Karabinek M1

 


Leszek Erenfeicht


 

 

 

Karabinek M1:

 

Bohater mimo woli

 

 

Pionierami praktycznej realizacji idei broni na naboje pośrednie stali się nie pracujący nad nią od początku XX wieku Niemcy czy Rosjanie, lecz Amerykanie. Epokowa, przełomowa konstrukcja powstała jednak nie w celu wykorzystania zalet taktycznych takiej amunicji – lecz jako substytut pistoletu dla obozowych ciurów!xxx

 



W każdej nowoczesnej armii, uzależnionej od zaopatrzenia i obsługi technicznej, liczba żołnierzy wszelkiego rodzaju służb tyłowych (od kucharzy po kierowców wożących sprzęt kwatermistrzowski, plus inne wojska nieliniowe) przewyższała – i to nieraz wielokrotnie – liczbę walczących w pierwszej linii. Liniowy, czy nie – bez broni żołnierz jest nagi. W okresie międzywojennym uzbrojenie rosnącego logistycznego ogona po raz pierwszy stało się wyraźnie odczuwalnym problemem, a różne armie rozwiązywały go w różny sposób. Przewidywano uzbrojenie go w starsze modele karabinów i karabinków z zapasów magazynowych lub broń krótką. W Armii Stanów Zjednoczonych uznano, że uzbrajanie tyłowców w karabiny piechoty nie miałoby sensu, gdyż nie były one ich zasadniczym narzędziem pracy, a poza tym szanse na spotkanie wroga na zapleczu frontu bagatelizowano. W czasie wojny karabinów piechoty – zarówno nowoczesnych, jak i tych już mniej – zawsze brakowało, o czym Amerykanie przekonali się boleśnie w roku 1917. Dla armii stanu pokojowego zdolności wytwórcze Springfield Arsenal produkującego karabiny M1903 były wystarczające, ale po włączeniu się USA do wojny, dla powoływanych pod broń roczników poborowych brakowało podstawowego uzbrojenia, co opóźniło wejście znaczących sił amerykańskich do walki w Europie o niemal rok. Nawet to było możliwe tylko dzięki opracowaniu i wprowadzeniu do uzbrojenia w rekordowym czasie trzech miesięcy zamerykanizowanej wersji brytyjskiego karabinu P14, czyli Enfielda M1917, produkowanego w tej samej fabryce Remingtona w Eddystone, która wytwarzała je dla Brytyjczyków. Enfieldów powstało w ciągu półtora roku produkcji więcej, niż Springfield wypuścił karabinów M1903 przez lat 15! Mimo to po wojnie zostały za zaklasyfikowane jako „standard zastępczy” i do 1941 roku pozostawały w rezerwie mobilizacyjnej, uzbrojeniu Gwardii Narodowej i innych formacji lokalnych, np. organizowanej przez Douglasa MacArthura armii filipińskiej.

