chassepota to właśnie tu powstawały wszystkie ich modele.
Prace w Saint-Étienne powierzono zespołowi, którym kierowali Paul Tellier i Alain Coubes. Rozpoczęto od stworzenia demonstratora technologii układu bezkolbowego z użyciem części MAS 49/56, który miał początkowo posłużyć jako podstawa konstrukcyjna nowego karabinu. Wcześniejsze eksperymenty z bezkolbowcami wykazały, że najkorzystniejszy jest dla nich układ liniowy, w którym punkt oparcia broni na ramieniu leży w osi lufy – co jednak powodowało konieczność wysokiego uniesienia przyrządów celowniczych, by znalazły się na linii oczu, nie zmuszając strzelca do niewygodnego opuszczania głowy. MAS 49/56 był bronią działającą na zasadzie bezpośredniego odprowadzenia gazów na suwadło – tak samo jak AR-10/AR-15. Właśnie ta zbieżność zasady funkcjonowania obiecywała złudną łatwość skonstruowania nowego karabinu. Skoro Amerykanom udało się zrobić AR-15 przez przeróbkę AR-10 na nabój 5,56 mm i ta broń działa – to nam się tym bardziej musi udać! Demonstrator technologii miał więc komorę zamkową MAS 49/56, zaopatrzoną w karłowatą niby-kolbę z gniazdem magazynka, przed nim chwyt pistoletowy, dwójnóg pod lufą, a na grzbiecie komory i osłony lufy wysokie wsporniki, na szczycie których zamontowano celownik optyczny, przewidywany jako zasadniczy system celowniczy nowej broni. Wysokie, cienkie słupki podstawy celownika powszechnie kojarzyły się z uzbrojeniem półnagiej międzygwiezdnej agentki Barbarelli z filmu Rogera Vadima z Jane Fondą w roli głównej, który właśnie wtedy, w sezonie 1968 roku wszedł na ekrany i w pocie czoła pracował na tytuł kiczu stulecia. Nie wiadomo, czy gruntowne zmiany, do których doszło już wkrótce spowodowało właśnie to podobieństwo, czy raczej niepowodzenie prób zmniejszenia zamka MAS 49/56 do współpracy z nabojem 5,56 mm – ale powstały rok później pierwszy prototyp właściwego FA MAS: Fusil Automatique (lub wedle innej wersji Fusil d’Assault) de la MAS był już całkowicie odmienną bronią.
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 1-2/2013