Fenomen piractwa somalijskiego

 


Krzysztof Kubiak


 

 

Fenomen piractwa somalijskiego

 

 

15 listopada 2008 roku uprowadzono żeglujący pod banderą Liberii i należący do saudyjskiego armatora Vela International Marine zbiornikowiec Sirius Star. Ten gigant, oddany do eksploatacji w marcu br., ma 330 metrów długości i może przewozić ładunek 310 000 ton ropy naftowej. Wydarzenie to nie ma precedensu — nigdy wcześniej ofiarą pirackiej napaści nie padła tak olbrzymia jednostka. W chwili zajęcia jego zbiorniki mieściły surową ropę wartości około 100 mln USD, do tego należy dodać wartość samego statku, szacowaną na kolejne 150 mln USD. Napastnicy porwali też całą załogę, złożoną z 25 osób: Chorwatów, Brytyjczyków, Saudyjczyków oraz dwóch Polaków, kapitana i oficera mechanika.

 

 

 



Zajęta jednostka została doprowadzona do pirackiej bazy, blisko niewielkiego portu Harardere, leżącego na wybrzeżu Somalii. Jest to jedna z siedzib piratów, innym ich gniazdem jest Eyl, pełniący rolę podobną do Tortugi, znanej z czasów złotej ery piractwa karaibskiego. Zatrzymano tam już około tuzina jednostek. Z powyższego opisu wynika, że w XXI wieku somalijskie wybrzeże jest miejscem, gdzie można bezkarnie porywać statki i więzić marynarzy, czyniąc to nieomal wśród patrolujących licznych okrętów, wysłanych tam przez potęgi morskie z całego świata. Warto zadać pytanie, jak do tego doszło?

SOMALIA – PAŃSTWO UPADŁE
Podstawową przyczyną aktywności pirackiej na wodach oblewających Somalię jest fakt, że kraj ten już kilkanaście lat temu przestał funkcjonować jako państwo w normalnym tego słowa znaczeniu, to znaczy takie, które efektywnie kontroluje swoje terytorium i obszary morskie. Proces zaniku tych funkcji był długotrwały i burzliwy. Niepodległa Somalia powstała w 1960 roku z połączenia obszarów Somali Brytyjskiego, czyli byłej kolonii i Somali Włoskiego, będącego od zakończenia II wojny światowej do 1950 roku mandatowym terytorium brytyjskim, następnie zaś powiernictwem Włoch. Po dziewięciu latach niepodległego bytu w Somalii doszło do zamachu stanu, zorganizowanego przez grupę młodych oficerów o nastawieniu prokomunistycznym. Władzę przejął Mohammed Siad Barre. Przekształcił on państwo w monopartyjną dyktaturę marksistowską, nawiązał też stosunki z ZSRR i ChRL. Po obaleniu cesarstwa w sąsiedniej Etiopii, Związek Radziecki postanowił rozszerzyć swe wpływy także na ten kraj. Nie mógł przy tym popierać jednocześnie dwóch tradycyjnie skłóconych ze sobą państw, dokonał więc „odwrócenia sojuszy”. Przejawem tego był m.in. udział po stronie etiopskiej w tzw. wojnie ogadeńskiej około 10 000 żołnierzy kubańskich, dowodzonych powyżej szczebla batalionu przez radzieckich oficerów. Barre zmuszony był wówczas zmienić swą politykę zagraniczną. Wytworzyła się niezwykła jak na warunki zimnej wojny sytuacja, w której Somalia, określająca się mianem „państwa socjalistycznego”, zantagonizowana była z całym blokiem radzieckim, a cieszyła się poparciem Stanów Zjednoczonych i zachowawczych monarchii naftowych basenu Zatoki Perskiej. Poprawa stosunków z USA szybko objęła sferę wojskową. Od 1980 roku, w zamian za długofalową pomoc wojskową i gospodarczą, US Navy mogła korzystać z portu w Berberze. Przegrana wojna o Ogaden zachwiała pozycją Barre’a. Partyzantka antyrządowa zaczęła się aktywizować na początku lat osiemdziesiątych, a w połowie dekady rozpoczęła działania zbrojne na wielką skalę. Pod koniec tego okresu władza Barre’a ograniczała się w praktyce do stolicy kraju Mogadiszu i najbliższej okolicy. Dodatkowo pozycję prezydenta osłabiło zerwanie pod koniec lat 80. stosunków z Waszyngtonem. Wraz z zakończeniem zimnej wojny, przyczółek w Rogu Afryki, utrzymywany kosztem popierania komunistycznej dyktatury, stał się dla  merykanów zbędny. W grudniu 1990 roku siły powstańcze przystąpiły do oblężenia stolicy, która po czterech tygodniach walk padła. Prezydent zbiegł, znajdując schronienie w swojej rodzinnej prowincji, położonej na południu kraju. Był to początek rozpadu Somalii. Zjednoczona dotąd opozycja rozpoczęła walkę o władzę. Przybrała ona formę permanentnej wojny domowej, prowadzonej przez ugrupowania klanowe, której nie zdołała przerwać nawet interwencja międzynarodowa (lata 1992–1995). W sierpniu 2000 roku doszło wprawdzie do konferencji pokojowej w Dżibuti (Djibouti), w wyniku której starszyzna klanowa wyłoniła prezydenta – Salada Husajna Abdikassima, jednak w ciągu trzech kolejnych lat nie wykazał się on żadnymi sukcesami w zakresie odbudowy i zjednoczenia kraju. Jesienią 2002 roku w Kenii rozpoczęła się kolejna, 14. już konferencja poświęcona przywróceniu pokoju w Somalii, którą zorganizowano pod auspicjami Międzyrządowego Forum do Spraw Rozwoju oraz prezydenta Kenii Mwai Kibaki. Zakończyła się ona fiaskiem. Kolejnatura rozmów pokojowych, zainicjowana w styczniu 2004 roku w Kenii, zaowocowała w sierpniu wyborem tymczasowego parlamentu, który doprowadzić miał do wyłonienia rządu. W październiku ciało to powołało na urząd prezydenta Abdullaha Yusufa, zaś w grudniu premierem został Mohammed Ghedi. W lutym 2006 roku rząd tymczasowy przeniósł się z Kenii do Somalii, obierając za swoją siedzibę położone w centrum kraju miasto Baidoa.

CZYNNIK TSUNAMI

W czasie zaniku działalności centralnego rządu Somalii, władzę nad południową częścią kraju przejęli lokalni przywódcy, utrzymując ją nieprzerwanie nawet podczas międzynarodowej interwencji. Już wówczas część z nich zajęła się piractwem, atakując statki pływające po wodach przybrzeżnych. Piraci, rekrutujący się w większości spośród zubożałych rybaków, szczególnie zawzięcie atakowali obce trawlery, które prowadziły i nadal prowadzą rabunkowe połowy na wodach Rogu Afryki, wykorzystując wywołany zanikiem funkcji państwa brak ochrony stref połowowych i swoją przewagę technologiczną. Na wzrost zagrożenia firmy armatorskie odpowiedziały oddaleniem szlaków żeglugowych od wybrzeża. Statkom o prędkości mniejszej niż 20 w. zalecono utrzymywanie dystansu co najmniej 100 Mm od brzegu, a jednostkom szybszym – minimum 60 Mm. Ponieważ Somalia przestała prowadzić międzynarodową wymianę handlową, rozwiązanie takie zostało powszechnie zaakceptowane. Upraszczając sprawę – żadna z uznanych firm żeglugowych nie miała interesu w tym, by kierować swoje statki na tamtejsze wody. Na akwenach przybrzeżnych pozostały jedynie jednostki rybackie i te uprawiające kabotaż, należące do przywódców klanowych, względnie płacące im haracz. W grudniu 2004 roku południowowschodnia część Somalii nawiedzona została przez katastrofalne tsunami. Zginęło wówczas około 300 osób, poważne były również straty materialne. W przypadku piractwa fakt ten miał nader istotne następstwa. Po pierwsze, utracono około 2400 łodzi rybackich. Przyjmując, że załogę każdej z nich stanowiło przeciętnie pięciu odpowiedzialnych za swe rodziny rybaków, oznaczało to, że utrzymanie straciło od 40 000 do 60 000 osób. Tsunami doprowadziło zatem do utraty przez społeczności rybackie podstaw jej egzystencji. Skokowo zwiększyła się liczba ludzi skazanych na nędzę, zdeterminowanych, a jednocześnie obeznanych z morzem i dysponujących sporym doświadczeniem żeglarskim. Trudno o lepszą motywację dla powstawania nowych pirackich gangów i korzystniejsze warunki rekrutacji dla grup już parających się rozbojem na morzu. Na marginesie można wspomnieć, że organizacje humanitarne przyjęły wobec społeczności rybackich dotkniętych katastrofą trudny do zrozumienia sposób postępowania. Pomoc dedykuje się mianowicie głównie osobom, które utraciły domy (!), zaś społeczność międzynarodowa zadowala się z reguły tylko dostarczaniem żywności. Leczy się więc objawy, podczas, gdy rzeczywiste rozwiązanie problemów ofiar kataklizmu powinno polegać na odtworzeniu lokalnego rybołówstwa przybrzeżnego. Aktywność rozmaitych agend i organizacji humanitarnych, usiłujących nieść pomoc ofiarom tsunami, doprowadziła do zwiększenia intensywności ruchu statków u wybrzeży Somalii. Początkowo były to działania doraźne, ale następnie przystąpiono do wdrażania programów długoterminowych, wymagających systematycznych dostaw z zewnątrz. To zaś wymusiło uprawianie żeglugi na wodach opanowanych przez piratów. Akweny będące przez lata z punktu widzenia transportu morskiego swoistą pustynią, nagle zaroiły się od statków. Zostało to natychmiast wykorzystane przez piratów.
 

Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 1/2009

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter