Hellpup po kilku miesiącach

Hellpup po kilku miesiącach

Piotr IKEM Walerysik

W naszej zbrojowni posiadamy spory wybór karabinków AK, zarówno współczesnych produkcji, jak i starych wojskowych dostosowanych do rynku cywilnego. Są różne – i surowe, jak je fabryka stworzyła, i zmodyfikowane z wykorzystaniem komercyjnych zestawów różnych firm. Niektóre mają tylko standardowe przyrządy celownicze, a inne z kolei wyposażyliśmy w celowniki optoelektroniczne. Ze względu na cenę, popularność i dostępność bardzo dużym zainteresowaniem na naszych szkoleniach cieszą się karabinki Sporter i Hellpup produkcji Pioneer Arms Corp.

W ostatnich tygodniach o produktach PAC zrobiło się głośno za sprawą filmów wrzuconych do sieci przez amerykańskich youtuberów, którzy polską broń oceniają bardzo krytycznie. My mamy swoje doświadczenia z nią – nie będziemy polemizować z kolegami zza Wielkiej Wody ani robić dobrze producentowi z Radomia. Używaliśmy tych karabinków dość intensywnie przez ostatnich kilka miesięcy (Hellpupa bardziej, bo jakoś bardziej nam podpasował), więc możemy sami wystawić im notę. Nie będziemy się więc w żaden sposób odnosić do cudzych ocen ani też do ripost, oświadczeń i polemik prowadzonych przez PAC, bo to ani czas, ani miejsce po temu.

O samej broni pod kątem technikaliów też nie będziemy się rozpisywać, bo materiał prezentujący ją w ogólnym zarysie opublikowaliśmy w 138. numerze magazynu „Strzał”. Po prostu skupimy się na naszych wrażeniach po wystrzeleniu z karabinka około jakichś 2000 sztuk amunicji.

Wróćmy jeszcze do początku, bo nasza przygoda z Hellpup nie zaczęła się za dobrze. Karabinek miał problem ze spustem, który nie resetował się, mimo że ani nic z nim nie kombinowaliśmy, ani też nie ściągaliśmy go w jakiś dziwny sposób – po prostu miał tendencję do zawieszania się i do tego jeszcze kompletnie losowo: czasem działał jak trzeba, czasem zaciął się co któryś strzał, a czasem znów odmawiał posłuszeństwa przy każdym strzale. Trochę załamani, a trochę wku...rzeni zgłosiliśmy tę usterkę do producenta. No i trzeba przyznać, że tutaj PAC zaskoczyło nas, tym razem pozytywnie – umówili termin i sami przyjechali po odbiór broni do naprawy, czyli klasyczne door-to-door. Okazało się, że nasz Hellpup pochodził z wczesnych serii produkcyjnych i – jak to czasami bywa – był dręczony „chorobami wieku dziecięcego”, no ale w końcu przecież po to braliśmy broń do testowania, żeby wykryć jej usterki i poniekąd przyczynić się do jej ulepszenia. Wracając do problemu ze spustem, okazało się, że wykrojnik prasy odpowiedzialny za wykonanie otworu pod język spustowy jest zrobiony niedokładnie i wycina zbyt ciasny otwór. Broń poprawiono i dostarczono do nas – cała procedura zajęła około 10 dni, i przyznać muszę, że nie spotkałem się z taką obsługą w żadnym sklepie (a ponoć w niektórych też mamy status VIP-ów ;) ). Od tego momentu spust działał bez zarzutu, aż do czasu, kiedy uznaliśmy, że goły Hellpup nie jest tak fajny jak modyfikowany i pozmienialiśmy w nim to i owo (ale o tym dalej).

Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 11-12/2017

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter