Kanonierki wiosłowe przeciwko żaglowcom cz. 2
Krzysztof Gerlach
Kanonierki wiosłowe
przeciwko żaglowcom
(część 2)
Różnorodność uzbrojenia
Chociaż typowa artyleria kanonierek obejmowała jedną do czterech ciężkich armat (zazwyczaj 24-funtowych), strzelających przed dziób lub za rufę, to pełny zestaw wykorzystywanych dział daleko wybiega poza ten prosty schemat. Wynikało to w pewnej mierze z konstrukcji i wielkości jednostek, przede wszystkim jednak z odmienności koncepcji ich użycia.
Kiedy podstawowym celem było przechwytywanie bądź niszczenie statków handlowych chronionych przez silną eskortę lub atakowanie pojedynczych okrętów żaglowych, zestaw typowy sprawdzał się najlepiej. Działając w dużych, zgranych zespołach kanonierki przy pomocy wioseł zajmowały pozycje w martwych strefach ognia żaglowców i bombardowały je ze znacznej odległości, same pozostając prawie bezkarne. Do obrony własnej z innych kierunków lub do wsparcia swojej artylerii głównej wykorzystywano też długie działa znacznie mniejszych wagomiarów, do 6-funtówek włącznie. Jednak gdy główne zadanie polegało na ogniowym wsparciu desantu, często wyżej stawiano ruchliwość, zdolność do podchodzenia jak najbliżej brzegu i szerokość strefy ognia, a nie jej głębokość. Wtedy wielkokalibrowe karonady sprawdzały się najlepiej, gdyż ich mała masa ograniczała zanurzenie, a ostrzał kartaczami mógł być niezwykle skuteczny przeciwko wrogiej piechocie i kawalerii stawiającej opór przy lądowaniu. Lekka broń o dużym wagomiarze wydawała się też najskuteczniejsza w sytuacjach, gdy przeciwnik musiał się i tak zbliżyć na małą odległość. Dlatego karonady pozostawały podstawowym uzbrojeniem wielu brytyjskich kanonierek budowanych z myślą o odparciu spodziewanej inwazji armii napoleońskiej. Francuskie jednostki desantowe były przeładowane żołnierzami, artylerią lądową i końmi, narażone na błyskawiczne zatonięcie przy większej fali na wodach kanału La Manche oraz nastawione na maksymalne wykorzystanie krótkiej chwili przed zaatakowaniem ich przez pełnomorskie okręty Royal Navy. Nie mogły sobie pozwolić na prowadzenie długotrwałego pojedynku artyleryjskiego z obrońcami, z dużej odległości. Musiały przeć do przodu najszybciej jak się dało, a więc większy zasięg ich długich dział nie miał znaczenia. Łódź brytyjska o wielkości z trudem pozwalającej na zainstalowanie jednej ciężkiej 24-funtówki, mogła zabrać zamiast niej trzy karonady 32-funtowe, zwiększając ciężar swojej salwy czterokrotnie! W tych warunkach mogło to być bardzo groźne dla atakującej piechoty, stłoczonej na pokładach niewielkich jednostek. Marynarki opóźnione we wprowadzaniu karonad wykorzystywały zamiast nich haubice, często zabierane wprost z artylerii lądowej, chociaż istniały też specjalne wersje morskie tych bardzo krótkich i lekkich dział strzelających granatami. Znane są plany konstrukcyjne jednej z hiszpańskich kanonierek użytych w obronie Kadyksu w lipcu 1797 r., uzbrojonych każda w pojedynczą haubicę 8-calową, prowadzącą ogień przez furtę, która powstawała po zdjęciu części dziobu.
Kanonierki chciano też wykorzystywać do ostrzeliwania, w dogodnych sytuacjach, dużych zespołów żaglowców zgromadzonych na ograniczonym akwenie (statków konwoju ściśniętych na redach, unieruchomionych ciszą okrętów stojących w słabo osłoniętych portach itp.). W takich przypadkach za najskuteczniejszy uważano stromotorowy ogień z moździerzy. Chociaż może się to wydawać niewiarygodne, na niektóre małe łodzie, w tym wiosłowe, rzeczywiście wstawiano moździerze w epoce, w której nawet liniowce i fregaty miały za słabą budowę do sprostania wstrząsom od wystrzałów z artylerii tego typu. Oczywiście na lekkich, wiosłowych kanonierkach delikatnej konstrukcji nie instalowano ciężkich moździerzy, dla potrzeb których powstała specyficzna kategoria okrętów moździerzowych. Podczas gdy te ostatnie uzbrajano w ważące do 5 ton egzemplarze 12/13-calowe, na jednostkach wiosłowych typowy był moździerz 8-calowy o masie 330-710 kg. Zdarzające się większe sztuki miały zwykle specyficzną konstrukcję – bardzo mała komora prochowa wymuszała niewielkie ładunki miotające, a zatem silną redukcję odrzutu przy wystrzale. W rezultacie dawało to takiej kanonierce szansę przetrwania ognia z własnej artylerii, ale poważnie ograniczało jego skuteczność. Wynikiem było dość rzadkie instalowanie owych moździerzy w praktyce – zazwyczaj występowały tylko na papierze.
Niektóre kanonierki wyposażano też w lekkie działka pomocnicze, do relingowych włącznie. Miały one charakter defensywny, umożliwiały obronę w nielicznych przypadkach odpierania ataków z kierunków, w których artyleria podstawowa nie mogła być skierowana, albo w trakcie ładowania armat głównych. Chapman przewidywał użycie takich działek także przeciwko wrogiej piechocie przeszkadzającej w wyładunku lub powrotnym załadunku sprzętu artyleryjskiego na nieprzyjacielskim brzegu.
Dla jednostek, na których rezygnowano z ciężkich dział o dużej donośności dla poprawienia dzielności morskiej i zwiększenia różnorodności akwenów operacyjnych, tego typu działania okazywały się często zgubne. Już przy planowaniu ataku na Kopenhagę w 1801 r. Brytyjczycy uznali, że ich brygi kanonierskie nie będą równorzędnym przeciwnikiem dla duńskich kanonierek, o ile nie zostaną dozbrojone w długie armaty 24-funtowe. Do transportu tej artylerii przez Morze Północne wyznaczono jednak okręty liniowe. Powtórzyło się to w wojnie z Danią rozpętanej w 1807 r. Brytyjskie brygi i slupy przepływały Morze Północne i operowały na całym Bałtyku, ale ich karonady o niewielkim zasięgu ognia wielokrotnie stawiały je na straconej pozycji w walkach z kanonierkami Duńczyków dysponującymi nielicznymi, lecz długimi działami. Już admirał Gambier zmuszony był zadbać o taką artylerię dla swoich lekkich sił, by mogły cokolwiek zdziałać. W następnych
dwóch latach ta nierównowaga się nasiliła – zwłaszcza na wodach Wielkiego Bełtu dochodziło do licznych demonstracji przewagi jednostek uzbrojonych w długie działa nad tymi, które polegały na karonadach. I znowu Anglicy zareagowali przez próbę lokalnego i czasowego dozbrajania brygów kanonierskich lub przez kojarzenie ich w eskorcie konwojów i osłonie kotwicowisk z liniowcami.
Pełna wersja artykułu w magazynie MSiO 9/2013