Hubble Space Telescope cz.II
Waldemar Zwierzchlejski
Hubble Space Telescope
cz.II
Jak wiadomo, badająca przyczynę katastrofy Columbii komisja Gehmana (oficjalnie CAIB – Columbia Accident Investigation Board), prócz wyjaśnienia powodu utraty orbitera wraz z załogą, przedstawiła również szereg nakazów i zaleceń, które miały uchronić kolejne misje przed powtórzeniem tragicznego losu pierwszego promu kosmicznego.

Wśród listy piętnastu nakazów, najwyższy priorytet miały trzy. Pierwszym było danie załodze możliwości samodzielnego wykonania badania stanu osłony termicznej po starcie (uszkodzenia spowodowane głównie odpadającymi fragmentami pianki izolacyjnej pokrywającej zbiornik ET oraz lodu, tworzącego się na jego powierzchni) i przed lądowaniem (uszkodzenia spowodowane przez kosmiczne śmieci bądź mikrometeoryty). Rozwiązano to w nieskomplikowany sposób, wyposażając prom w OBSS (Orbiter Boom and Sensor System). Składa się on z trzech elementów – standardowego manipulatora RMS (Remote Manipulator System), do chwytaka którego dołączono przedłużkę IBA (Inspection Boom Assembly), będącą w istocie uproszczoną wersją RMS oraz umieszczonych na jej drugim końcu laserowego skanera podczerwieni i kamery odbierającej promieniowanie cieplne. Drugim warunkiem było wypracowanie metod samodzielnego zasklepiania i uszczelniania niewielkich ubytków w osłonie termicznej, które z dobrym skutkiem zostały przetestowane najpierw w laboratoriach naziemnych, a później także na orbicie. Warunkiem trzecim była możliwość skorzystania przez astronautów z „bezpiecznej przystani”, czyli w praktyce pozostanie na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej przez czas potrzebny na przygotowanie do startu i wysłanie wahadłowca ratunkowego (5–7 tygodni), mającego zwieźć załogę promu uszkodzonego uszkodzonego w stopniu, wykluczającym powrót na Ziemię. Niestety, ten ostatni warunek, w przypadku lotu do HST (Hubble Space Telescope), jest nie do spełnienia. Co prawda ISS (International Space Station) porusza się na wysokości około 360 km, HST zaś jedynie o 200 km wyżej, jednak problemem jest nachylenie płaszczyzn orbit do równika. W przypadku ISS jest to 51,6°, u HST zaś 28,5°. Różnica ponad 23 stopni jest daleko poza możliwościami zmiany orbity przez wahadłowiec. Biorąc to pod uwagę, ówczesny administrator NASA Sean O’Keefe, 14 stycznia 2004 r. zadecydował o odwołaniu piątej misji serwisowej. Oczywiście środowisko astronomiczne nie było tą decyzją zachwycone – sprzęt naukowy do wymiany i wieloletni program badawczy dla niego był gotowy – rozpoczęto więc dobrze zorganizowany i nagłośniony protest, którego częścią było pisanie listów do przedstawicieli amerykańskiego Kongresu przez podatników. Warto zauważyć, że sami astronauci oznajmili, że są gotowi wziąć udział w takim locie, a ewentualne ryzyko uważają za niewielkie i w pełni je akceptują. Również wiele innych wysoko postawionych osób (m.in. senator Barbara Mikulski, przewodnicząca podkomisji Senatu do spraw budżetu NASA), a także media, naciskały na przeprowadzenie tej misji, jednak O’Keefe pozostawał nieugięty. Co prawda przez pewien czas rozważano wykonanie serwisowania za pomocą misji robotycznej, ale ze względu na bardzo wysokie koszty i duże ryzyko fiaska (nie istniały nawet żadne wyobrażenia, jak taki robot powinien wyglądać), projekt ten porzucono. Zresztą do czasu zbudowania takiego robota, HST zapewne już dawno utraciłby stabilizację. Sytuacja zmieniła się w kwietniu 2005 r., gdy nowym szefem NASA został Michael Griffin – rzutki naukowiec i inżynier, który wcześniej zajmował się m. in. konstruowaniem... Teleskopu Hubble’a. Wyraźnie dał do zrozumienia, że zależy mu na realizacji misji HST SM-4, a problem stanowi jedynie sposób dostosowania się do wymogów CAIB. Jednak musiało upłynąć jeszcze półtora roku, nim projekt przybrał konkretne kształty i uzyskał akceptację.
Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo 9/2009