Holland
Maksymilian Dura
Holland
- jeden z najlepiej wyposażonych patrolowców świata
Okręty typu Holland są doskonałym przykładem tego, jak idąc na kompromis można uzyskać użyteczny środek do realizowania zadań stawianych siłom morskim obecnie i tych, które mogą pojawić się w przyszłości.
Kiedy 20 grudnia 2007 r. Defensie Materieel Organisatie (DMO, holenderski odpowiednik „naszego” Inspektoratu Uzbrojenia) podpisał kontrakt ze stocznią Schelde Naval Schipbuilding – stanowiącą obecnie część grupy przemysłowej Damen – na budowę czterech pełnomorskich okrętów patrolowych dla Królewskiej Marynarki Wojennej Holandii (Koninklijke Marine, dalej KM) wszyscy patrzyli z niedowierzaniem na bogate wyposażenie, jakie zaplanowano dla tych, z założenia tanich i prostych jednostek. Sama cena nie była oszałamiająca – 240 mln euro za cztery okręty, ale tego samego dnia DMO zawarła z firmą Thales Nederland dodatkową umowę, wartą 125 mln euro, na opracowanie dedykowanego tym jednostkom systemu łączności i obserwacji technicznej, którego anteny miały być w pełni zintegrowane ze strukturą masztu. Tak więc „niebojowa” część systemu walki kosztowała ponad połowę tego, co przeznaczono na kadłuby z pozostałym wyposażeniem! Efekt tych działań w postaci okrętów był naprawdę imponujący, chociaż pierwszą rzeczywistą ocenę założeń taktyczno-technicznych wystawił kryzys gospodarczy. W jego wyniku rozpoczęto kompleksową przebudowę całych holenderskich sił zbrojnych, która w KM przełożyła się na wycofanie we wrześniu 2011 r. czterech niszczycieli min Alkmaar/Tripartite (wcześniej 5 sprzedano Łotwie, więc z pierwotnych 15 pozostało już tylko 6) i... dwóch – jeszcze niedokończonych – okrętów patrolowych typu Holland. I tak oto ambitny i „przyszłościowy” program postanowiono przerwać, pomimo że potrzeby i plany wskazywały na konieczność jego kontynuowania. Ale nawet podejmując taką decyzję Holendrzy dali nam lekcję, jak konsekwentnie realizować programy okrętowe. Nie myśleli oni bowiem o opcji „zero kosztów” (jaka pojawiała się kilkakrotnie w przypadku Gawrona), ale zwodowali dwa okręty budowane w rumuńskiej stoczni Damena i zaczęli ich próby morskie, pomimo że nie był znany ich dalszy los. Przykładowo Friesland zakończył SAT (sea acceptance trials) na Morzu Czarnym we wrześniu 2011 r. i jest obecnie wyposażany w stoczni Damen Schelde we Vlissingen. Ponadto zaczęto konsultacje z politykami holenderskimi, którzy ostatecznie zapowiedzieli wycofywanie się z części planowanych cięć, tak że los trzeciego i czwartego Hollanda nie został przesądzony i ich budowa jest kontynuowana. To zderzenie Holendrów z rzeczywistością ekonomiczną jest sygnałem z jakimi problemami możemy się spotkać realizując programy okrętowe w Marynarce Wojennej RP. Dlatego warto ocenić na ile Hollandy były wynikiem rzeczywistych potrzeb i realnej analizy możliwości budżetowych, a na ile wpływ na ich założenia miały marzenia o wielkich siłach morskich i naciski różnych kręgów przemysłowych. Wtedy, nawet przy dużych cięciach, programy okrętowe nie są przerywane.
Elektronika z fregat przeciwlotniczych na patrolowcach
Budowa jednostek typu Holland wynikała z nowych priorytetów, jakie postawiono przed KM (zawartych w ogłoszonej w 2005 r. tzw. białej księdze). Nowe plany przewidywały m.in. sprzedaż czterech fregat typu M oraz wprowadzenie w ich miejsce i za uzyskane w ten sposób środki czterech pełnomorskich okrętów patrolowych (OPV) typu Holland. Tak więc trzonem floty nawodnej miały być cztery duże i nowe (w służbie 2002–2005) fregaty przeciwlotnicze i dowodzenia typu De Zeven Provincien, dwie starsze (1993 i 1995) fregaty wielozadaniowe typu M (Karel Doorman) oraz dwa okręty-doki typu Rotterdam. Planowane jako uzupełnienie tych jednostek cztery OPV typu Holland okazały się w rzeczywistości czymś o wiele ważniejszym. Już na początku było wiadomo, że ich wyposażenie elektroniczne jest zbyt bogate jak na okręty tej klasy i plany w stosunku do nich muszą wybiegać daleko poza misje, jakie są z założenia im dedykowane. Jednostki te, jako pierwsze na świecie, otrzymały bowiem maszt zintegrowany, a więc taki, w którego powierzchniach bocznych wkomponowano anteny i czujniki urządzeń radiolokacyjnych, łączności i systemów elektrooptycznych. Tak więc jest źródłem informacji dla o wiele bardziej wyrafinowanych systemów uzbrojenia, niż te które przewidziano dla Hollandów.
Elektronika z fregat przeciwlotniczych na patrolowcach
Budowa jednostek typu Holland wynikała z nowych priorytetów, jakie postawiono przed KM (zawartych w ogłoszonej w 2005 r. tzw. białej księdze). Nowe plany przewidywały m.in. sprzedaż czterech fregat typu M oraz wprowadzenie w ich miejsce i za uzyskane w ten sposób środki czterech pełnomorskich okrętów patrolowych (OPV) typu Holland. Tak więc trzonem floty nawodnej miały być cztery duże i nowe (w służbie 2002–2005) fregaty przeciwlotnicze i dowodzenia typu De Zeven Provincien, dwie starsze (1993 i 1995) fregaty wielozadaniowe typu M (Karel Doorman) oraz dwa okręty-doki typu Rotterdam. Planowane jako uzupełnienie tych jednostek cztery OPV typu Holland okazały się w rzeczywistości czymś o wiele ważniejszym. Już na początku było wiadomo, że ich wyposażenie elektroniczne jest zbyt bogate jak na okręty tej klasy i plany w stosunku do nich muszą wybiegać daleko poza misje, jakie są z założenia im dedykowane. Jednostki te, jako pierwsze na świecie, otrzymały bowiem maszt zintegrowany, a więc taki, w którego powierzchniach bocznych wkomponowano anteny i czujniki urządzeń radiolokacyjnych, łączności i systemów elektrooptycznych. Tak więc jest źródłem informacji dla o wiele bardziej wyrafinowanych systemów uzbrojenia, niż te które przewidziano dla Hollandów.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 4/2012