Japońskie krążowniki ciężkie typu Takao. Część 2

Sławomir J. Lipiecki
Krążowniki ciężkie typu Takao były naturalną ewolucją udanych jednostek typu Myōkō, z wyraźnie potężniejszym uzbrojeniem torpedowym oraz rozbudowanymi do granic możliwości stanowiskami obserwacyjnymi w nadbudówce dziobowej. Obie zmiany nie wyszły tym okrętom na dobre i praktycznie do końca służby (mimo modernizacji) z tego powodu borykały się z problemami statecznościowymi. Ich przeciążenie wynikało z niedoszacowania na etapie projektowania mas poszczególnych urządzeń oraz ich fatalnego wykonania.
Wszystkie cztery krążowniki wzięły aktywny udział w wojnie na Pacyfiku, przy czym Chōkai, praktycznie zaraz po ataku powietrznym na amerykańską bazę w Pearl Harbor (7 grudnia 1941 r.), działał w okrętowej grupie zadaniowej przewidzianej do konfrontacji z brytyjskim pancernikiem HMS Prince of Wales oraz krążownikiem liniowym HMS Repulse – na szczęście dla załogi Chōkai do starcia nie doszło, gdyż obie jednostki Royal Navy zostały zatopione przez lotnictwo bazowania lądowego w bitwie pod Kuantanem 10 grudnia 1941 r. Generalnie trzeba przyznać, że w początkowej fazie wojny japońskie krążowniki ciężkie typu Takao miały naprawdę dużo szczęścia – i to nawet podczas starć, które udowodniły ich słabe strony.
System kierowania ogniem
Skuteczność prowadzenia ognia zależy nie tylko od konstrukcji samych armat, ale również od przyrządów celowniczych i załogi. Japońskie krążowniki wyposażono w wyśmienitej jakości – być może najlepsze w tym czasie na świecie – dalmierze i inne przyrządy optyczne do prowadzenia ognia przeciw okrętom. Przeliczniki artyleryjskie były już jednak dużo gorsze od alianckich, a wyposażenie radarowe praktycznie nie istniało i pozostawało daleko w tyle za np. amerykańskim. Kluczowe jednak okazały się brak pełnej synchronizacji poszczególnych elementów systemu kierowania ogniem oraz kłopoty ze stabilizacją. Japońskie jednostki nie dysponowały systemem zdalnego naprowadzania uzbrojenia na cel (remote power control, RPC), przez co np. efektywne strzelanie podczas jednoczesnego manewrowania nastręczało sporo trudności lub okazywało się całkowicie niemożliwe. Co jednak najważniejsze, choć poszczególne elementy japońskich układów kontroli ognia były (na ogół) bardzo wysokiej klasy, to sam system strzelania pozostawał wciąż analityczny, co oznaczało m.in. strzelanie według danych wskazujących aktualne położenie celu, a nie jego przewidywaną pozycję w momencie dolotu pocisków. Mało tego, w Cesarskiej Flocie źle szkolono artylerzystów, panowała bowiem doktryna trafiania już za pierwszą salwą, zamiast regularnego, logicznego w praktyce wstrzeliwania się w cel. Ten sam problem występował zresztą także (a może przede wszystkim) w kontekście skuteczności prowadzenia ognia przeciwlotniczego. Tu dochodziły wszakże jeszcze kwestie związane z niedostateczną stabilizacją, brakiem odpowiedniej amunicji oraz zbyt małą liczbą samych stanowisk kierowania ogniem. W rezultacie nawet najstarsze amerykańskie krążowniki uzyskiwały w strzelaniu przeciwlotniczym dużo lepsze rezultaty niż największe japońskie typu Takao.
Generalnie wymierne sukcesy udawało się osiągnąć tylko w przypadku starć nocnych, na bardzo małych odległościach, często znacznie poniżej 9000 m, gdzie japońskich artylerzystów poza wyśmienitą optyką wspierały także smugi silnych, elektrycznie sterowanych reflektorów bojowych. Nie bez znaczenia było jednak tutaj wspomniane wcześniej wojenne szczęście (oparte zwykle na kompletnym zaskoczeniu przeciwnika), towarzyszące marynarzom Kraju Kwitnącej Wiśni w pierwszej fazie wojny na Pacyfiku. Nawet podczas rozegranej po mistrzowsku (pod względem taktycznym, bo fatalnie pod względem operacyjnym) przez wiceadm. Gun’ichi Mikawy bitwy koło wyspy Savo 9 sierpnia 1942 r. równie dobrze mogło dojść u Japończyków do tragedii. Amerykańskie krążowniki ciężkie, mimo kompletnego zaskoczenia, zadały bowiem nieco strat zespołowi Mikawy, przy czym on sam cudem tylko uniknąłśmierci, gdy pocisk kal. 203 mm z USS Vincennes (CA-44) eksplodował w kabinie operacyjnej (tuż za słabo chronionym na japońskich okrętach GSD, gdzie znajdował się admirał), zabijając na miejscu cały japoński sztab.
