Jedyne włoskie superdrednoty – pancerniki typu Littorio. Cz. 2

Sławomir J. Lipiecki
Kontynuując opis konstrukcji włoskich typu Littorio, tym razem skupimy się na ich biernej ochronie podwodnej, uzbrojeniu, układach kierowania ogniem (wraz z systemami obserwacji technicznej) oraz wyposażeniu dodatkowym. Przedstawimy także, jak to wszystko działało w praktyce i jak dalekie było od założeń teoretycznych projektantów.
Ochrona podwodna
Najbardziej kontrowersyjnym elementem konstrukcji włoskich pancerników typu Littorio był ich bierny system ochrony podwodnej części kadłuba. Badacze tematu do dziś nie są jednomyślni co do oceny jego faktycznej skuteczności, skupiając się przy tym wyłącznie wokół zaimplementowanego wzdłużnego układu SPS (Sistema di Protezione da Siluro) autorstwa wiceadm. inż. Umberto Pugliese. Takie podejście do tematu wynika przede wszystkim z niezrozumienia, na czym polega bierny system ochrony podwodnej „all-in-all”. Przede wszystkim układ grodzi wzdłużnych (lub – jak w tym przypadku – cylindra i grodzi) to zaledwie jeden z elementów systemu (i szeroko pojętego zagadnienia związanego z walką o żywotność okrętu), a nie część nadrzędna. Z technicznego punktu widzenia analizę należy zatem rozpatrywać osobno pod kątem oceny biernego systemu ochrony podwodnej jako całości, układu ochrony podwodnej burty oraz samej idei przyjętego rozwiązania w postaci cylindra. Ponadto dochodzi jeszcze ocena, jak przyjęte rozwiązania sprawdziły się w praktyce z wojskowego punktu widzenia.
Na wstępie warto omówić, jak prezentował się ów system (jako całość) na typie Littorio. Ochronę podwodną tych okrętów tworzyły 22 poprzeczne grodzie główne, z czego tylko 7 sekcyjnych, tj. ciągnących się praktycznie od pokładu wodoszczelnego do górnego. Grubość grodzi sekcyjnych wynosiła 14-15 mm stali ER, natomiast pozostałych – już tylko 10 mm. Zastosowano potrójne dno o łącznej głębokości 2,4 m, przy czym poszycie pierwszego (zewnętrznego) miało grubość 17-15 mm stali ER, drugiego – 10 mm, a trzeciego (będącego zarazem pokładem wodoszczelnym) – 7-9 mm. Ponieważ jedynie część zbiorników (i to wyłącznie dna pierwszego) przewidziano pod kątem składowania w nich cieczy (a konkretnie wody użytkowej lub pitnej), z punktu widzenia ochrony biernej zastosowanie potrójnego dna nie miało w tym konkretnym przypadku większego sensu i w praktyce stanowiło tylko zbędny balast (nie rzutowało także w istotny sposób na zasięg operacyjny, gdyż prawie nie było w nim zbiorników paliwa). W jego centrum, wzdłuż osi symetrii kadłuba, zamontowano główny kanał dystrybucji energii elektrycznej. Nie był on zdublowany, wobec czego jego przerwanie oznaczało w praktyce pozbawienia pancernika niemal całego zasilania. Co gorsza, rozrzutne szafowanie wypornością spowodowało, że wielu newralgicznych urządzeń (w tym m.in. pomp) nie udało się zmieścić w cytadeli, co czyniło je bardziej narażone na zniszczenia, a to mogło istotnie wpływać na walkę o żywotność okrętu w razie odniesienia rozległych uszkodzeń.
Generalnie okręty dysponowały dwoma pompami parowymi o wydajności 60 t/h każda, czterema pompami elektrycznymi o wydajności 150 t/h każda oraz ośmioma pompami przenośnymi. Posiadały 11 zaworów dennych, z czego 3 przypadały na komory amunicyjne. Była to liczba niewystarczająca, szczególnie że pancerników nie wyposażono w system spryskiwaczy. Pomijając znacznie większe ryzyko eksplozji, spowodowało to przykre następstwo w postaci niemożności osuszenia komór i innych pomieszczeń w morzu (zalanie przedziałów za pomocą kingstonów było nieodwracalne). Powstałe w ten sposób przechyły i przegłębienia miały korygować zbiorniki szczytowe dziobu i rufy oraz system balastowy, złożony ze specjalnych zbiorników znajdujących się powyżej burtowego systemu przeciwtorpedowego.
Kolejne właściwości konstrukcji systemu ochrony biernej włoskich superdrednotów wynikały już bezpośrednio z przyjętych rozwiązań układu burtowego. Był nim wspomniany SPS, zwany popularnie Pugliese od nazwiska konstruktora. Odpowiadał on zresztą za cały projekt włoskich pancerników. Jako osoba bezkompromisowa na siłę forsował własne wizje tych okrętów, co ostatecznie skutkowało ich niezbalansowanymi cechami oraz (niejednokrotnie) niesprawdzonymi rozwiązaniami. Tak było w przypadku układu SPS, którego nigdy wcześniej nie przetestowano i niejako „w ciemno” wprowadzono najpierw na przebudowane stare drednoty, a następnie na najnowsze pancerniki typu Littorio. Co ciekawe, inżynierowie z Ansaldo uważali za bezkonkurencyjny wielowarstwowy system amerykański (choć nie znali jego szczegółów, np. co do systemu aktywnej wymiany cieczy LLS) i zdecydowanie optowali za wprowadzeniem na superdrednoty układu pięciu lekkich grodzi wzdłużnych ze zbiornikami paliwa wewnątrz. Umberto Pugliese pozostał jednak przy swoim.
System polegał na wprowadzeniu do kadłuba dwuwarstwowego cylindra o średnicy 3,8 m, który miał ciągnąć się wzdłuż obu burt w obrębie cytadeli pancernej. Zewnętrzną warstwę tworzyła jego obudowa w postaci zbiorników wypełnionych paliwem (mazutem) z poszyciem o grubości 40-25 mm stali ER. Z kolei wnętrze stanowił zasadniczy, pusty cylinder ze stali ER o grubości 7 mm. Całą tę konstrukcję dodatkowo obudowano lekką, ugiętą grodzią wzdłużną o grubości 15 mm stali ER, od tyłu zabezpieczoną dodatkowo prostą grodzią szczelną o grubości 7-9 mm stali ER. Między obudową a cylindrem znajdowało się bardzo wiele połączeń i wzmocnień strukturalnych, czyniąc całą konstrukcję wyjątkowo skomplikowaną. Co więcej, sam cylinder nie był monolitem (w kierunku dziobu i rufy zmniejszał średnicę do 2,28 m). Generalnie na śródokręciu, na owrężu, cały układ (wliczając w to gródź wewnętrzną) miał głębokość aż 7,22 m z każdej burty i teoretycznie powinien w pełni chronić przed efektem kontaktowych eksplozji głowic torpedowych zawierających 350 kg (770 lb) czystego TNT. W praktyce jednak układ burtowy nie działał jak należy, a wręcz okazał się szkodliwy dla tych okrętów. System ochrony przeciwtorpedowej należy jednak analizować jako całość, a nie pod kątem jego poszczególnych elementów.
