Jedzenie z plecaka

 


Michał Sistarski


 

 

 

Jedzenie z plecaka

 

 

Żołnierz, nie tylko przyszłości, aby działać, potrzebuje nie tylko munduru, broni, wyposażenia i sprzętu – przede wszystkim potrzebuje, jak każdy człowiek, żywności. W przeciwieństwie jednak do „przeciętnego Kowalskiego” na ogół pozbawiony jest on możliwości pójścia do sklepu czy restauracji i zdany wyłącznie na logistykę.


 


Od dawna, oprócz żywienia żołnierzy w warunkach polowych „z kotła”, zaopatruje się ich również w indywidualne racje żywnościowe, zwane dawniej „żelaznymi porcjami”. Dawno jednak odeszły w zapomnienie czasy, kiedy składały się na nią suchary z ciemnego chleba i „swinaja tuszonka” – współczesne racje żywnościowe są znacznie bardziej zróżnicowane i zapewniają odpowiednią ilość kalorii, niezbędną do prawidłowego funkcjonowania żołnierza na polu walki. Od niemal 20 lat w Wojsku Polskim używane były tzw. eski, czyli polowe racje żywnościowe, zaliczane do kategorii „suche”. Określenie to wzięło się z faktu, że nie oferowały one żadnych posiłków na ciepło, a ich podstawę stanowiły konserwy (dwóch rodzajów w każdej porcji) i suchary specjalne. Co prawda do zestawu dołączona była kawa lub herbata „instant” oraz zapałki, ale nie było w nich ani wody, ani żadnego podgrzewacza, na którym można by ją zagotować. Skład racji uzupełniały dodatki, jak: cukier, cukierek witaminizowany, guma do żucia, torebka foliowa czy papier toaletowy. Zestaw bardzo ubogi, nawet w porównaniu z racjami żywnościowymi typu C, używanymi przez armię amerykańską w czasach wojny w Wietnamie (chyba pierwsze „kompleksowe” racje żywnościowe na świecie), o współczesnych tego typu posiłkach nie wspominając. Od momentu, kiedy Wojsko Polskie zaczęło wystawiać kontyngenty w ramach misji stabilizacyjnych czy pokojowych oraz współpracować z armiami zachodnich sojuszników, polscy żołnierze zyskali możliwość zapoznania się z ich racjami żywnościowymi. Najczęściej mieli do czynienia z amerykańskimi MRE (Meal Ready to Eat) oraz francuskimi RCIR (Ration de Combat Individuelle Rechauffable). Warto zauważyć, że obie te racje prezentują zupełnie inne podejście do problemu żywienia żołnierza „z plecaka”. Żywność amerykańska jest bardzo trwała (nawet do 10 lat), może być przechowywana w różnych warunkach, ma dużo dodatków (napoje, słodycze, batony, ciasta, etc.), ale posiłki są naszpikowane chemią, przez co nie są specjalnie atrakcyjne pod względem smakowym (największym uznaniem cieszą się dodatki). Owszem, daje się je zjeść bez obrzydzenia, ale o wyszukanym smaku trudno w ich przypadku mówić – najlepszym sposobem na poprawę smaku jest sos tabasco albo przyprawy (de facto zabijające smak potrawy), dołączane do każdej racji. Cechą charakterystyczną jest sposób pakowania pożywienia – w wytrzymałe torebki z tworzywa sztucznego, pokrywane od wewnątrz warstwą aluminium oraz zastosowanie bezpłomieniowego podgrzewacza w formie tworzywowego rękawa z chemicznym ogrzewaczem wewnątrz, którego uruchomienie następuje po dodaniu niewielkiej ilości wody. Na dobę przewidziane są dwa pakiety dla każdego żołnierza. Menu zawiera 24 zestawy, w tym wegetariańskie. Francuzi swoje pożywienie pakują w puszki, ograniczając przy tym ilość chemicznych konserwantów, ale tym samym ograniczając trwałość (do 3 lat). Zestawów jest 14, ale są znacznie smaczniejsze i bardziej wyszukane, niż amerykańskie. W racjach jest również dużo dodatków (batony, gumy do żucia, czekolada, napoje, karmelki, etc.), a do podgrzewania stosowane są metalowe kuchenki i paliwo stałe. Na dobę przewidziano jedną rację. Między innymi na bazie powyższych doświadczeń i analizy światowych rozwiązań, mieszczący się w Rembertowie, Wojskowy Ośrodek Badawczo- Wdrożeniowy Służby Żywnościowej w 2006 roku podjął prace, które miały doprowadzić do opracowania nowoczesnych racji żywnościowych dla Sił Zbrojnych RP, zapewniających żołnierzom odpowiednią ilość kalorii oraz umożliwiających przygotowanie „w polu” gorących posiłków. Pożywienie miało być również trwałe, ale przedłużenie terminu przydatności do spożycia nie mogło łączyć się ze stosowaniem chemicznych konserwantów i zniekształcać smaku potraw. Prace zakończono w 2010 roku, o czym mogli przekonać się goście ubiegłorocznego Międzynarodowego Salonu Przemysłu Obronnego w Kielcach – na wystawie WOBWSŻ prezentowano nowe racje, a także oferowano poczęstunek skomponowany z ich składników. Ich efektem było opracowanie racji SRS i SRG. Dzięki uprzejmości komendanta WOBWSŻ, płk. Pawła Klera oraz jego zastępcy – ppłk. Dariusza Spychały, mieliśmy możliwość spróbować nowych żołnierskich posiłków „z plecaka”.

 

Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 1/2011

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter