Heavy Tank M26, czyli Medium Tank General Pershing. Część 2

Heavy Tank M26, czyli Medium Tank General Pershing. Część 2

Eugeniusz Żygulski

Wprowadzony do walki pod koniec II wojny światowej czołg M26 stanowił krok milowy w rozwoju amerykańskich wojsk pancernych. Przyjęte przy konstruowaniu tego pojazdu założenia stały się w USA na kilka dekad wyznacznikiem zasad budowy czołgów, choć sam wóz przechodził liczne zmiany i modernizacje.

Zgodnie z planami dowództwa Armored Force, nowy czołg średni US Army miał zadebiutować wiosną 1944 roku w czasie lądowania we Francji. Dyskusja o jak najszybszym wprowadzeniu do produkcji seryjnej lub przynajmniej małoseryjnej (partia 250 sztuk) takiego pojazdu, w zmodyfikowanej odmianie T25 lub T26, toczyła się burzliwie w łonie amerykańskiego dowództwa na przełomie 1943 i 1944 roku, czyli w czasie, gdy dopiero kompletowano pierwszy prototyp T25. Jak wspomniano już w pierwszej części artykułu poświęconej rozwojowi konstrukcji (TWH nr 4/2020), ostatecznie jednak dość szybko zrezygnowano z serii T25/T26, nakazując dokończyć nowy czołg w odmianach T25E1 i T26E1 i ostatecznie wybierając T26E1. Jego masa – powyżej 40 ton – sprawiła jednocześnie, że wiosną 1944 roku czołg przekwalifikowano ze średniego na ciężki. Ten nieco kontrowersyjny zabieg miał z jednej strony walor propagandowy, gdyż US Army nie miały wciąż w linii żadnego czołgu ciężkiego (nielicznych wozów M7 nie wysłano na front), z drugiej miał na celu „obejście” zastrzeżeń dowództwa Army Ground Forces, a zwłaszcza dowodzącego nim gen. Lesleya McNair, który uważał, że M4A3 z armatą M1A1 kal. 76 mm jest jak najbardziej wystarczającym czołgiem średnim dla US Army.

Kampania we francuskiej Normandii (czerwiec – sierpień 1944 roku) udowodniła, że gen. McNair się mylił. Armata kal. 76 mm nie była bronią, która na dużych i średnich dystansach dawała gwarancję porażenia od czoła niemieckich czołgów średnich i ciężkich – „Panter” i „Tygrysów”, nawet jeśli w teorii miała ku temu właściwe parametry. Co prawda w US Army obowiązywała doktryna walki głosząca, że czołgi to broń uniwersalna i ich nadrzędną rolą nie jest zwalczanie czołgów przeciwnika (ta rola przypadała samobieżnym niszczycielom czołgów – z założenia lepiej uzbrojonym, ale gorzej opancerzonym wozom bojowym), ale doświadczenia z walk dowodziły wad owej doktryny. To prawda, że większość celów dla armat amerykańskich czołgów w Normandii stanowiły budynki, umocnienia polowe, grupy nieprzyjacielskiej piechoty itp., niemniej jednak, gdy przychodziło do pojedynków z niemieckimi czołgami, zwłaszcza masowo tam użytymi „Panterami”, armaty M1A1 nie gwarantowały pewnego porażenia celu od czoła, stawiając Amerykanów w niekorzystnej sytuacji taktycznej i budząc frustrację własnych czołgistów. Pod względem siły ognia przeciwpancernego działo to było nieco za słabe, a jednocześnie w stosunku do starej armaty M3 kal. 75 mm zbyt wyspecjalizowane jako broń… przeciwpancerna. Powstał zatem paradoks – w linii musiano trzymać zarówno stare wersje Shermanów z armatami M3 kal. 75 mm, bardziej przydatnymi w walce z celami obszarowymi i miękkimi, jak i czołgi z armatami M1A1, teoretycznie lepiej (choć jak widać nie bardzo dobrze) dostosowanymi do walki z czołgami przeciwnika. Na dłuższą metę było to nie do przyjęcia. Takie właśnie wnioski wyciągnęło dowództwo Armored Force z kampanii w Normandii, oczekując teraz jak najszybszego dostarczenia czołgów nowej generacji, o armatach na tyle uniwersalnych, że z powodzeniem spełniałyby one rolę zarówno M3, jak i M1A1, będąc zarazem od obu lepszymi w niszczeniu celów obszarowych i punktowych. Obie te właściwości gwarantowała armata M3 kal. 90 mm – miotała granaty odłamkowo-burzące o dużej masie ładunku wybuchowego oraz silne pociski przeciwpancerne, choć i one (standardowy model M82) nie dawały jeszcze pewnego porażenia czołowego, pochylonego pancerza kadłuba „Pantery” na większym dystansie.

Latem 1944 roku, po zakończonych sukcesem wstępnych badaniach T26E3, czyli uproszczonej odmiany T26E1, produkcja nowego wozu zyskała wreszcie zielone światło, a pierwotne zamówienie na 2000 maszyn podniesiono aż do 6000 sztuk. Rozpoczęcie produkcji musiało jednak zająć trochę czasu, gdy tymczasem jesienią 1944 roku, w warunkach wyzwolenia większości obszaru Francji i dotarcia do granic Rzeszy Niemieckiej oraz panującego w Waszyngtonie przekonania o rychłym załamaniu się oporu Wehrmachtu, nacisk na jak najszybsze wprowadzenie nowego wozu na pole walki jakby zelżał. Choć gen. Gladeon Barnes, szef Research and Engineering Office w US Army Ordnance Department, domagał się skierowania pierwszych seryjnych wozów na front natychmiast po ich wyprodukowaniu, dowództwo Army Ground Forces protestowało (po śmierci gen. McNair w Normandii, dowodził nimi gen. Benjamin Lear), podkreślając, że T26E3 powinien najpierw przejść pełne testy wojskowe w Fort Knox. Tymczasem w listopadzie 1944 roku zakłady Fisher Tank Arsenal wykonały pierwszych 10 seryjnych maszyn, a w grudniu kolejnych 30.

Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia 5/2020

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter