10. Brygada Kawalerii w akcji

Jędrzej korbal
Po przypadającym na pierwszą połowę 1937 roku okresie formowania eksperymentalnej polskiej brygady pancerno-motorowej oraz pierwszym wybitnie doświadczalnym ćwiczeniu „Opoczno” przyszedł dla 10. Brygady Kawalerii (BK) czas na udział w typowych manewrach wojskowych szczebla międzybrygadowego i międzydywizyjnego. Intensywnie zdobywane w poprzednich miesiącach doświadczenia dotyczące organizacji i działań w polu motorowej brygady miały zostać skonfrontowane z utrwalonymi już zasadami służby klasycznych wielkich jednostek piechoty i kawalerii. Przełom sierpnia i września stanowił więc kontynuację wysiłków całej 10. BK, mających udowodnić, że Wojsko Polskie rzeczywiście potrzebuje motorowego związku taktycznego, zdolnego do pokonania liczniejszego przeciwnika dzięki manewrowi i sile ognia.
Wyprawa warszawska
Przed omówieniem samych manewrów warto wspomnieć jeszcze o pewnym zapomnianym, a bardzo ciekawym epizodzie z początków funkcjonowania pierwszej polskiej brygady pancerno-motorowej. Mowa o udziale dyonu kawalerii zmotoryzowanej w rewii, czy jak częściej określa się wielkiej defiladzie Wojska Polskiego przed królem Rumunii Karolem II, która odbyła się na Polu Mokotowskim 27 czerwca 1937 roku. Wśród licznych oddziałów motorowych, obok dywizjonu 1. pan (3 baterie moździerzy wz. 32), dywizjonu 1. pam (bateria armat 75 mm oraz bateria armat 120 mm), dywizjonu+ 1. paplot. (3 baterie dział 75 mm), oddziałów saperów czy reflektorów przeciwlotniczych, w przedsięwzięciu uczestniczył również dyon kawalerii zmotoryzowanej. Wystawił go samodzielnie 24. Pułk Ułanów, a nie jak poprzednio przypuszczał autor wspólnie oba motorowe pułki. W skład tego reprezentacyjnego oddziału wchodziło łącznie 226 oficerów i żołnierzy oraz 26 pojazdów (szczegóły patrz tabela nr 1), długość całej kolumny w ugrupowaniu dwójkowym wynosiła 260 m. Uczestnictwo w tak prestiżowym przedsięwzięciu reprezentacji doświadczalnego pułku kawalerii motorowej, który sprzęt motorowy posiadał zaledwie od kilku miesięcy, stanowiło bez wątpienia nobilitację, ale również duże wyzwanie. Uważny widz odnajdzie defilujących ułanów na zachowanych do dziś krótkich kadrach kroniki PAT oraz zachowanych fotografiach archiwalnych. Jednym z najbardziej charakterystycznych ujęć, jest przejazd samochodów terenowych wz. 34 z kuchnią polową oraz przyczepką paliwową, które poruszały się na końcu kolumny dyonu. W tym czasie brygada wykorzystywała jeszcze klasyczne hełmy piechoty wz. 31, które dopiero w późniejszym czasie ustąpiły miejsca, stanowiącym jedną z cech rozpoznawczych brygady, hełmom wz. 16. Po powrocie do macierzystych koszar najpewniej te same pododdziały defilowały w macierzystym garnizonie z okazji obchodzonego 6 lipca święta pułkowego.
Dodajmy, że poza ułanami z Kraśnika w defiladzie wystąpił też inny ciekawy pododdział, nawiązujący wprost do omawianej we wcześniejszych artykułach tematyki motoryzacji jednostek piechoty i kawalerii. Mowa o batalionie piechoty ze składu stacjonującego w Łomży 32. pp, który w czasie defilady przewożono na samochodach ciężarowych. W skład motorowego baonu wchodziły trzy kompanie strzeleckie oraz kompania cekaemów (á 9 ckm), łącznie 372 oficerów i żołnierzy. Do ich transportu wyznaczono 24 samochody ciężarowe PF 621, 13 motocykli oraz 1 samochód PF 508 „Łazik”.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia nr specjalny 1/2021