Fatalna passa sommergibili – marzec 1942
Wojciech Holicki
W styczniu 1942 r. Brytyjczycy musieli wycofać swoje krążowniki lekkie i niszczyciele z Malty. Coraz silniejsze ataki bombowe na oblężoną wyspę sprawiły również, że mocno spadła efektywność bojowa bazujących tam samolotów i okrętów podwodnych. W marcu jednostkom maltańskiej 10. Flotylli udało się zatopić tylko jeden statek, jednak równocześnie posłały one na dno trzy włoskie odpowiedniki. Zbiegiem okoliczności wszystkie sukcesy odniosły między sobotą i środą w połowie miesiąca.
Gdy 10 czerwca 1940 r. Mussolini ogłosił wypowiedzenie wojny Francji i Wielkiej Brytanii, flota włoska miała 106 okrętów podwodnych (wł. sommergibili), z których ponad połowa znajdowała się w morzu. Do końca miesiąca ceną za niewielkie sukcesy była utrata sześciu jednostek operujących na Morzu Śródziemnym. Listę zatopionych otwiera Diamante, zaatakowany 20 czerwca w rejonie na północny zachód od Tobruku przez brytyjski okręt podwodny Parthian (N75). Cztery wystrzelone z odległości niecałych 400 m torpedy nie dały mu żadnej szansy i zginęła cała 39-osobowa załoga. W przypadku Brytyjczyków stanowiło to też jeden z niewielu powodów do zadowolenia. Wszystkie okręty podwodne, jakie mieli na Morzu Śródziemnym (sześć w Gibraltarze i cztery na Malcie), ściągnięto z baz na Dalekim Wschodzie i to, jak bardzo były już przestarzałe, za duże i kiepskie manewrowo pod wodą, wykazały pierwsze patrole, bo do baz nie wróciły Odin, Orpheus i Grampus, zatopione przez włoskie okręty nawodne.
Ponieważ na Malcie, ze względu na jej usytuowanie, nie musiały bazować okręty o dużym zasięgu, szybkie i silnie uzbrojone, pod koniec 1940 r. wysłano tam pierwsze dwie jednostki typu U. Upright i Utmost zawinęły do La Valetty odpowiednio 4 i 8 grudnia; w następnym miesiącu dołączyły do nich kolejno Unique, Upholder, Usk i Ursula. Do końca 1941 r. dały się one we znaki Włochom, jednak w walce z okrętami podwodnymi zwycięstwa należały do innych jednostek. Pierwszą był stawiacz min Rorqual, którego ofiarą padł 31 marca koło wyspy Stromboli Pier Capponi; z jego 38-osobowej załogi również nikt nie ocalał. Potem w niedużym odstępie czasu sukcesy odniosły dwa okręty podwodne typu T: 27 czerwca Triumph dobił torpedą w pobliżu Marsa Matruh (Egipt) Salpę, uszkodzoną w rezultacie pojedynku artyleryjskiego, a 5 lipca Torbay posłał na dno koło wyspy Mykonos Jantinę. W obu przypadkach ponownie zginęły ich całe załogi.
W tym czasie Upholder, którego dowódcą był kpt. mar. Malcolm David Wanklyn, miał już na koncie pięć statków o łącznej pojemności 39 356 BRT. Do końca roku kolejne zatopienia (m.in. mające powyżej 19 000 BRT transportowce wojska Neptunia i Oceania oraz niszczyciel Libeccio) uczyniły Wanklyna największym w historii asem podwodnym Royal Navy. I to on jako pierwszy w 1942 r. uszczuplił włoską flotę podwodną, torpedując 5 stycznia koło Milazzo na Sycylii Ammiraglio Saint Bona i biorąc na pokład trzech ocalałych z ataku włoskich marynarzy. Zanim Wanklyn powtórzył ten wyczyn, 30 stycznia Thorn zatopił u brzegów półwyspu Istria Medusę, a dwa okręty padły ofiarą jednostek siostrzanych Upholdera.
P34 i Ammiraglio Millo
Bazujące na Malcie okręty typu U tworzyły od stycznia 1941 r. osobną formację, dowodzoną przez przybyłego wówczas do La Valetty kmdra ppor. George’a W.G. „Shrimpa” Simpsona i 1 września nazwaną oficjalnie 10. Flotyllą. Rok później należały do niej P31, P34 (późniejszy Ultimatum), P35 (Umbra), P36, Una, Unbeaten, Unique, Upholder, Upright, Urge i ORP Sokół. W połowie marca Simpson dysponował dziesiątką jednostek, bo w lutym przypłynął P39, ale do Gibraltaru i stamtąd na remont w Wielkiej Brytanii odszedł Unique, a P35 naprawiano w miejscowym doku. Spośród tych dziesięciu okrętów na patrolach było sześć.