Oba systemy karabinów powtarzalnych miał zastąpić wprowadzony w roku 1936 7,62 mm M1 konstrukcji Johna C. Garanda (STRZAŁ 5/05). To był wielki przełom w dziedzinie broni strzeleckiej, pierwszy masowo wprowadzony karabin samopowtarzalny, mający nie uzupełniać jak uprzednio, lecz zastąpić karabiny powtarzalne w uzbrojeniu wojsk – ale jego pojawienie się też nie rozwiązało problemów z uz brojeniem tyłowców. Garand ważył ponad 4,5 kg i mierzył ponad metr długości, więc dla obsług sprzętu czy kierowców był za duży, za ciężki i absorbował zbyt wiele uwagi. Po zo stawało więc uzbrojenie ich w peemy lub broń krótką. Tyle tylko, że Armia dopiero w grudniu roku 1938 zakupiła pierwszą znaczącą partię Thompsonów (całe 900 sztuk!), a rozdawanie pistoletów i rewolwerów budziło spore kontrowersje w świetle Po pierwsze, Armia po prostu nie miała w swoich magazynach tylu sztuk broni krótkiej. W armii amerykańskiej broń krótka przysługiwała bardzo wielu żołnierzom (aż 60% stanu osobowego), co było pozostałością doktryny wojennej zbudowanej na doświadczeniach walk kawalerii z Indianami po wojnie secesyjnej. Niedostatek pistoletów i rewolwerów sprawił, że już w 1917 roku musiano się uciekać do wysyłania w pole żołnierzy z modelami przestarzałymi (Colt SAA), niedopracowanymi (przejmowane od Francuzów po przybyciu do Europy pistolety Cebra) lub pośpiesznie przerabianymi cywilnymi (Colt i S&W M1917). Prowadziło to do wypadków, trudności z zaopatrzeniem w części zamienne, amunicję i wielu innych kłopotów. Po drugie, celne strzelanie z krótkiej broni wymaga nieustannego treningu podtrzymującego tę umiejętność, a na to u „liczyportków” nie było zwykle ani czasu, ani chęci. Celne strzelanie z broni długiej, dającej użytkownikowi wielokrotnie dłuższą linię celowania i stabilniejsze oparcie w trzech punktach, jest znacznie łatwiejsze i prostsze do nauczenia. I po trzecie wreszcie, żołnierze każdej armii świata mieli od zawsze tendencję do „gubienia” pistoletów i rewolwerów, które są pamiątką z wojny nie tylko ciekawą, ale na doda - tek użyteczną. Po I wojnie światowej w armii amerykańskiej nie doliczono się ponad połowy broni krótkiej wydanej żołnierzom, podczas gdy w broni długiej i maszynowej odsetek strat nie przekraczał w tym samym okresie 12%. W związku z tym, w roku 1938 dowództwo amerykańskich wojsk lądowych zażądało od Departamentu Uzbrojenia, by ten zaopatrzył żołnierzy służb tyłowych i broni technicznych w karabin o bardziej odpowiadających ich potrzebom charakterystykach. Departament odmówił, argumentując, że zarówno nowy karabin M1 Garand jak i jego poprzednik, Springfield M1903, „w zupełności odpowiadają potrzebom pola walki i w istniejących warunkach nie zachodzi uzasadniona potrzeba ich wymiany czy nawet częściowego zastąpienia nowym wzorem”.

Rozwój wydarzeń toczącej się w tym czasie wojny w Europie, a zwłaszcza Blitzkrieg we Francji, w trakcie którego wielokrotnie dochodziło do kontaktów bojowych żołnierzy służb tyłowych z nacierającym dalekimi zagonami pancerno-motorowymi przeciwnikiem, skłonił jednak w końcu Departament Uzbrojenia do zmiany stanowiska. 15 czerwca 1940 roku na polecenie sekretarza wojny Henry’ego Stimsona przygotowano warunki konkursu na „lekki karabin” (Light Rifle) mający zastąpić broń krótką w jednostkach tyłowych. Konkurs ogłoszono 1 października, ale nadal nie było jasne, jaką amunicją ta broń ma strzelać. Wybór kalibru był oczywisty – dla oszczędności do produkcji luf służyć miało to samo oprzyrządowanie, na którym produkowano lufy do M1 i M1903, a więc kalibru 7,62 mm (0,30 cala, w nomenklaturze amerykańskiej „kaliber .30”). W tym kalibrze produkowano jednak tylko zbyt silne naboje karabinowe lub zbyt słabe pistoletowe. Jeżeli broń miała być samopowtarzalna, celna do 300 m, zasilana z dwurzędowego magazynka wymiennego o pojemności 5, 10, 20 i 30 nabojów., a mimo to zgodnie z wytycznymi ważyć maksymalnie 2,5 kg, to żaden z dostępnych nabojów kalibru zbliżonego do karabinu M1 się do niej nie nadawał. Poza jednym jedynym – .32 SL (7,65 mm x 33SR) Winchestera. doświadczeń poprzedniej wojny.

Pełna wersja artykułu w magazynie STRZAŁ 10-11/2011

Wróć

Koszyk
Facebook
Tweety uytkownika @NTWojskowa Twitter