Gdy dochodziło do bardziej „konwencjonalnych” starć (np. za dnia), japoński system kierowania wykazywał aż nadto dobitnie swoje słabości. Na przykład podczas bitwy w pobliżu Wysp Komandorskich 27 marca 1943 r. dysponujące już mocno zmodernizowanym i zaktualizowanym systemem kierowania ogniem krążowniki ciężkie Maya (typu Takao) i Nachi (typu Myōkō) przez około trzy godziny prowadziły mało skuteczny ogień do samotnego, najstarszego amerykańskiego krążownika ciężkiego USS Salt Lake City z dystansu ok. 18–19 km. Japońskie okręty zużyły przy tym większość amunicji (odpowiednio po 707 i 904 pociski kal. 203 mm), uzyskując zaledwie pięć bezpośrednich trafień w amerykański krążownik oraz trzy dalsze w osłaniające go niszczyciele, i to mimo idealnych wręcz warunków do optycznego kierowania ogniem (bardzo dobra widoczność, niski stan morza). Bezużyteczne okazały się przy tym torpedy, których odpalono aż 43 (w tym 24 z samych tylko krążowników ciężkich). Obie japońskie jednostki zostały podczas bitwy uszkodzone (wystąpiły także poważne awarie w systemach zasilania), a ponieważ skończyła się amunicja, musiały ostatecznie zawrócić, co praktycznie położyło na obie łopatki całą operację.
Nie lepiej (jeśli nie gorzej) wypadły później okręty Teikoku Kaigun podczas bitwy pod Samar 25 października 1944 r., gdzie poza niecelnością własnego ognia (choć tu – ku zaskoczeniu samych Japończyków – same salwy zgrupowane były bardzo dobrze) do głosu doszła wrażliwość na uszkodzenia. W wyniku amerykańskiej kontrakcji krążownik ciężki Chōkai trafiony został kilkoma pociskami kal. 127 mm z lotniskowca eskortowego (!) USS White Plains (CVE-66). Słabe opancerzenie spowodowało, że nawet tak niewielki kaliber wyrządził poważne szkody, gdyż okręt wytracił prędkość, a z akcji została wyłączona wieża nr 2. Szkód dopełniła, nieco później, półprzeciwpancerna bomba lotnicza o masie 227 kg (500 lbs). Wybuchły pożary, z którymi niejako już tradycyjnie Japończycy nie potrafili sobie poradzić. Ogień dotarł wkrótce do wyrzutni torped, doprowadzając do ich spektakularnej eksplozji i – w konsekwencji – zdemolowania całego okrętu. Wypalony, dryfujący wrak został następnego dnia dobity torpedami przez niszczyciel Fujinami.
W pierwotnym zestawie do kierowania ogniem krążowników ciężkich typu Takao na dachu głównej nadbudówki oraz na rufie (na dachu hangaru) znajdowały się bazowe dalocelowniki 14-Shiki. Każdy z nich sprzężony był ze stereoskopowym dalmierzem 14-Shiki o bazie optycznej 4,5 m. Ponadto wieże armat artylerii głównej nr 1, 2 i 4 posiadały własny dalmierz stereoskopowy 14-Shiki o bazie optycznej 6 m. Do kierowania ogniem armat artylerii pomocniczej używano dwóch dalocelowników 91-Shiki, zainstalowanych po obu stronach przedniej nadbudówki. Z kolei prowadzenie ognia do celów powietrznych odbywało się za pomocą dalmierzy 14-Shiki o bazie optycznej 3,5 m, umieszczonych na platformach górnego pomostu nawigacyjnego oraz dachu hangaru. Ogień lekkiej artylerii przeciwlotniczej dodatkowo wspomagany był przez kilka dalmierzy o bazie optycznej 1,5 m, również znajdujących się na platformach przedniej nadbudówki. Strzelanie torpedami odbywało się według wskazań urządzeń pomiarowych 89-Shiki, umieszczonych obok dalocelowników artylerii średniej.
Do walki nocnej (lub przy bardzo złej widoczności) używano – oprócz dalocelowników i dalmierzy – także specjalnych reflektorów bojowych. Na platformach umieszczonych po bokach kominów zainstalowano cztery sterowane manualnie reflektory typu SU, które dość szybko wymieniono na o wiele lepsze, wspomagane elektrycznie 92-Shiki o średnicy lustra 110 cm każdy. Ich praktyczny zasięg dochodził maksymalnie do 6000 m, a przy koncentracji snopów światła z dwóch reflektorów – nawet do ok. 8000 m. Natężenie światła (strumienia świetlnego) wynosiło 12 800 luksów. Urządzenia do naprowadzania reflektorów znajdowały się na platformach dziobowej nadbudówki, tuż przy stanowiskach kierowania ogniem artylerii głównej.
Podczas modernizacji z lat 1938–1940 oryginalne dalmierze 4,5 m i 3,5 m wraz z dalocelownikami zastąpiono nowymi stanowiskami kontroli ognia 94-Shiki. Jedno zainstalowano na dachu przedniej nadbudówki, a drugie – tuż za drugim kominem. Z dachu wieży nr 1 wymontowano dalmierz 6 m i przeniesiono go na nową platformę na szczycie głównej nadbudówki. Dodano również dalocelowniki 92-Shiki Sokutekiban. Część stanowisk kierowania ogniem artylerii średniej przeniesiono na szczyt nadbudówki, wspomagając jednocześnie ich pracę dwoma nowymi dalocelownikami 91-Shiki HA. Do naprowadzania zainstalowanych armat przeciwlotniczych 96-Shiki kal. 25 mm pomiędzy kominami zamontowano dwa dalocelowniki 95-Shiki (zdecydowanie za mało, by skutecznie kontrolować kierowaniem ognia tak wielu armat przeciwlotniczych). Całkowicie wymieniono system służący do obsługi broni podwodnej. Zainstalowano dwa urządzenia pomiarowe 93-Shiki Sokutekiban, dwa dalocelowniki 91-Shiki Gata 3 i dwa panele kontrolne 92-Shiki na platformie kompasowej przedniej nadbudówki. Na szczycie nowego, trójnożnego masztu rufowego znalazła się centrala do kierowania uzbrojeniem torpedowym, na której m.in. zamontowano panele kontrolne 92-Shiki, umożliwiające naprowadzanie torped na cel z dystansu aż 30 000 m.
Co jednak najważniejsze, mieszczącą się na wysokości przedniej nadbudówki, poniżej głównego pokładu pancernego, główną centralę kierowania ogniem artylerii wyposażono w usprawnione konżugatory analogowe 92-Shiki LA dla prowadzenia ognia do celów nawodnych, 91-Shiki HA – dla prowadzenia ognia do celów powietrznych oraz 93-Shiki – do naprowadzania torped. Za ich opracowanie odpowiedzialne były zakłady Aichi Clock Company. Prototyp 92-Shiki ujrzałświatło dzienne w 1932 r., miał więc blisko 20 lat zapóźnienia wobec pierwszego tego rodzaju urządzenia produkcji amerykańskiej. I choć w znacznym stopniu usprawnił kierowanie ogniem artylerii głównej japońskich krążowników, to okazał się mocno przestarzały na tle konkurencji zza oceanu. Dużo późniejszy model 98-Shiki, który ostateczne trafił na pancerniki typu Yamato, był nieco bardziej zaawansowany, aczkolwiek wciąż nijak się miał do analogicznych konżugatorów US Navy (np. Mk 1A czy Mk 8). Strzelanie pozostało więc na poziomie systemu analitycznego, kierowanego z pozycji głównego dalocelownika na topie nadbudówki oraz – w razie wyższej potrzeby – zapasowego na rufie. Te ustalały dane o celu (przy czym same dalmierze mierzyły odległość) i przekazywały je do konżugatorów. Co ciekawe, japońskie urządzenia 92-Shiki, a nawet te nowsze 98-Shiki, wymagały aż siedmiu wysoce wykwalifikowanych ludzi do ich prawidłowej obsługi. Otrzymane wyniki, wsparte danymi meteorologicznymi i/lub danymi z poprzednich salw, były prezentowane na Tablicy Kierowania Ogniem Dreyera, a następnie ponownie wędrowały do dalocelowników, stamtąd zaś – bezpośrednio do wież. Dzięki prowadzeniu ognia przy wsparciu urządzeń 92-Shiki znacznie wzrosło prawdopodobieństwo trafienia przy prowadzeniu ognia salwami (choć w japońskiej praktyce strzelała tylko jedna armata każdej wieży) po naciśnięciu centralnego mechanizmu spustowego.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 1-2/2025