Jako pierwszy opuścił Maltę P34, wysłany przez Simpsona na wody u wschodnich brzegów Kalabrii. Okręt wyszedł w morze 11 marca pod komendą por. mar. Petera R.H. Harrisona, który dowodził nim nieustannie od wejścia do służby i jak dotąd nie mógł pochwalić się czymś szczególnym. Po dotarciu na Maltę w październiku 1941 r. P34 odbył siedem rejsów bojowych i pierwsze torpedy wystrzelił 5 grudnia, atakując bezskutecznie u południowego wejścia do Cieśniny Messyńskiej dwa statki w eskorcie torpedowca. 25 stycznia 1942 r. Harrison wycelował lepiej, napotkawszy koło Capo dell’Armi parowiec pasażerski Dalmatia L. (3352 BRT), eskortowany przez torpedowiec Giuseppe Sirtori. Jedna z torped z pełnej salwy trafiła w dziób statku, który został opuszczony przez załogę, ale utrzymywał się na wodzie. Ponieważ przypłynął jeszcze Giuseppe Cesare Abba, Harrison ostatecznie nie zdecydował się na próbę dobicia parowca, ale ten i tak w nocy przełamał się i zatonął na holu. 23 lutego P34 był jednym z ośmiu okrętów czatujących pod Trypolisem na dwa mające silną eskortę włoskie konwoje, bezskutecznie atakowane poprzedniej doby z powietrza. Gdy jeden z nich dotarł na pozycję 32°51’N/13°58’E, został wypatrzony przez Harrisona. Salwa z odległości ok. 4100 m, oddana do idących w szyku torowym motorowców Ravello (6142 BRT), Unione (6070 BRT) i Monginevro (5324 BRT), nie była celna, bo torpedy wypatrzył natychmiast samolot osłony i podniósł alarm. W ciagu następnych dwóch godzin polujące na P34 włoskie okręty rzuciły 57 bomb głębinowych i niektóre wybuchły całkiem blisko napastnika, ale nawet go nie uszkodziły.
14 marca okręt Harrisona od świtu krążył na wysokości miasta Monasterace, schodząc z drogi kutrom rybackim. Nic się praktycznie nie działo do 12.55, kiedy to dowódca P34 po kolejnym podniesieniu peryskopu zobaczył na tle doskonale widocznego brzegu, w namiarze 270° i odległości, którą ocenił na co najmniej 7000 m, kiosk przypominający kiosk U-Boota. Rozkazał natychmiast ruszyć całą naprzód ku idącej na północ jednostce, z niewielką nadzieją na atak. Kolejna obserwacja pozwoliła mu jednak stwierdzić, że wyraźnie większy od przeciętnego cel odbił w prawo, oddalając się od brzegu i zarazem skracając dystans do P34. O 13.19, gdy w ocenie Harrisona było to ok. 2000 m, rozkazał on wystrzelić salwę dziobową. Dwie torpedy trafiły. Po sześciu minutach od wybuchów, nie widząc żadnego zagrożenia wokół i chcąc mieć niezbity dowód sukcesu, Harrison rozkazał wynurzyć okręt. Gdy po dopłynięciu do rozlewającej się na wodzie plamy paliwa okazało się, że rozbitków jest zaskakująco wielu, doszedł do wniosku, iż zostaną uratowani przez kutry rybackie, więc lepiej wziąć do niewoli wszystkich. W rezultacie P34 pozostawał na powierzchni aż do 14.02 i przez ten czas wyłowiono 14 Włochów, którzy wyjawili, że zatopionym okrętem był Ammiraglio Millo, a więc jednostka tego samego typu co Ammiraglio Saint Bon, styczniowy łup Upholdera. Wśród jeńców znaleźli się zastępca dowódcy i trzej inni oficerowie.
Millo należał do grupy czterech krążowników podwodnych (oprócz Saint Bona były jeszcze Cagni i Caracciolo), których budowę Włosi rozpoczęli krótko po wybuchu II wojny światowej, we wrześniu i październiku 1939 r. Zaprojektowano je z myślą o zwalczaniu żeglugi przeciwnika na najbardziej odległych akwenach, stąd punkt wyjścia stanowiła jak największa autonomiczność, ostatecznie ustalona na 180 dni, co oczywiście musiało wyrazić się w rozmiarach i wyporności. Opierając się na sprawdzonym modelu kadłuba pojedynczego z zewnętrznymi, „siodłowymi” zbiornikami balastowymi, konstruktorzy ze stoczni C.R.D.A. w Monfalcone ustrzegli się przesady, udało im się nawet uczynić konstrukcję zaskakująco zwrotną pod wodą, biorąc pod uwagę rozmiary. Ponieważ nie wymagano wysokiej prędkości maksymalnej, silniki wysokoprężne miały przede wszystkim zapewniać jak najmniejsze zużycie paliwa, ale nacisk położono także na prostotę zastosowanych rozwiązań, podwyższających niezawodność i pozwalających na usuwanie ewentualnych awarii szybko i własnymi siłami. Próby morskie i późniejsza eksploatacja wykazały, że jednostki mogły pokonać z prędkością ekonomiczną ponad 19 000 Mm, co oznaczało dotarcie z Włoch na Ocean Indyjski. Zwiększeniu autonomiczności służyły również osobne spalinowe generatory, które mogły ładować akumulatory lub dostarczać prąd silnikom elektrycznym podczas marszu na powierzchni. Dużo uwagi poświęcono zapewnieniu załodze jak najlepszych warunków bytowych, co oznaczało m.in. wyposażenie okrętu w dwie niezależne instalacje klimatyzacyjne, wyjątkowo duży zapas wody słodkiej i obecność ambulatorium pokładowego. Ze specyfiki zakładanych celów wynikała unikatowość uzbrojenia – tworzyło je osiem dziobowych i sześć rufowych wyrzutni kal. 450 mm, dla torped dużo mniejszych i z lżejszą głowicą bojową. Łączna ich liczba na pokładzie wynosiła aż 38, w tym 14 zapasowych na dziobie i 10 kolejnych na rufie, przy czym system podwieszanych wewnątrz kadłuba szyn pozwalał na ich przerzut między przedziałami. Uzbrojenie artyleryjskie tworzyły dwie armaty kal. 100 mm L/47, uzupełnione przez dwie pary wkm-ów kal. 13,2 mm, chowane do wodoszczelnych studzienek w tylnej części kiosku.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 7-8/2023