IWA OutdoorClassics
JAROSŁAW LEWANDOWSKI
IWA OutdoorClassics
– czterdziestolatek trzyma się mocno
Tegoroczna, już czterdziesta pierwsza IWA OutdoorClassics odnotowała kolejne rekordy frekwencyjne, ale liczbą nowości raczej nie powaliła na kolana – zwłaszcza w branży myśliwskiej, bo w strzeleckiej i „outdorowej” było lepiej.
Targi w Norymberdze obchodziły w tym roku 40-lecie, ale ponieważ ktoś się pospieszył z obchodami w zeszłym roku – pomylono 40. edycję z 40. rocznicą istnienia – w tym akcentów rocznicowych nie było. Było za to kilka wspomnianych już rekordów: 1343 wystawców, pochodzących z 54 krajów (w tym piętnastu z Polski, co też jest rekordową liczbą) zaprezentowało swoje stoiska 39 244 zwiedzającym, którzy przyjechali z 122 krajów. Wszystkie wymienione liczby były najwyższe w dotychczasowej historii imprezy, która w dodatku rozlała się już na dziewięć hal norymberskiego centrum wystawienniczego.
Za rok szykuje się hala dziesiąta, co czyni targi – wciąż tylko czterodniowe – bardzo poważnym wyzwaniem dla nóg zwiedzających (i ich umiejętności planistycznych, bo trzeba tak zorganizować marszrutę, żeby obejrzeć jak najwięcej, ale nie paść z wycieńczenia).
IWA stopniowo zmienia charakter, co widać także w nazwie: skrót od Internationale Waffen Ausstellung (międzynarodowa wystawa broni) uzupełniono wpierw o człon „& Outdoor Classics” (w wolnym tłumaczeniu: aktywny wypoczynek na łonie przyrody), a teraz odrzucono łącznik „i”, podkreślając spójność konwencji – a skrótu IWA nie rozwija się już od dawna, bo broń jest be, a łono przyrody cacy. Choć z drugiej strony od kilku lat rośnie oferta „taktyczna”, tu nakierowana raczej na dynamiczne konkurencje sportów strzeleckich oraz airsoft, niż na państwowe służby uzbrojone, czy (apage, Satanas!) wojsko. Jak to się w przyszłości wyklaruje, czas pokaże, na razie każdy znajdzie coś dla siebie. Poniżej krótka (i subiektywna) prezentacja najciekawszych nowości branży myśliwsko-strzeleckiej.
Browning Maral
Najnowszy sztucer Browninga jest interesujący pod kilkoma względami – przede wszystkim jako nowinka techniczna, czy raczej „systemowa”. Maral jest bowiem pierwszym na świecie karabinem... półtorataktowym. Obsługa broni przy strzale sprowadza się do odciągnięcia zamka przed strzałem do tylnego skrajnego położenia, a następnie puszczenia go swobodnie. Napięta podczas odciągania zamka sprężyna powrotna zamyka zamek, wybierając po drodze nabój z magazynka. Ryglowanie odbywa się poprzez obrót zamka, wyposażonego w siedem niesymetrycznych występów ryglowych. Po strzale, albo żeby rozładować broń, znów odciągamy zamek (a w zasadzie suwadło, bo sam zamek ma postać niewielkiego obrotowego elementu umieszczonego w suwadle właśnie, i ryglującego się bezpośrednio w komorze ryglowej lufy). Trochę przypomina to strzelanie z broni samopowtarzalnej, która z jakiegoś powodu nie działa prawidłowo i trzeba ją za każdym razem ręcznie przeładować. Co ciekawe, po wyczerpaniu nabojów z magazynka odciągnięte suwadło pozostanie w tylnym położeniu, zapięte na zaczepie uruchomionym przez donośnik pustego magazynka. Jeśli teraz zmienimy magazynek na pełny, i lekko odciągniemy rączkę suwadła, to spadnie ono z zaczepu, wprowadzając nowy nabój do komory nabojowej lufy i broń szybko odzyska możliwość dalszego strzelania.
Po co komu taki „system”? Odpowiedź jest dość banalna: chodzi o nieżyciowe przepisy, które jak widać nie są tylko polską specjalnością. Wiele krajów ogranicza pojemność magazynków sztucerów samopowtarzalnych, albo warunkuje ich posiadanie (sztucerów, nie magazynków) od spełnienia jakiś dodatkowych przesłanek. A na przykład w Wielkiej Brytanii w ogóle nie wolno mieć sztucerów samopowtarzalnych. Tymczasem Browning Maral to broń powtarzalna, z której można strzelać niewiele wolniej, niż z samopowtarzalnej na taki sam nabój – owszem, trochę wolniej, ale jednak szybciej niż ze sztucera powtarzalnego z zamkiem dwutaktowym, o zamku czterotaktowym nie wspominając. Co ważne, a może nawet ważniejsze, sztucer ten ma wymienny magazynek, i dostępne są do niego także magazynki o większej pojemności – te mniejsze mieszczą 3 lub 4 naboje (zależnie od kalibru), te większe nawet do 10 nabojów. Niestety, większe magazynki obudowano od dołu plastikowymi ergonomicznymi osłonami, co znakomicie utrudnia ich przenoszenie (bo stają się przez te osłony pękate i niezgrabne) i szybkie podpięcie do broni, co trochę zaprzecza wcześniej opisanym zaletom – ale zapewne jest zdaniem projektantów ładniejsze i mniej psuje szlachetną linię Marala.
Sztucer jest ładny, zgrabny i składny, a sądząc z zastosowanych przyrządów celowniczych typu Battue jego zasadniczym żywiołem mają być polowania zbiorowe. Nabywca ma do wyboru pięć nabojów: nieśmiertelny .30-06 Springfield, najbardziej uniwersalny .308 Winchester, nieco chyba zbyt mocny jak na ten rodzaj broni .300 Winchester Magnum oraz typowo zbiorówkowy 9,3 mm × 62. Komorę zamkową wykonano ze stopów aluminium, a lufę odciążono wzdłużnym ryflowaniem, przez co broń jest stosunkowo lekka (3,1 kg). Całości dopełnia poręczny, niewielki kuferek – Browning Maral jest bowiem łatwo demontowalny, a jego składanie / rozkładanie jest dziecinnie proste (choć wymaga użycia narzędzia: imbusowego klucza, który jest dostarczany wraz z bronią).
Pełna wersja artykułu w magazynie Strzał 5-6/2014