Istotną wadą układu burtowego były także jego ograniczenia w kontekście przestrzeni jakie chronił. Praktycznie ciągnął się on jedynie wzdłuż głównej cytadeli, czyli od barbety wieży artylerii głównej nr 1 do barbety wieży nr 3. Poza nimi nie umieszczono żadnych grodzi przeciwtorpedowych i bardzo niewiele poprzecznych, a trzeba pamiętać, że niechronione sekcje dziobowe i rufowe włoskich pancerników stanowiły niemal 50 proc. ich długości całkowitej. Na dodatek przedziały w tych rejonach cechowały się sporą kubaturą oraz znaczną liczbą przejść (a więc włazów) o wątpliwej, jak się później miało okazać, jakości wykonania. Kolejnym mankamentem był nieudany system wentylacji, a konkretnie konstrukcja pokryw zabezpieczających jego ościeżnice, które okazały się źle zaprojektowane, wykonane i w konsekwencji nieszczelne, co szczególnie wyszło na jaw podczas brytyjskiego ataku na Tarent w nocy z 11 na 12 listopada 1940 r. Przecieki w systemie wentylacji (oraz miejscami także w połączeniach strukturalnych, co wynikało z wadliwego wykonawstwa) i niczym niechronione pomieszczenia o znacznej kubaturze na dziobie stały się bezpośrednim powodem poważnych uszkodzeń Littorio. Inną przykrą konsekwencją przyjęcia konkretnych rozwiązań w SPS było drastyczne ograniczenie przestrzeni użytkowej wewnątrz kadłuba oraz brak możliwości zastosowania wyższego pancerza burtowego, co wyjątkowo mocno narażało okręty na tzw. pociski nurkujące czy nawet pospolite „niedoloty”. Inżynierowie z koncernu Ansaldo wyraźnie podkreślali, że wprowadzenie systemu warstwowego (nawet bez możliwości aktywnej wymiany cieczy) dałoby o wiele większą odporność na eksplozje podwodne i przy tym pozwoliło zwiększyć w sposób istotny ochronę pancerną (znacznie wyższy pas burtowy) oraz ilość zabieranego w morze paliwa (większy zasięg operacyjny przekładający się zarazem na autonomiczność).
Skrajnie naiwnym było przy tym założenie, że w warunkach wojennych eksplozje głowic torpedowych czy też min zawsze nastąpią zgodnie z projektem, tj. w idealnych okolicznościach. Owszem, raz do tego doszło, ale także w tym przypadku z nieciekawym skutkiem dla storpedowanego pancernika. W grudniu 1941 r. podczas operacji M.41 Vittorio Veneto otrzymał trafienie pojedynczą torpedą z salwy wystrzelonej przez brytyjski okręt podwodny HMS Urge. Głowica o masie 340 kg TNT (750 lbs) eksplodowała centralnie na środku cylindra systemu SPS, na wysokości wieży artylerii głównej nr 3, a więc w idealnych (niemal laboratoryjnych) warunkach z punktu widzenia jego projektu. Jedyny mankament tego miejsca polegał na tym, że sam cylinder miał w tym miejscu nieco mniejszą średnicę, bo 2,28 m, ale za to cały układ był tam dodatkowo wsparty wzmocnioną grodzią chroniącą komory amunicyjne. W wyniku eksplozji cylinder uległ przebiciu i zniekształceniu. Spenetrowane zostały także wszystkie grodzie, a siły udarowe zniszczyły połączenia strukturalne kadłuba na znacznej długości i w konsekwencji do magazynów wieży natychmiast dostało się ponad 2700 ts wody, co wyłączyło z działania wieżę nr 3 (a także wieżę artylerii średniej nr 4). Z uwagi na to, że system burtowy nie miał możliwości łatwego kontrbalastowania (jak to ma miejsce w układach warstwowych), 300 ts wody zaburtowej, które wpompowano do zbiorników kompensacyjnych, pozwoliło jedynie zredukować przechył boczny do 1°, a przegłębienia na rufę w ogóle nie udało się skorygować. Prędkość maksymalna okrętu spadła z 28 do 23,5 w. Mimo że pływalność nie była zagrożona, kontynuowanie operacji uznano za niemożliwe i okręt skierowano do bazy. Pojedyncza torpeda spowodowała więc, że wielki – bo ponad 40 tys. tonowy – pancernik nie wykonał zadania, a na dodatek został na pewien czas wyłączony z działań. Remont trwał około dwa miesiące, a więc w sumie nie tak długo, jak na stosunkowo znaczny rozmiar uszkodzeń (i wysoki stopień skomplikowania konstrukcji okrętu), jednak wynikało to nie z możliwości łatwej naprawy układu SPS (wręcz przeciwnie!), ale po prostu z mocy przerobowych stoczni i jej priorytetów.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 7-8/2022