Fusil Mitrailleur Modele 1915 CSRG, karabin od Gladiatora
![Fusil Mitrailleur Modele 1915 CSRG, karabin od Gladiatora](files/2015/Poligon/01/1.png)
Michał Mackiewicz
Rewolucja i Francja – te dwa słowa kojarzą się nieodmiennie z 1789 r. Tymczasem poza zmianami natury społeczno-politycznej Galowie znad Sekwany odpowiadają za iście rewolucyjne przeobrażenia w dziedzinie wojskowości i techniki militarnej. W końcu XVII w. wprowadzili na pole walki bagnet, a wkrótce potem stworzyli wzorcowy karabin skałkowy (zamek typu francuskiego). W dziewiętnastym stuleciu takich „rewolucji” było więcej: najpierw pojawiła się udoskonalona amunicja typu minie, a w 1886 r. zadebiutował pierwszy karabin dostosowany do amunicji elaborowanej bezdymnym prochem – Lebel Modele 1886 (Mle 1886). Wiek XIX Francuzi zakończyli mocnym akcentem – wprowadzili do uzbrojenia najlepszą armatę świata, słynną Mle 1897 kalibru 75 mm, wyposażoną w praktyczny oporopowrotnik. Nie próżnowali także w czasie Wielkiej Wojny – w 1915 r. reaktywowali stalowe hełmy piechoty (Mle 1915 Adrian), a rok później na froncie pojawił się pierwszy masowo produkowany ręczny karabin maszynowy. Choć daleko mu było do precyzji wykonania i niezawodności starych skałkówek z czasów napoleońskich, jego wkład w ostateczne zwycięstwo nie podlega dyskusji.
Potrzeba chwili
W momencie wybuchu I wojny światowej karabin maszynowy nie był już żadną nowinką. Debiutował kilkadziesiąt lat wcześniej, a wojna rosyjsko-japońska i konflikty na Bałkanach potwierdziły jego niezaprzeczalne zalety. Wszystkie armie, które w sierpniu 1914 r. przystąpiły do wojny, były już względnie dobrze nasycone ciężką bronią maszynową, grupowaną najczęściej w kompaniach (6–8 kaemów), przydzielanych poszczególnym pułkom (w c. i k. armii były to dwukarabinowe sekcje w batalionach piechoty). Walory cekaemów zostały potwierdzone już w pierwszych tygodniach wojny, co więcej, ich masowe użycie brutalnie zweryfikowało sposób prowadzenia walki opisany w regulaminach i podręcznikach taktyki. Promieniujący z nich niezachwiany duch ofensywny, trącący nieco czasami napoleońskimi, doprowadził do koszmarnych strat. Rok 1914 okazał się tak krwawy, iż wojaczki należało nauczyć się od nowa. Zwłaszcza że po jesiennym przełomie nad Marną front na zachodzie Europy zastygł w transzejach ciągnących się od Nieuport nad Morzem Północnym aż po Wogezy przy granicy szwajcarskiej. Okopy w połączeniu z karabinami maszynowymi – pozwalającymi prowadzić nieprzerwany, ciągły i stabilny ogień przez kilka, a nawet kilkanaście godzin – uniemożliwiały jakikolwiek ruch do przodu, a próby przełamania takich pozycji kończyły się nieuniknioną masakrą piechoty. Rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie nowych środków walki, które umożliwiłyby przełamanie powstałego impasu.
Pierwszoplanowa rola przypadła artylerii – w czasie I wojny światowej odpowiadała ona za około 60 proc. strat – ale królem przedpola wciąż pozostawał ciężki karabin maszynowy.
Jedna kompania z cekaemami miała siłę ognia batalionu piechoty, dzięki czemu ograniczono liczbę żołnierzy w okopach pierwszej linii. Resztę można było rozmieścić na pozycjach tyłowych i wykorzystać do kontrataków. Kluczowym zagadnieniem było rozmieszczenie stanowisk karabinów maszynowych w taki sposób, aby mogły prowadzić ostrzał krzyżowy. Ogień prowadzony z flanki był najbardziej niszczycielski. Ponieważ przeciwnik koncentrował ogień artylerii na wykrytych gniazdach kaemów, chcąc je wyeliminować z walki, zanim własna piechota ruszy do ataku, stanowiska te wyjątkowo pieczołowicie rozbudowywano i maskowano, a system schronów umożliwiał przeczekanie nawały ogniowej. Dlatego nawet długotrwały ostrzał nie likwidował zagrożenia, a nacierający piechurzy, pozbawieni możliwości „przyduszenia” obsług śmiercionośnych broni wypluwających setki pocisków na minutę, ponosili gigantyczne straty. Według jednego z podręczników z dwudziestolecia międzywojennego: Ofiary te wywarły wreszcie swój skutek, który objawił się w żądaniu [stworzenia] dla nacierającego broni o wielkiej wydajności, broni typu k.m. Broń ta miała: 1) wzmocnić siłę ognia nacierającej piechoty, 2) rozluźnić szyki nacierającej piechoty, celem uniknięcia strat, a nie osłabiać przez to jej siły ognia, 3) wytworzyć przewagę ogniową w momencie: a) gdy piechota była bliska celu podczas natarcia, a kiedy odeszła już od swoich c.k.m., które jako sprzęt mało ruchliwy i ciężki zostawały w tyle (okres, kiedy normalnie piechota jest już zużyta, a artyleria popierająca ze względów bezpieczeństwa działać nie mogła, b) gdy możliwem było przeciwuderzenie nieprzyjaciela i 4) dać swe poparcie piechocie w każdem działaniu, a specjalnie gdy zmęczona natarciem miała utrzymać zdobyty teren. Ten właśnie moment jest najkrytyczniejszym dla piechoty.
Jak widać, rzeź wojny okopowej okazała się momentem zwrotnym w dziejach lekkiej (to znaczy lżejszej od osadzonych na ciężkich podstawach i chłodzonych wodą karabinów maszynowych), automatycznej broni strzeleckiej. Idea towarzysząca jej powstaniu nie była co prawda nowa, ale jak do tej pory nie dostrzegano tkwiącego w niej potencjału, ograniczając ją do roli oręża fortecznego i po 1910 r. także lotniczego. Z tego względu właściwie żadna armia przystępująca w sierpniu 1914 r. do boju nie posiadała lekkich/ręcznych karabinów maszynowych w arsenale piechoty. Jeżeli chodzi o powstanie lekkiej broni automatycznej, to sam pomysł jej datuje się jeszcze sprzed wojny światowej. Już wtedy myślano o wyposażeniu piechoty w karabin automatyczny, celem osiągnięcia jak największej szybkostrzelności broni. Myśl ta szła w parze z ówczesną taktyką piechoty. Myślano, że tą drogą uzyska się zupełną przewagę nad nieprzyjacielem. Jednak koszt przezbrojenia armij i olbrzymie zużycie amunicji przez taką broń, często bezcelowe (wskutek niecelności z powodu zdenerwowania strzelającego) – powstrzymały państwa starej Europy przed tą zmianą. Dwie tylko armje otrzymały rodzaj c.k.m. zmniejszonego, który miał służyć jako broń zbiorowa automatyczna dla pewnego zespołu piechoty. W ten sposób ukazały się już na początku wojny angielski Lewiss i duński Madsen [Załącznik nr 1 do skryptu „Działania Piechoty”, Rembertów 1927].
Warto też zacytować słowa Aleksieja Aleksiejewicza Manikowskiego, od maja 1915 r. naczelnika rosyjskiego Głównego Zarządu Artylerii, doskonale ilustrujące ową krótkowzroczność: O ręcznych karabinach maszynowych i karabinach automatycznych, a także o tym, że są one potrzebne, jako normalne uzbrojenie wojska – przed wojną nie było nawet mowy. Opracowywano jedynie karabin automatyczny Fiodorowa, lecz nie przywiązywano do tego żadnego szczególnego znaczenia. Uważano ten karabin, jako broń dalekiej przyszłości, tym bardziej, że zakupionych w 1904 r. 1000 sztuk ręcznych karabinów maszynowych Madsena oddano na uzbrojenie twierdz, gdyż doświadczenia wojny japońskiej wykazały, iż karabiny takie nie nadają się do walki w polu [sic!]. Co prawda wkrótce po wybuchu wojny przypomniano sobie o nich […] i oddziały jazdy po prostu wyrywały sobie tę broń, gdy Główny Zarząd Artylerii, po sprowadzeniu z twierdz, zaczął ją rozdawać oddziałom jazdy.
Wymienionemu już dwukrotnie Madsenowi poświęcić należy kilka słów – choć nie zrewolucjonizował on sposobu prowadzenia walki, był pierwszym w historii seryjnie produkowanym i efektywnym ręcznym karabinem maszynowym. Konstrukcja opatentowana została w 1902 r. przez Jensa Torringa Schouboe, a jej produkcję rozpoczęto rok później w kopenhaskiej firmie Dansk Rekyriffel Syndikat. Broń kalibru 8 mm działała na zasadzie krótkiego odrzutu lufy i zasilana była z magazynka łukowego 33-nabojowego, dołączanego od góry. Madseny trafiły do uzbrojenia kawalerii armii państw skandynawskich (duńskie oznaczenie: 8 mm let Maskingevaer Madsen Modell 1902), niewielką ilość zakupiła także Rosja (tę wersję dostosowano do rosyjskiego naboju 7,62 x 54 mm), która użyła ich w wojnie z Japończykami. Choć broń była stosunkowo dobrze znana (sprzedawano ją do kilkudziesięciu krajów, w rozmaitych kalibrach, a produkcję uruchomiła także londyńska firma Rexler), skomplikowana budowa (229 części składowych), a przede wszystkim brak taktycznej idei użycia spowodowały, iż nigdy nie odegrała znaczącej roli w żadnym konflikcie. W czasie I wojny światowej niewielkie ilości Madsenów wykorzystywali między innymi Niemcy (wersja dostosowana do naboju 7,92 x 57 mm).
Konstrukcja duńskiego kaemu znana była doskonale także Francuzom, którzy w 1908 r. przeprowadzili intensywne próby broni. Nie wypadły one najlepiej, czemu nie należy się dziwić, z uwagi na to, iż testowaną wersję dostosowano do nieszczęsnego naboju 8 x 50 mm. Niezadowalające okazały się także próby z tak zwanym lekkim Hotchkissem (Mle 1908) – owszem, balistyczne charakterystyki były niezłe, ale niedopracowany mechanizm sprawiał wiele kłopotów, powodując liczne zacięcia (niewielką liczbę tych karabinów, oznaczonych jako Benet-Mercie M1909 i produkowanych w zakładach Colta oraz w Springfield, przyjęli do uzbrojenia Amerykanie).
Summa summarum, przystępując do wojny w 1914 r. Francuzi nie dysponowali lekką bronią maszynową. Jednak kiedy pojawiła się nagła potrzeba wprowadzenia jej do uzbrojenia, nie trzeba było wyważać otwartych drzwi. Wystarczyło sięgnąć po dotychczasowy, wydawałoby się sprawdzony projekt i po jego dopracowaniu (czytaj: uwzględnieniu ograniczeń związanych z produkcją czasu wojny) skierować do masowej produkcji. Była to konstrukcja Chauchata i Suttera.
Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 1-2015