Hubble Space Telescope (cz. I)

 


Waldemar Zwierzchlejski


 

 

 

Hubble Space Telescope

 

(cz. I)

 

 

 

Atmosfera Ziemi, która spowija naszą planetę i umożliwia na niej trwanie życia, stanowi jednocześnie barierę dla większości zakresów promieniowania elektromagnetycznego, jakie dociera do nas z bliskiego i dalekiego kosmosu. W praktyce, w pełni jest ona przepuszczalna jedynie dla fal radiowych o długości od kilku centymetrów do około dwudziestu metrów, a w mniejszym lub większym stopniu dla niektórych innych częstotliwości radiowych, zakresu widzialnego, podczerwieni, ultrafioletu i mikrofal. Pozostałe – większość podczerwieni i ultrafioletu, promieniowanie rentgenowskie i gamma – są przez nią blokowane praktycznie w całości. Nic więc dziwnego, że marzeniem astronomów było pozbycie się uniemożliwiającej badanie Wszechświata otuliny. Ponieważ było to nonsensem, postanowiono postąpić na odwrót – wynieść przyrządy badawcze poza atmosferę – a więc na orbitę okołoziemską.



 

 



Pierwszym, który wpadł na ten pomysł, był jeden z pionierów astronautyki, Hermann Oberth (1894–1989). Ten rumuński uczony niemieckiego pochodzenia, jeszcze w 1923 r. wskazał w swej pracy „Die Rakete zu den Planetenräumen” kosmiczny teleskop, jako jedno z przyszłych zadań astronautyki. Ta jednak była wówczas dziedziną czysto teoretyczną i praca Obertha nie wywołała żadnego oddźwięku. W pewnym stopniu sytuacja uległa zmianie krótko po drugiej wojnie światowej. Pierwsze eksperymenty przeprowadzone przez Amerykanów ze zdobycznymi niemieckimi rakietami V-2 pokazały, że nawet niewielkie teleskopy, wynoszone na kilkuminutowy okres poza atmosferę, pozwalają uzyskać niezwykle cenne dane naukowe. Wówczas tematem zainteresował się amerykański astrofizyk Lyman Spitzer (1914––1997), który w swej wydanej w 1946 r. pracy „Astronomical Advantages of an Extra-Terrestrial Observatory” przedstawił zalety pozaziemskiego teleskopu astronomicznego. Zwrócił on uwagę nie tylko na możliwość obserwacji szerokiego spektrum elektromagnetycznego, ale i na brak zakłóceń, jakie stanowią obłoki, ruchy mas powietrza oraz drgania termiczne atmosfery, które w znaczącym stopniu degradują jakość dokonywanych obserwacji naziemnych. Jednak nawet wówczas była to idea zbyt śmiała, jak na możliwości technologiczne – do startu pierwszego sztucznego satelity Ziemi musiało upłynąć jeszcze jedenaście lat.

Pierwsze, oczywiście niewielkie teleskopy kosmiczne, pojawiły się na orbicie okołoziemskiej dopiero w 1962 r., jednak natychmiast dostrzeżono ich możliwości. Naturalnym biegiem rzeczy astronomowie zaczęli marzyć o wystrzeleniu na orbitę przyrządu o średnicy zwierciadła niewiele ustępującej ówczesnym największym ziemskim tego zadania pochodzi z 1968 r. Wielki Teleskop Kosmiczny (Large Space Telescope – LST) o średnicy zwierciadła głównego 3 m miałby być oddany do eksploatacji w 1978 r. za cenę 400-500 mln USD. Choć była to zaledwie cząstka budżetu NASA, ta, zajęta wówczas realizacją projektu Apollo, nie wykazała nawet najmniejszego zainteresowania tematem. Zresztą i później, gdy Apollo był już przeszłością, podejście to nie zmieniło się. Projekt był po prostu zbyt drogi, a badania astronomiczne w ówczesnym klimacie politycznym wzbudzały jeżeli nie wrogość, to przynajmniej niechęć. W 1975 r. projekt został nieco przeskalowany w dół (średnica zwierciadła spadła do 240 cm) i przystosowany do wyniesienia i – co istotne – serwisowania, przez opracowywany właśnie w NASA prom kosmiczny.
 
 

Pełna wersja artykułu w magazynie Lotnictwo 8/2009

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter