Jeśli nie zdarzy się cud...Jeśli nie zdarzy się cud...
Wojciech Mazur
Jeśli nie zdarzy się cud...
Brytyjskie elity wojskowe wobec
szans polskiej obrony (wiosna-lato 1939 roku)
Mimo że od wydarzeń z września 1939 roku upłynęły już niemal trzy czwarte wieku, dyskusja dotycząca ich przebiegu oraz możliwych rozwiązań alternatywnych wciąż pozostaje żywa. Dowodem na to mogą być chociażby ostatnie publikacje na ten temat. Warto pamiętać, że wedle planów przygotowywanych wiosną czy latem 1939 roku zbliżająca się wojna miała mieć, z samej istoty układu sił, charakter koalicyjny. Potencjalnie interesująca może się więc wydawać próba przedstawienia wiedzy, którą o planach kreślonych przez polskich wojskowych posiadali sojusznicy Rzeczypospolitej oraz opinii formułowanych przez tych ostatnich na tej podstawie.
Należy zastrzec, że wspomniane opinie były formułowane przede wszystkim na podstawie informacji przekazanych przedstawicielom armii zachodnich aliantów w trakcie rozmów prowadzonych kolejno w Paryżu (z Francuzami) oraz Warszawie (z delegacją brytyjską) w drugiej połowie maja 1939 roku, a więc w okresie, gdy polskie koncepcje były już co prawda skrystalizowane, lecz nie w pełni jeszcze ujęte w ramy precyzyjnego wojennego planowania. Oczywistym jest też, że nie wszystkie zamysły wojskowych znad Wisły ujawniono sprzymierzeńcom z Zachodu. Część z nich zdecydowano się zachować w tajemnicy, tym bardziej, że i partnerzy w niektórych kwestiach zachowywali daleko idącą wstrzemięźliwość, nie zawsze chętnie dzieląc się swą wiedzą, lub też – jak miewało to miejsce w przypadku delegacji brytyjskiej – skrzętnie ukrywając brak tejże.
Trudno oczywiście się spodziewać, by bardziej rozbudowane oceny zamiarów strony polskiej można było znaleźć w protokołach międzysojuszniczych rozmów. Te ostatnie zasadniczo były bowiem poświęcone uzgadnianiu ogólnej, polityczno-militarnej strategii oraz dyskusjom na temat szeregu detali o znaczeniu technicznym. To właśnie głównie polityczne kwestie zdominowały podsumowujące konwersacje dokumenty, które zaczęto sporządzać w Paryżu, gdy tylko goście ze wschodu opuścili nadsekwańską stolicę. Problematykę czysto wojskową poruszano w tych materiałach stosunkowo rzadko – i w sposób raczej ogólny.
Nieco inaczej rzecz miała wyglądać w przypadku Brytyjczyków. Nie wiedzieli oni o świeżo pozyskanym sprzymierzeńcu zbyt wiele – teraz więc wykorzystywali każdą okazję, by porządkować i analizować nowo nabywane informacje. Rozmowy toczone nad Sekwaną przez delegację pod przewodnictwem gen. Tadeusza Kasprzyckiego obserwowali z zainteresowaniem, informowani o ich przebiegu szybko i – z nielicznymi wyjątkami – precyzyjnie przez ulokowanego w Paryżu attaché wojskowego, płk. Williama Frasera. Otrzymywana odeń korespondencja trafiała zarówno do Londynu, jak i zaabsorbowanej przygotowaniami do międzysztabowych rozmów ambasady w Warszawie – czasem wręcz, dla przyspieszenia obiegu informacji, z pominięciem londyńskiego przystanku. Seria polskobrytyjskich konferencji odbyła się w dniach 23, 24, 25 i 30 maja 1939 roku, zakończona zaś została podpisaniem w dniu 1 czerwca uprzednio zaaprobowanego przez obie strony oficjalnego protokołu; przewodniczący brytyjskiej delegacji, brygadier Emilius Clayton, opuścił Polskę lotem z Gdyni do Kopenhagi dopiero rano 3 czerwca. Z punktu widzenia analizowanej w niniejszym tekście problematyki bardziej interesujący był jednak sporządzony przez członków brytyjskiej misji i podpisany przez jej przewodniczącego raport końcowy. Powstał on wkrótce po powrocie delegatów do kraju i został opatrzony datą 12 czerwca. Już dwa dni później jego wstępna wersja stała się przedmiotem obrad Połączonego Podkomitetu Planowania Komitetu Obrony Imperialnej, zaś 15 czerwca została przesłana do Podkomitetu Szefów Sztabów, gdzie też niebawem poddano ją analizie.
Nim jednak przejdziemy do zawartych we wspomnianym raporcie treści, zasadne wydaje się odniesienie do innego dokumentu, który w tymże czasie stał się przedmiotem obrad obu wzmiankowanych Podkomitetów. Nie tylko bowiem z Polakami prowadzili wówczas Brytyjczycy międzysztabowe rozmowy. I – choć dla polskiego ucha rzecz może nie zabrzmieć miło – to nie Rzeczpospolitą uważano w Londynie za najbardziej pożądanego ze wschodnich sojuszników. Tę ostatnią rolę rezerwowano dla Turcji, państwa położonego na zupełnie przeciwnym biegunie projektowanego nad Tamizą (i Sekwaną) „drugiego frontu”, w rejonie nieporównanie bardziej dla Brytyjczyków istotnym, niż wciśnięta między Bałtyk i Karpaty Polska, pozbawiona przy tym w praktyce jakichkolwiek możliwości bezpośredniej kooperacji z Zachodem. Dysponującą sporym potencjałem Ankarę należało traktować z należnym respektem, w miarę możliwości szczerze jej przedstawiając własne oceny strategicznej sytuacji oraz spodziewanej ewolucji tej ostatniej. Podobny przegląd nie mógł zaś się odbyć bez szeregu odniesień do zagadnień polskich.
Pełna wersja artykułu w magazynie Poligon 1/2013