Katar kolejnym użytkownikiem Rafale
Łukasz Pacholski
4 maja br. w stolicy Kataru, Dosze, odbyła się uroczystość podpisania umowy na zakup dla sił zbrojnych tego kraju wielozadaniowych samolotów bojowych Dassault Rafale wraz z bogatym pakietem dodatkowym. Podpisali ją prezydent Francji Francosi Hollande i emir Kataru Tamim ibn Hamad Al Sani. Wydarzenie to pokazuje, jak ważne dla programu Rafale było zdobycie pierwszego klienta eksportowego - Egiptu. Wydaje się, że decyzja władz w Kairze pozwoliła ostatecznie przełamać nieufność do Rafale w innych państwach, a drogą Egiptu i Kataru wkrótce mogą pójść Zjednoczone Emiraty Arabskie. Do podobnej uroczystości dojdzie też wkrótce w Indiach.
Sukces w Katarze…
Jeszcze na początku bieżącego roku nad wielozadaniowym samolotem bojowym Dassault Rafale widniało piętno konstrukcji, która pomimo wielu zalet ma jedną wadę – nikt jej nie chce kupić. Lista porażek była spora, wystarczy wymienić Brazylię, Maroko, Libię, Singapur, Szwajcarię, Oman czy Republikę Korei. Przeciągające się negocjacje w Indiach, związane z finalizacją programu MMRCA, powodowały że decydenci z Paryżu nerwowo rozglądali się za możliwością ograniczenia tempa produkcji w zakładach w Bordeaux-Mérignac na własne potrzeby, co zaowocowałoby wydłużeniem życia linii produkcyjnej, realizującej dotąd zlecenia wyłącznie na rzecz francuskiego lotnictwa i marynarki wojennej. W ciągu ostatnich czterech miesięcy sytuacja zmieniła się diametralnie. Można powiedzieć, że – paradoksalnie - Rafale jest obecnie najlepiej sprzedającym się samolotem w segmencie naddźwiękowych maszyn wielozadaniowych – dwa kraje złożyły już „twarde” zamówienia na 48 egzemplarzy, a do tego bliski finalizacji jest „interwencyjny” kontrakt z Indiami na kolejnych 36 sztuk. Takim pasmem sukcesów nie może się pochwalić żaden inny producent! Co ciekawe, nie sprawdzają się przy tym czarne scenariusze, głoszone przez część analityków, mówiące o tym, że po wstrzymaniu realizacji kontraktu na dostawę dwóch śmigłowcowców typu Mistral do Rosji, francuski przemysł zbrojeniowy straci w oczach potencjalnych klientów.
Pełna wersja artykułu w magazynie NTW 6/2015