HK USP

 


Leszek Erenfeicht


 

 

 

HK USP:

 

Amerykański pistolet z Oberndorfu

 



Choć zastępowane dziś przez nowocześniejsze i ładniej wystylizowane HK P30 i HK45, pistolety serii USP zdobyły dla firmy masowy rynek pistoletowy – do tej pory poza jej zasięgiem – i były wraz z G36 narzędziem, które na początku tego wieku postawiło bankruta z powrotem na nogi.



 

 


Po trwającym w latach 60. i 70. Sturm und Drang Periode w historii Hecklera & Kocha, lata 80. upłynęły pod znakiem tworzenia karabinu G11 i odcinania kuponów. Głównym źródłem utrzymania zakładu była nadal rodzina G3 i broni pochodnych: HK33/53, ukaemy i przede wszystkim największy bestseller lat 80. – MP 5 (STRZAŁ 6/07), zaś w broni krótkiej bestsellerem firmy z Oberndorfu był policyjny P7 (STRZAŁ 8/05). Po wymianie pokoleniowej pistoletów w policji, powszechnie spodziewano się, że i Bundeswehra wkrótce pójdzie w jej ślady. Na razie nic na to jednak nie wskazywało i poza żandarmerią wojskową (Feldjäger), która kupiła P7 reszta armii dalej nosiła Walthery P1 (STRZAŁ 2/02), pochodzące w prostej linii od wojennych P.38. Dopiero w czerwcu 1986 roku ministerialna decyzja o zakończeniu zakupów P1 w Ulm otworzyła perspektywę wymiany pistoletów wojskowych. Sama w sobie o niczym jednak jeszcze nie przesądzała – w końcu US Army też zakończyła zakupy M1911A1 w roku 1945, ale nowe pistolety kupiła dopiero 40 lat później! W uzbrojeniu Bundeswehry szykowała się wielka rewolucja – przejście na karabin bezłuskowy G11, powstający w Oberndorfie już od końca lat 70. Na przełomie lat 80. i 90. siły zbrojne gwałtownie się modernizowały, cały świat oszalał na punkcie Cudownych Dzie iątek – pamiętający Führera P1 był coraz bardziej nie na miejscu. Kiedy zaś Walther ogłosił powstanie nowoczesnego pistoletu z dwurzędowym magazynkiem (P88), w HK także zatrąbiono wsiadanego. W czerwcu 1989 roku oberndorfski weteran, inż. Helmut Weldle, współpracownik założyciela firmy Alexa Seidla i współtwórca bądź konstruktor wszystkich dotychczasowych pistoletów HK, przystąpił do prac nad Neue Pistole, czyli Nowym Pistoletem.

Amerika über alles
Po raz pierwszy w tworzeniu założeń nowej broni HK znaczący udział mieli wziąć pracownicy jej amerykańskiej filii w Sterling, Wirginia. Mając pod bokiem najbardziej chłonny rynek pistoletowy świata, pomogli skatalogować cechy, którymi miał się charakteryzować nowy pistolet: dwurzędowy magazynek dużej pojemności, mechanizm spustowy SA/DA, automatyka z krótkim odrzutem lufy. Idąc jednak pod prąd mody na Cudowne Dziewiątki, amerykańska filia nastawała na stworzenie pistoletu w typie Wondernine, ale strzelającego dużymi, silnymi nabojami, popularnymi na tamtejszym rynku – a zwłaszcza ówczesną nowością, .40 S&W. Amerykanie nie wierzyli w iglicowe pistolety. Byli także bardzo przywiązani do ergonomii 1911 – bezpiecznik nastawny umożliwiający bezpieczne przenoszenie przenoszenie broni w Condition One (nabój w lufie, kurek napięty, zabezpieczony) i instynktowne odbezpieczanie ruchem kciuka w dół przy ujmowaniu broni uchodzi tam do dziś za ideał. Postulowali poza tym rezygnację z egzotyczegzotycznych nowości technicznych – z których fabryka była dumna, ale które jednak odstraszały od jej wyrobów tradycjonalistów. Żadnego więcej ryglowania rolkami jak w P9, zamków półswobodnych jak w P7 – a najlepiej, jakby w ogóle rozpocząć produkcję 1911. „Simple sells” (proste się sprzedaje) – w Oberndorfie i w ogóle w Niemczech takie hasło brzmiało jak bluźnierstwo. To nie był jednak czas na kłótnie – nad firmą wisiał bowiem topór. Wielka nadzieja HK, bezłuskowy karabin G11, wciąż była w proszku, a tymczasem w Polsce już powstawał pierwszy niekomunistyczny rząd w Europie Wschodniej. Ossis na potęgę uciekali do zachodnioniemieckiej zachodnioniemieckiej ambasady w Warszawie i na Węgry, gdzie tamtejszy rząd nie oglądając się na Moskwę i stacjonujące tam wojska radzieckie przecinał już druty na granicy z Austrią, czyli Zachodem. Pod wpływem głasnosti i pierestrojki Związek Radziecki wycofał się z Afganistanu: Zimna Wojna, jedyna nadzieja na wprowadzenie G11, wyraźnie miała się ku końcowi. Skoro rynek wojskowy siadał, czas było myśleć o cywilnym – a że serce tegoż biło za oceanem, więc szarogęszenie się Amerykanów trzeba było znosić w pokorze (z czym firma do dziś ma wyraźne problemy...).

 

Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 6/2010

Wróć

Koszyk
Facebook
Twitter