Fregaty rakietowe typu Adelaide dla Polskiej Marynarki Wojennej?
![Fregaty rakietowe typu Adelaide dla Polskiej Marynarki Wojennej?](files/2017/MSiO/5-6/Adelajdy%20-%20www.jpg)
Sławomir J. Lipiecki
Kiedy dwa lata temu starałem się zainteresować kilku decydentów pozyskaniem dla polskiej Marynarki Wojennej 1-2 gruntownie zmodernizowanych fregat rakietowych typu Adelaide od Royal Australian Navy (RAN), nie wierzyłem, że to się może udać.
Wówczas mowa była o HMAS Sydney (FFG-03) oraz ew. o HMAS Darwin (FFG-04). Ta pierwsza jednostka zakończyła swoją 32-letnią służbę 27 lutego 2015 roku. Co istotne, wycofanie fregaty z linii nie nastąpiło z powodu jej rzekomo podeszłego wieku, ale z uwagi na fakt, że RAN potrzebuje dużo większych okrętów do wykonywania zadań m.in. z zakresu obrony wód terytorialnych Australii. Obejmują one ogromne obszary Pacyfiku, co oznacza operowanie niejednokrotnie w skrajnie trudnych warunkach atmosferycznych. W związku z tym miejsce fregaty zajął znacznie większy niszczyciel przeciwlotniczy AWD z systemem AEGIS typu Hobart, HMS Hobart (DDGH-39) o wyporności bojowej 6890 ts. Tymczasem HMAS Sydney jeszcze przez kilka miesięcy służył jako baza szkoleniowa dla przyszłych oficerów. Jego stan techniczny był wówczas doskonały, a sam okręt przeszedł kilka modernizacji, w tym jedną kompleksową, w ramach programu SEA 1390.
Pierwszą okazję na pozyskanie nowoczesnych fregat rakietowych Polska „przespała”, pomimo iż wyraźnie sygnalizowaliśmy możliwość przejęcia HMAS Sydney m.in. na łamach miesięcznika „Nowa Technika Wojskowa” (nr 11/2016), jak również – niezależnie – uczynił to Maksymilian Dura na łamach portalu „Defence24”. Tymczasem już w kwietniu 2016 roku zapadła wstępna decyzja o przeznaczeniu fregaty do zatopienia na rafie koralowej, gdzie miała pełnić rolę atrakcji dla nurków. Ostatecznie decyzję tę odroczono na czas nieokreślony z uwagi na fakt, że okrętem interesują się różne organizacje, pragnące przekształcić jednostkę w pływające muzeum, symbolizujące nowoczesne siły RAN. Z kolei HMAS Darwin nie był wówczas przeznaczony do wycofania z linii, zatem pozyskanie tej fregaty przez polską Marynarkę Wojenną nie wchodziło w grę. Obecnie pomysł transferu odżył, tyle że koncentruje się na dwóch ostatnich i zarazem najnowszych jednostkach typu Adelaide – HMAS Melbourne (FFG-05) i HMAS Newcastle (FFG-06).
Naprzeciw fali „hejtu”
Przeprowadzone tzw. „gry wojenne” i symulacje na poziomie dowódczo-sztabowym jednoznacznie wykazały ogromny potencjał australijskich fregat. Gdyby Polska przejęła dwie z nich, na Bałtyku nie byłoby jednostek dysponujących takimi możliwościami (o czym później). Generalnie eksploatacja zmodernizowanych fregat typu O. H. Perry wydaje się być idealnym rozwiązaniem dla polskiej Marynarki Wojennej. Wszelkie programy pokroju Czapli i Miecznika są bowiem w praktyce jedną wielką utopią i to nie tylko z powodów finansowych, ale także z braku doświadczenia w budowie zaawansowanych technicznie okrętów przez krajowe stocznie. W miejsce konstruowanego od wielu lat Ślązaka (ze skasowanego programu Gawron) i to za te same pieniądze (ponad miliard PLN!), już dawno w porcie wojennym stacjonowałyby co najmniej dwie, w pełni uzbrojone fregaty np. typu Karel Doorman, oczywiście zamówione za granicą (w Holandii). Tym samym oczekując już ponad 11 lat (sic!) na nowe jednostki, dzięki obu pozyskanym z USA fregatom typu O. H. Perry, nasi marynarze mieli przez ten czas możliwość stałego szkolenia się na sprzęcie w stu procentach kompatybilnym ze standardami NATO. Mogli również wykonywać zadania w operacjach sojuszniczych.
Tymczasem do akcji ruszyli tzw. „hejterzy”. Niczym niepopartych haseł pokroju: „pływający złom”, „muzealna flota” itp. niestety nie brakuje. Liczba wypisywanych przez nich bzdur zapewne wystarczyłaby do napisania niejednej komediowej książki, gdyby nie fakt, że zjawisko jest w praktyce niezwykle niepokojące. Pomijając klasyczne „trolle” internetowe, wśród owych „hejterów” znalazły się bowiem osoby z branży, a więc, które dysponują przynajmniej podstawową wiedzą o temacie i na co dzień tytułujące się „miłośnikami okrętów”. Co więcej, część z nich nagle, w tajemniczy sposób zmieniła zdanie co do transferu fregat – wcześniej, będąc absolutnymi entuzjastami tej idei, nagle krytykują ją na lewo i prawo. Wielu jeszcze w 2012 roku ostro krytykowało Plan Modernizacji Technicznej (PMT), poczynając od wyśmiewania budowy okrętów obrony wybrzeża (cyt. nie ma takiej klasy okrętów, co to w ogóle jest?) oraz Czapli itd., a obecnie bardzo go bronią, twierdząc m.in., że: konsekwentnie powinniśmy realizować założenia PMT i programu tzw. zwalczanie zagrożeń... Przyczyna tego smutnego stanu rzeczy jest bardzo prosta – krajowy przemysł nie zarobi na fregatach typu Adelaide przysłowiowego „złamanego grosza”, a mało kogo z resortu cywilnego interesują rzeczywiste potrzeby polskiej Marynarki Wojennej.
Na szczęście, o kwestiach transferowych decydują nie tylko osoby związane bezpośrednio z przemysłem, mające ochotę na realizację kontraktów dla wojska, dostarczając sprzęt niekoniecznie spełniający wymogi współczesnego pola walki. Dla marynarzy wysoka wartość zmodernizowanych fregat typu O. H. Perry jest sprawą bezdyskusyjną, okręty są pilnie potrzebne nie „na wczoraj”, a „na przedwczoraj”. Pochłaniające setki milionów złotych utopijne programy budowy okrętów, na dodatek bazujących swoją konstrukcją na jednostkach cywilnych, nie poprawiają dramatycznego stanu sił morskich polskiej MW. Powszechnie mówi się o wysokich kosztach związanych z uzbrojeniem obu australijskich fregat (około 400 milionów PLN na okręt), a tymczasem budowane w naszym kraju jednostki także trzeba w „coś” uzbroić i tu do kosztów uzbrojenia dochodziłaby jeszcze cena budowy samego okrętu plus koszty ukryte (związane często z budową prototypów), wynikające m.in. ze wspomnianego braku doświadczenia polskiego przemysłu w konstruowaniu zaawansowanych technicznie okrętów (nie mówiąc już o długim czasie samej budowy). RAN oferuje swoje fregaty „na już” i to za symboliczną cenę… jednego dolara australijskiego (AUD)!
Prezentowane jednostki programów Miecznik i Czapla propagują w dodatku jednostki stosunkowo niewielkie, z uzbrojeniem przeznaczonym co najwyżej do własnej obrony. Także ich dzielność morska poddawana jest krytyce – wysokie wolne burty przy jednocześnie niewielkiej wyporności. By jednak nie rozpisywać się zanadto o wadach krajowych projektów wystarczy krótkie podsumowanie – pojedyncza, zmodernizowana fregata typu Adelaide dysponuje wielokrotnie większą siłą ognia i potencjałem, niż wszystkie planowane okręty programów Miecznik i Czapla razem wzięte (o ile udałoby się je zbudować i uzbroić).
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 5-6/2017