Jak wykuwano Fall „Weiß” Część 1

Robert Michulec
Proces opisywania II wojny światowej w Polsce zainicjowano zaraz po oficjalnym zakończeniu wojny w maju 1945 roku. Jego główne zręby ukształtowano dosłownie na przestrzeni kilku lat, opierając się na dogmatach polskiej propagandy z czasów wojny czy sprzed Września 1939 roku. W nowej, już naukowej wizji czasów minionych Polska pozostawała więc pierwszym krajem stawiającym opór agresorowi m.in. dlatego, że Niemcy przez cały okres międzywojnia planowały napastniczą wojnę właśnie przeciw Rzeczypospolitej, choćby z powodu ideologii Lebensraumu. W takiej wizji historii Polska musiała stać się pierwszą ofiarą nowego, iście nazistowskiego typu wojny – wojny totalno-błyskawicznej.
Od czasu wprowadzenia do obiegu pierwszych druków edukacyjnych na ten temat upłynęło już 65 lat. Wykute wówczas kanony trzymają się nadzwyczaj dobrze, mimo że przecież od dawna wiadomo, że pojęcia spoza nauk ścisłych dające ująć się w formę zwięzłej i przez to prostej definicji nie mogą mieć większego sensu, a przez to realnie po prostu nie istnieją. Dążenie do zdefiniowania za wszelką cenę każdego abstrakcyjnego pojęcia mającego w uniwersalistyczny sposób uporządkować nam świat jest siłą rzeczy ślepą uliczką. Jak to często bywa, pomysł na opisanie jakiegoś zjawiska w pewnym momencie odrywa się od niego i żyje własnym życiem. Tak jak właśnie przekonanie o wieloletnim planowaniu jakiejś specjalnej, bardzo nietuzinkowej wojny przeciw Polsce.
Klęska poniesiona w letniej ofensywie ententy latem 1918 roku nieodwracalnie zepchnęła Niemcy nad skraj przepaści. W obliczu konieczności podjęcia decyzji o kapitulacji w Berlinie zrodziła się kwestia w duchu iście hamletowskim: bić się dalej do ostatecznego upadku czy nie bić się już w ogóle.
Wilhelmińska Rzesza była wtedy mocno ściśnięta blokadą morską, zakotwiczona głęboko w zniszczonej Rosji, niezdolnej przez to do wyżywienia walczących Niemiec, pozbawiona rezerw ludzkich do prowadzenia dalszej wojny, a w końcu i militarnie niezdolna do powstrzymania na froncie kolejnej ofensywy ententy. Wszystko to mogło prowadzić do katastrofy, którą Niemcy, mając jeszcze pewne możliwości prowadzenia bieżących walk, mogli co najwyżej nieco odwlec w czasie. W efekcie odwleczenie sprowadziłoby się do przeniesienia na Niemcy wszystkich skutków wojny: ogromnych strat materialnych i zaprowadzenia wojennego reżymu okupacyjnego, mocno ważącego następnie na możliwościach wynegocjowania warunków pokoju. Poddanie się więc wtedy, jesienią 1918 roku, wciąż jeszcze na terenie przeciwnika i nadal dysponując zorganizowaną armią chroniącą przed chaosem powstałym wskutek potencjalnego załamania się jej później w akcji, pozwalało ograniczać skalę nieuchronnych już strat własnych.
Kalkulacje tego typu szybko okazały się mrzonką. Pokój po części wynegocjowany, a w dużym stopniu narzucony Niemcom w 1919 roku, przyniósł daleko idące konsekwencje, których latem-jesienią 1918 roku nie dostrzegano. Największy problem stanowiły żądania ententy całkowitego rozbrojenia Niemiec – materialnego, organizacyjnego i ludzkiego. I to nie jedynie na okres powojenny, w związku z koniecznością poddania kraju, lecz w ogóle, na czas nieokreślony. Było to wydarzenie właściwie bez precedensu. Żadne państwo przegrywające wcześniej wojnę nie byłoby w stanie istnieć bez własnej armii, więc warunków takich właściwie nie stawiano w traktatach pokojowych, ograniczając się do zagarnięcia ziem czy bogactw strony przegranej. Tymczasem w 1919 roku Niemcy musieli zaakceptować wolę zwycięzców ograniczenia armii do zaledwie 100 000 ludzi (nie licząc Floty), a także komisję rozbrojeniową do nadzorowania fizycznego niszczenia uzbrojenia. Tym samym Niemcy na lata stawały się państwem bezbronnym i otwartym dla obcej interwencji. W 1923 roku Litwini zajęli Kłajpedę, a Francuzi wkroczyli do Nadrenii, mimo że już w Traktacie Wersalskim ustalono utworzenie na tamtejszym terenie strefy zdemilitaryzowanej pod kontrolą Francuzów, Polacy natomiast w latach 1921-1923 co rusz dokonywali powstań na Śląsku. Słabość Niemiec była tak krzycząca, że ententa musiała zaakceptować ideę tworzenia „wojsk wewnętrznych” do walki z ruchawkami komunistycznymi i do obrony niektórych wschodnich granic Niemiec.
Pełna wersja artykułu w magazynie TW Historia nr specjalny 2/2017